Ks. Jacques Hamel zginął za wiarę, odprawiając Mszę św. na francuskiej prowincji, w sercu Europy.
Kilka minut po śmierci okrzyknięto go męczennikiem. Ks. Jacques Hamel zginął za wiarę, odprawiając Mszę św. Trudno uwierzyć, że to dzieje się naprawdę: w XXI wieku, w sercu Europy.
Rouen to nie jest miejsce anonimowe. To właśnie tam spłonęła na stosie Joanna d'Arc. — Gdybym nawet miała zostać skazana i na własne oczy ujrzeć płomienie, gotowy stos i kata lub też człowieka, który szykowałby się do jego podpalenia i gdybym znalazła się w płomieniach, nie zaprzeczyłabym własnym słowom — mówiła przed śmiercią.
Swojej wierze nie zaprzeczył ks. Jacques Hamel. Zginął z ręki dżihadystów, ścięty przy ołtarzu podczas odprawiania Mszy św. w pobliskim Saint-Étienne-du-Rouvray w diecezji Rouen. Natychmiast pojawiły się głosy o tym, że Kościół zyskał nowego męczennika.
Dwaj dziewiętnastolatkowie wpadli do kościoła w czasie Mszy św. Jeden z nich obiegł ołtarz i chwycił księdza za kark tak, że ten padł na kolana. Przytrzymał jego głowę pochyloną w dół w geście, jaki znaliśmy dotąd tylko z egzekucji chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Potem ściął ją maczetą.
Obaj zabójcy byli znani policji. Jeden z nich, oskarżany o kontakty z organizacją terrorystyczną, poddany był nadzorowi elektronicznemu. Mógł wychodzić z domu tylko na kilka godzin dziennie. To wystarczyło, by doszło do tragedii. We Francji 28 tys. osób niebezpiecznych nosi opaski elektroniczne. Zdecydowana większość z nich miała kontakty z Państwem Islamskim. Trudno nie zapytać o zasadność takiej właśnie kontroli. Ludzi racjonalnie myślących opaska powstrzyma przez złamaniem prawa, choćby ze strachu przez dalszymi sankcjami. Terrorysta nie ma nic do stracenia. Jest gotów umrzeć i idzie po to, żeby umrzeć. Opaska nie jest dla niego niczym więcej jak dekoracyjnym gadżetem.
Wydarzenie we Francji wstrząsnęło światem, choć w tym przypadku ofiarami ataku terrorystycznego nie były dziesiątki cywilów, a jeden stary ksiądz. Wstrząsnęły, bo rzecz stała się daleko od zatłoczonych centrów, na prowincji, która dotąd wydawała się bezpieczna. Wstrząsnęły, bo wydarzyły się w dzień powszedni, bez tłumów, w miejscu i czasie teoretycznie bezpiecznym. Wstrząsnęły, bo po raz pierwszy w Europie celem ataku stał się bezpośrednio katolicki kościół. Dotychczasowe ataki dotykały ludzi wierzących pośrednio, jako jednych z wielu uczestników tłumów. Tu po raz pierwszy terroryści weszli do budynku kościoła. Weszli po to, żeby zabijać chrześcijan.
Powiedzieć, że Francja nie jest religijnym krajem, to ocierać się o komunał. W szczycącej się radykalnym rozdziałem Kościoła od państwa Francji katolicyzm praktykuje niespełna 5 proc. społeczeństwa (dane według Francuskiego Instytutu Opinii Publicznej). To właśnie tam zwiedzać można puste kościoły z konfesjonałami zamienionymi na schowki do mioteł. To właśnie tam na misje przyjeżdżają księża z krajów afrykańskich. Tym bardziej zaskakuje wypowiedź prezydenta Francji François Hollanda, który po mordzie dokonanym na księdzu powiedział: „Tuer un prêtre, c'est profaner la République”, co znaczy: „Zabić księdza to tak, jak sprofanować Republikę”. Być może trzeba było tragedii, by Republika upomniała się już nie tylko o prawo wolności religijnej dla przybywających do niej wyznawców islamu, ale również dla Kościoła katolickiego. Być może trzeba było tragedii, by Republika, a za nią cały świat dostrzegł, że terroryści w imię islamu walczą nie z kulturą, nie z cywilizacją, nie z pojedynczymi ludźmi, ale z tym, co uważają za swojego największego wroga: z wiarą chrześcijańską.
Jednym z tych, którzy do Francji przyjechali na misje, jest pochodzący z Kongo ks. Auguste Moanda Phuati, proboszcz parafii w Saint-Étienne-du-Rouvray. W lipcu miał urlop, odwiedzał rodzinę w swoim kraju. Wracał właśnie do parafii, gdy na lotnisku w Paryżu dotarła do niego wiadomość o ataku terrorystycznym. Musiał mieć świadomość, że tam, przy ołtarzu, mógł stać on. Stał kto inny, kto go zastępował — ks. Jacques Hamel. Gdy ks. Moanda-Phuat dowiedział się o tym, co się stało, był w szoku. — Nie mogę pojąć tego, co się nam przydarzyło — mówił. — Nigdy nie otrzymywaliśmy nawet gróźb. Jednocześnie ks. Moanda-Phuati nawoływał do modlitwy za ofiary terroryzmu.
Ks. Jacques Hamel miał 86 lat. Powinien już spokojnie odpoczywać na emeryturze, ale jak sam mówił, od kapłaństwa nie ma emerytury. Pochodził z okolicy, urodził się zaledwie dziesięć kilometrów od miejsca, w którym zginął. Mimo zaawansowanego wieku nie chciał odpoczywać, czuł się na siłach, żeby nadal pomagać w parafii, a kiedy trzeba — również zastępować proboszcza. Cieszył się wielkim szacunkiem parafian, którzy znali go „od zawsze”. Mówili, że miał w sobie dużo ciepła i charyzmy, że nigdy nie chciał zwracać na siebie uwagi. Często się uśmiechał i umiał słuchać ludzi. W liście do parafian na rozpoczęcie wakacji pisał: „Czas modlitwy: bądźmy uważni na to, co będzie się działo aktualnie w naszym świecie. Módlmy się za najbardziej potrzebujących, o pokój, o lepsze współżycie międzyludzkie. To będzie wciąż Rok Miłosierdzia. Uczyńmy swoje serca wrażliwymi na piękno, na każdego człowieka; na te oraz tych, którzy mogą czuć się bardziej samotni. Niech te wakacje pozwolą nam wypełnić się po brzegi radością przyjaźni i powrotu do źródła. Będziemy wtedy mogli, umocnieni, podjąć dalszą wspólną drogę”.
To ks. Hamel zainicjował w okolicy dialog z muzułmanami. To on oddał część parafialnej ziemi pod budowę meczetu. Mohammed Karabila, przewodniczący Rady Regionalnej muzułmańskiej Normandii, nazywał go swoim przyjacielem. Najwyższa instancja islamu we Francji, czyli Rada Kultu Muzułmańskiego, wezwała imamów i wszystkich wiernych, by w niedzielę po ataku udali się do kościoła katolickiego i tam w imię solidarności po zabiciu księdza wzięli udział w Mszy św. Potępiła również „tchórzliwe zabójstwo” i wezwała do „okazania chrześcijańskim braciom solidarności i współczucia ze strony muzułmanów we Francji”. Zaapelowała, by podczas kazań i modlitw we wszystkich francuskich meczetach uwzględnić „pierwszoplanowe miejsce, jakie w religii muzułmańskiej zajmuje poszanowanie innych religii, a także wyznających je ludzi dobrej wiary”. Cytowała również słowa proroka Mahometa: „kto niesprawiedliwie wyrządzi zło Żydowi albo chrześcijaninowi, we mnie znajdzie wroga w dniu Sądu Ostatecznego”.
Tragedia we Francji rozegrała się w cieniu Światowych Dni Młodzieży. Na wieść o tragedii arcybiskup Rouen Dominique Lebrun postanowił wrócić z Krakowa do swej diecezji, przypominając przy tym, że Kościół katolicki nie może walczyć inaczej, jak tylko modlitwą.
Kard. Christoph Schönborn w katechezie głoszonej do kilku tysięcy pielgrzymów niemieckojęzycznych porównywał zamordowanego ks. Hamela do baranka na Bożym ołtarzu, który zmieszał swoją krew z krwią Chrystusa. Pytając o to, czy jest odpowiedź na dżihadyzm, kardynał mówił, że odpowiedzią Jezusa jest krzyż.
Do zamachu nawiązał w swojej katechezie również bp Grzegorz Ryś, mówiąc, że „reakcją na dramaty świata może być gniew lub miłosierdzie. Ludzie znający Boga wybierają miłosierdzie. (...) Jeśli nie zareagujemy miłosierdziem (...) na krew ks. Jacquesa, to będziemy niestety karmić swój gniew, który zabije nas szybciej niż innych ludzi”.
— We Francji teraz dopiero zaczynamy rozumieć, że ataki mogą mieć miejsce naprawdę wszędzie, nie tylko w tłumie, podczas wielkich wydarzeń. Na Mszy św. było zaledwie sześć osób! — mówi s. Nathalie Becquart, odpowiedzialna za ewangelizację młodych przy Konferencji Episkopatu Francji, koordynatorka francuskiej delegacji na Światowe Dni Młodzieży. — Żyjemy w sytuacji podwyższonego ryzyka. Musimy nauczyć się z tym żyć, a jako chrześcijanie nie możemy odpowiadać przemocą. Odpowiedzią jest to, co przeżywamy właśnie podczas Światowych Dni Młodzieży: doświadczenie braterstwa ponad granicami, spotkanie młodych ludzi, którzy wspólnie są gotowi pracować na rzecz pokoju. Odpowiedzią jest łaska miłosierdzia, odpowiedzią jest cywilizacja miłości. Odpowiedzią jest chrześcijańskie życie Ewangelią. Jako Francuzi jesteśmy w szoku, ale wiemy też, że nie możemy trwać w lęku, bo nie na tym polega prawdziwe chrześcijaństwo.
opr. ab/ab