Jeżeli Andrzej Duda zostanie prezydentem...

Jakie wartości przyświecają kandydatowi na prezydenta RP? Czy widzi możliwość większego wsparcia polskiej rodziny? Co z polską polityką imigracyjną? Czy Polska może być bardziej aktywna w polityce międzynarodowej?

Jeżeli Andrzej Duda zostanie prezydentem...

KS. IRENEUSZ SKUBIŚ: — Czy jako kandydat na prezydenta RP widzi Pan możliwość większego wsparcia polskiej rodziny?

DR ANDRZEJ DUDA: — Polska rodzina — rodzina w ogóle, nie tylko w naszym kraju — wymaga wręcz obrony, nie tylko wsparcia. Możemy tu mówić o kilku elementach pomocy rodzinie. Przede wszystkim o wsparciu przez obronę rodziny oraz przez blokowanie wszelkich działań, które oznaczają podcinanie korzeni, na których zbudowane jest polskie społeczeństwo — myślę o korzeniach naszej wiary. Chodzi o wprowadzanie obcych prądów ideologicznych i obcych pojęć, które w rozumieniu ideologii lewackiej mają zbudować nowego człowieka, z czym jako katolik i jako człowiek, ojciec rodziny, absolutnie się nie zgadzam. Druga sprawa to kwestia ekonomiczna. Jestem przekonany, że kraj potrzebuje dzisiaj wielkiego planu odbudowy polskiej gospodarki, odbudowy przemysłu, bo potrzebne są miejsca pracy, żeby młodzi ludzie nie bali się zakładać rodziny, by mieli pracę, wynagrodzenie, żeby nie wyjeżdżali z Polski, ale tu zawierali związki małżeńskie, tutaj mieli dzieci. Odbudowa polskiej gospodarki w ogromnym stopniu będzie sprzyjać polskim rodzinom. Bo z tego będą miejsca pracy. A dzisiaj brak pracy lub strach przed jej utratą jest bolączką milionów polskich rodzin. 

Pomoc polskiej rodzinie to także bezpośrednia konkretna pomoc dla rodzin, którym żyje się trudniej. Uważam, że państwo polskie spokojnie może zrealizować proponowany przez PiS program skierowany do rodzin wielodzietnych: 500 zł miesięcznie na każde dziecko, poczynając od drugiego, a w rodzinach ubogich — już od pierwszego i na każde kolejne. Jestem przekonany, że to będzie wielkie wsparcie dla tych rodzin i w olbrzymim stopniu odciąży rodziców, gdy chodzi o koszty wychowania dziecka.

— Jak, jako prezydent, uzasadniłby Pan odmowę ratyfikacji Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej?

Każdy rozsądny człowiek jest przeciw przemocy wobec kobiet, przeciw przemocy domowej. To rzecz oczywista. W obecnym polskim prawie są jednak instrumenty, które mają służyć jej zapobieganiu. I nie mam nic przeciwko zaostrzeniu kar za przestępstwa, takie jak znęcanie się nad rodziną — zaostrzeniu, bo kary w polskim kodeksie karnym są przewidziane. Ale do tego nie jest potrzebne przyjmowanie tej konwencji, tym bardziej że zawiera ona wiele groźnych zapisów ideologicznych, niemających nic wspólnego ze zwalczaniem przemocy. Konwencja ta wprost zakłada niszczenie tradycji i wiary, choć mówi tylko o walce ze stereotypami. Ale wobec niedookreśloności pojęć, które się w tej konwencji pojawiają, takim stereotypem może być rola ojca w rodzinie, i w ogóle tradycyjny model rodziny, oparty na naturze oraz na kulturze chrześcijańskiej. Jako chrześcijanin, katolik nie mogę się z tym zgodzić. Żyjemy w kraju katolickim i nie ma żadnego powodu, by do polskiego systemu prawnego wprowadzać rozwiązania, które są sprzeczne z naszą kulturą, a nawet z polską konstytucją w jej dzisiejszym brzmieniu. Dlatego gdybym był prezydentem RP, tobym tej konwencji po prostu nie ratyfikował. Trzeba zauważyć, że jest w niej mowa o tym, iż w programach edukacyjnych na wszystkich poziomach będą promowane „niestereotypowe role społeczno-kulturowe”. Przepraszam, co to znaczy? Obawiam się, że pod tym określeniem będą się kryć różnego rodzaju preferencje, które są sprzeczne z prawem natury. A w ogóle wprowadzanie do polskiego systemu prawnego tego typu niedookreślonych pojęć, które pozwalają na dosyć dowolną interpretację, również jest systemowo niekorzystne — mówię to jako prawnik. 

Polacy mogą być pewni, że jeżeli zdecydują, iż zostanę prezydentem RP, to nie ratyfikuję tej konwencji.

— W jaki sposób mógłby Pan, będąc prezydentem kraju, pomóc polskiej wsi, by w rękach Polaków pozostały polskie ziemie i lasy oraz inne zasoby naturalne?

Jeżeli Polacy wybiorą mnie na urząd prezydenta RP, z całą pewnością będę bronił polskich lasów w tym znaczeniu, że nie dopuszczę do wejścia w życie ustaw, które miałyby prowadzić do ich prywatyzacji, i nie zgodzę się na żadne działania natury legislacyjnej, które miałoby prowadzić do osłabienia przedsiębiorstwa Polskie Lasy Państwowe. Lasy powinny pozostać własnością państwa polskiego, czyli nas wszystkich. To gigantyczny majątek, a w Polsce dość już było złodziejskich prywatyzacji. Ta jedna z ostatnich pereł w naszej koronie musi pozostać w rękach polskiego społeczeństwa — dla mnie to, co jest w rękach Skarbu Państwa, jest w rękach polskiego społeczeństwa. 

Jeżeli chodzi o ochronę polskiej ziemi — rzeczywiście, sytuacja jest bardzo niebezpieczna. 1 maja 2016 r. wygasają ostatnie ograniczenia w obrocie polską ziemią i będą ją mogły swobodnie nabywać zagraniczne podmioty. I tutaj konieczna jest specjalna ustawa, która chroniłaby interes Polski i polskich rolników. Sytuacja polskich rolników jest coraz trudniejsza. Coraz bardziej doskwiera im kryzys na rynku rolnym — spadają ceny produktów rolnych, także mięsa, mleka — ponadto bardzo dotkliwe są kary nakładane przez Unię Europejską itd. Przez ostatnie lata rząd i prezydent nie zrobili nic, żeby dopłaty bezpośrednie z UE zostały dla polskich rolników wyrównane do tego samego poziomu, na którym są w innych krajach tzw. starej Unii. Nie zrobiono nic, żeby wyjednać dla polskich rolników rekompensaty z tytułu rosyjskiego embarga — takie, jakie rzeczywiście im się należą, czyli proporcjonalne do strat, które ponieśli. Rolnicy są więc w coraz gorszej sytuacji — przede wszystkim finansowej — a jednocześnie uwalnia się możliwość obrotu polską ziemią, co oznacza, że wielu zdesperowanych rolników może być skłonnych sprzedać swoje gospodarstwa w całości lub w części. Pamiętajmy, że rolnicy holenderscy, niemieccy czy francuscy są dużo bogatsi od polskich, i z łatwością mogą oferować wyższe ceny. Musi zatem powstać akt prawny, ustawa, która będzie ograniczała możliwość swobody tego obrotu, np. aby kupić ziemię, trzeba być w Polsce rolnikiem przynajmniej od 25 lat. Podaję to jako przykład, nie mówię o szczegółowych rozwiązaniach, które, oczywiście, są do wypracowania, bo to nie będzie długa ustawa — to można zrobić szybko. I jeżeli projekt, który obecnie jest w Sejmie — a został przygotowany przez posłów PiS i europosła Janusza Wojciechowskiego — nie będzie procedowany (obecnie jest trzymany przez marszałka Sejmu w tzw. zamrażarce), to jeśli zostanę wybrany na prezydenta RP, natychmiast przygotuję projekt prezydencki i gdy zajdzie potrzeba, wygłoszę w tej sprawie orędzie do narodu, żeby wszyscy wiedzieli, w czym tkwi problem.

— Jakie możliwości zabezpieczenia polskiej tożsamości daje, według Pana, urząd prezydenta RP?

Prezydent RP ma wiele możliwości, chociażby poprzez swoją — także symboliczną — rangę najwyższego przedstawiciela RP. Samą swoją obecnością może podkreślać ważność pewnych wydarzeń kulturalnych, a omijać te, które są sprzeczne z naszą tradycją. Prezydent ma również prawo wypowiedzieć się krytycznie i ja, jeśli nim zostanę, z pewnością z tego skorzystam, by wspierać to, co jest dobre z punktu widzenia polskiej kultury, budowania naszej tożsamości narodowej, postaw patriotycznych. Bo, niestety, w ostatnich latach często mamy do czynienia z wydarzeniami pseudokulturalnymi, antypolskimi, z działaniami obrażającymi ludzi wierzących. Nie wspominam już o tym, że prezydent może przygotowywać różnego rodzaju rozwiązania ustawowe lub wetować te, które uważa za niebezpieczne. Pragnę współdziałać w tym zakresie m.in. z ministrem kultury, realizując zasadę współdziałania władz. Możliwości jest wiele. Ale ważna jest także ta symboliczna rola prezydenta jako najwyższego przedstawiciela RP.

— Czy przy inercji rządu w sprawie przyjmowania polskich repatriantów widzi Pan możliwość utworzenia przy prezydencie RP specjalnego komitetu sprzyjającego powrotowi Polaków do Macierzy?

Zdecydowanie tak. Jest tu natomiast jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której trzeba powiedzieć. To jest kwestia nie tylko tego, żeby Polakom, którzy dziś mieszkają przede wszystkim na Wschodzie — bo to o nich najbardziej chodzi — przyznać polskie obywatelstwo. Trzeba im także stworzyć warunki, by mieli się gdzie osiedlić, pomóc im znaleźć pracę. Wymaga to specjalnego programu i jest to spory wysiłek finansowy dla państwa. Z dużą satysfakcją przyjmowałem i realizowałem politykę prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego jako jego minister i prawnik, który odpowiadał m.in. za sprawę przyznawania obywatelstwa, bo Pan Prezydent miał prostą zasadę: wszyscy Polacy, którzy byli w stanie wykazać swoją polskość czy polskie pochodzenie, to obywatelstwo otrzymywali. Obywatelstw Polakom ze Wschodu przyznawanych było wtedy mnóstwo. Ale ich sprowadzenie do Polski, a więc stwarzanie im przez państwo polskie warunków do tego, aby mogli się osiedlać, wymaga już specjalnego programu, bo nie każdy z nich sobie poradzi.

— Czy widzi Pan — jako ewentualny przyszły prezydent RP — jakieś możliwości obrony chrześcijan w Iraku, Syrii, Egipcie, Pakistanie?...

Trzeba przede wszystkim — i to jest minimum tego, co można zrobić — na arenie międzynarodowej bardzo piętnować tego typu działania. Czynimy to, będąc w Parlamencie Europejskim, domagając się chociażby na Komisji Spraw Zagranicznych, aby zwracać uwagę na prześladowanie chrześcijan. Pamiętam, że była duża dyskusja, kiedy zjawił się przedstawiciel NATO na posiedzeniu Komisji, na temat tego, że chrześcijanie potrzebują obrony, wsparcia, także obrony militarnej. Oczywiście, trzeba podejmować wszelkie uchwały — powtarzam to jeszcze raz — piętnujące tego typu działania. Na pewno można byłoby zrobić więcej, gdyby nasz kraj był bardziej zamożny — można by wtedy zaprosić do nas prześladowanych chrześcijan, by tu zamieszkali. Myślę, że bardzo szybko wtopiliby się kulturowo w nasze społeczeństwo, bo są to przecież ludzie z tego samego pnia kulturowego co my. Trzeba też wspierać organizacje kościelne, które materialnie pomagają chrześcijanom na Wschodzie. Solidarność z nimi i pomoc im to nasz moralny obowiązek.

— Co powiedziałby Pan, jako prezydent RP, papieżowi Franciszkowi podczas składania mu wizyty?

Poprosiłbym go o stałą modlitwę za naszą ojczyznę. Prosiłbym także o modlitwę za mnie do Ducha Świętego, żebym był mądrym i dobrym prezydentem. Jestem głęboko przekonany, że bez modlitwy nie da się realizować wielkich zadań. Nie wyobrażam sobie pełnienia tej ważnej funkcji społecznej inaczej niż w sposób będący wyrazem głębokiego — również duchowo — podejścia do tego wielkiego zadania. 

Poprosiłbym także Ojca Świętego, by przyjechał do Polski, i to jak najszybciej...

— Nie mogę nie poruszyć jeszcze jednego ważnego tematu: kwestii ochrony życia...

Zwłaszcza wobec ostatnich działań, takich jak wprowadzenie swobodnej sprzedaży prawie dzieciom pigułki wczesnoporonnej, trzeba jasno i zdecydowanie powiedzieć: w Polsce musi być wprowadzona absolutna ochrona życia, przede wszystkim tego bezbronnego — poczętego. Tego wymagają czasy i nie ma tu mowy o jakimkolwiek kompromisie (czego nie uznaje lewica), bo chodzi o życie polskiego społeczeństwa. Dla mnie element obrony polskości, obrony polskiej rodziny to także ochrona życia. Nie będzie Polski bez nowych pokoleń Polaków. Poza tym — każdy człowiek zasługuje na to, żeby móc się urodzić. Tutaj nie ma dyskusji. Jestem zdecydowanym zwolennikiem ochrony życia.

— Dziękuję za cenne słowa, które świadczą o Pana odpowiedzialności i trosce o dzień dzisiejszy i przyszłość rodaków. Życzymy powodzenia!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama