Gdy któregoś dnia szedłem na spotkanie grupy przestępczej, zobaczyłem jak starzy, byli więźniowie piją pod sklepem monopolowym. Wtedy zwróciłem się do Pana Boga...
świadectwo kleryka
Pochodzę z rodziny katolickiej, rodzice byli tzw. katolikami niedzielnymi. Mam dwóch braci i siostrę. Miałem szczęśliwe dzieciństwo – rodzice troszczyli się o nasze wychowanie oraz o wszystkie nasze potrzeby. W szkole byłem przeciętnym uczniem. W wieku 14 lat zacząłem trenować zapasy, styl wolny. Gdy miałem 17 lat, trener powiedział, że przygotuje mnie na olimpiadę do Sydney. Jednak po krótkim pobycie w ośrodku olimpijskim wróciłem do mojej rodzinnej miejscowości i zacząłem powoli wchodzić w życie przestępcze. Mój brat bliźniak w wieku 17 lat trafił do zakładu poprawczego za pobicie. Poznałem jego znajomych z poprawczaka i wspólnie zaczęliśmy dokonywać rozbojów i napadów. Wszystkie „zarobione” w ten sposób pieniądze przepijaliśmy lub w inny sposób trwoniliśmy. Napadałem na ludzi, bo lubiłem się bić. Nie stanowiło dla mnie problemu „uwalenie” kogoś, ponieważ byłem bardzo dobry w zapasach. Dzięki temu byłem coraz bardziej znany w mieście, ale konsekwencją moich czynów były wyroki więzienne. Pierwszy raz trafiłem do więzienia już w wieku 18 lat. Zabrakło mi wówczas dwóch miesięcy do skończenia szkoły zawodowej. Miałem kilka rozpraw i łączny wyrok 9 lat, ale udało mi się wyjść na wolność już po 3 latach. Szkołę skończyłem w jednym z najcięższych więzień w Polsce. Jednak, dzięki bratu bliźniakowi, wspólnikom i temu, że trenowałem, nie było ono dla mnie trudnym przeżyciem. Wspólnie z innymi odsiadującymi wyrok, założyliśmy gang. Postanowiliśmy po wyjściu z zakładu karnego „przejąć miasto” i tak się stało. Było nas pięciu. Handlowaliśmy bronią, narkotykami, dokonywaliśmy wielu przestępstw, łącznie z usiłowaniem zabójstw, tylko dzięki opatrzności Bożej nikt nie zginął. Dokonywaliśmy przestępstw z użyciem broni, m.in. ostrzelaliśmy agencję towarzyską.
Gdy któregoś dnia szedłem na spotkanie grupy przestępczej, zobaczyłem jak starzy, byli więźniowie piją pod sklepem monopolowym. Wtedy zwróciłem się do Pana Boga: „Boże, ja nie chcę tak żyć, oni stoją pod nocnym sklepem i piją, ja też kiedyś będę tak stał brał narkotyki. Moja żona i dziecko będą odwiedzać mnie w więzieniu, a w domu będę między wyrokami. Boże, wyciągnij mnie z tego, bo nie chcę tak żyć!”. Bóg usłyszał wtedy moją modlitwę. Sam nie mogłem wyrwać się z tego świata szatana. Tylko zmartwychwstały Jezus mógł mnie z tego wyciągnąć. Jednak musiało jeszcze minąć trochę czasu…
Więcej w numerze 4/2014 "Miłujcie się!"opr. aś/aś