Nadzieja - matką głupich...?

Czy istotnie nadzieja jest matką głupich?

„Nadzieja jest jak nowy poranek świata, jak wielkie rozpoczynanie od nowa,
jak gdyby wcześniej nic się jeszcze nie zdarzyło”

(F. Rosenzweig, Gwiazda Zbawienia)

Myślenie o nadziei w czasie nieustannego zamętu i niepokoju, w klimacie wciąż pojawiających się złych nowin wydawać się może krzykiem błazna. Nieraz usłyszeć można słowa o „matce ludzi głupich”, którzy nie mogą zrealizować swych marzeń.

W starożytnej Grecji nadzieja oznaczała oczekiwanie przyszłości, zarówno dobrej i złej. Można było mówić o dobrej i złej nadziei. Jednoznacznie pozytywne rozumienie nadziei przyniósł judaizm i chrześcijaństwo. Czasy nowożytne zapomniały o nadziei, a jeśli słowo to się pojawiało to w kontekście krytycznym. Baruch Spinoza np. uważał ją za zbędną emocję, oświeceniowy filozof Chamfort określił nadzieję mianem szarlatana, który nas ustawicznie oszukuje. Tyle historii...

Człowiek zdaje się odkrywać nadzieję, uświadamiać sobie jej istnienie najczęsciej wtedy, gdy pojawia się rozpacz — utrata nadziei. Gdy staje przed murem cierpienia, rozstania, niewytłumaczalnego bólu. To odkrycie nie musi być jednak utratą bezpowrotną. Nadzieję można odbudować, tak jak można pokonać rozpacz (Anna Kamieńska pisała o nadziei jako o „rozpaczy, która oszalała”, o rozpaczy pokonanej). W nadzieję wpisany jest trud i wysiłek.

Albert Camus w „Człowieku zbuntowanym” zauważył, że człowiek jest jedyną istotą, która nie zgadza się na to kim jest. Jest to bunt w imię jakieś nadziei. Bunt twórczy. Niezgoda w sensie pozytywnym, niezgoda która prowokuje do myślenia, do stawiania trudnych pytań, do wyruszenia w drogę. Człowiek, który przekroczył próg nadziei, osiągnął męstwo bycia, staje się kreatorem nowej rzeczywistości. Można powiedzieć, świat zaczyna się dla niego na nowo, co wcale nie przekreśla mądrości wyrosłej z doświadczenia czasu próby i walki o nadzieję. Ten nowy świat jest wypełniony troską i odpowiedzialnością. W świecie pełnym nadziei drugi człowiek jawi się nie jako zagrożenie, ale jako ten, któremu nadzieję można powierzyć. Nie powierza się przecież nadziei rzeczy, sytuacji, idei ale osobie. Gdzie osoba — tam odpowiedzialność, a to nie jest łatwe i tanie marzycielstwo, to nie jest bezczynne oczekiwanie na „lepsze jutro”, na „jakoś to będzie”, ale tworzenie przyszłości godnej człowieczego losu. I stąd — choć w ścisłym znaczeniu tego słowa (słowniki filozoficzne lokują nadzieję w kategoriach cnót moralnych i teologicznych) nadzieja nie do świata filozofii przynależy, to jednak bliska jest poszukiwaczom mądrości. Bliska, bo siły daje by światem tym i drugim człowiekiem się zdziwić, a może raczej zadziwić, a to jest początek filozofii.

Nie matka głupich zatem, ale mądrych, co odważnie potrafią i chcą patrzeć w przyszłość. Owo patrzenie to czyn nieustanny, „wielkie rozpoczynanie od nowa”. Można raz jeszcze zapytać, wracając do starożytności o „dobrą” i „złą” nadzieję. „Dobra” jest wtedy, gdy do drogi wzywa, „zła”, gdy w bezczynność wpędza człowieka.

Marek Hłasko powiedział: „Nie przynieść człowiekowi nadziei, to gorzej niż go oślepić lub zabić”. Przynosząc ją stwarzamy „nowy poranek świata”...

Paweł Nowakowski

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama