Odwaga nawrócenia

Po liście kard. Marxa rodzą się pytania, czy jest on rzeczywiście diagnozą rzetelną? Czy jeden niemiecki biskup może wypowiadać się o całym Kościele? A co, jeśli jego diagnoza jest słuszna, choć bolesna?

Czcigodny Ojcze Święty, nie ulega wątpliwości, że Kościół w Niemczech przeżywa kryzys. Oczywiście i w naszym kraju, i na całym świecie, jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy, których nie muszę tu szczegółowo przytaczać. Kryzys ten jednak został spowodowany również naszymi błędami, naszymi zawinieniami. Dostrzegam coraz wyraźniej, gdy spoglądam na Kościół katolicki jako taki, nie tylko dziś, ale i w poprzednich dziesięcioleciach. Znaleźliśmy się — takie mam wrażenie — niejako w martwym punkcie, który jednak, jak podpowiada mi moja paschalna nadzieja, może się stać punktem zwrotnym” — pisze w swoim liście do papieża Franciszka niemiecki kardynał Reinhard Marx.

Trudno tych słów nie brać bardzo poważnie, jeśli ten, który je napisał, jest jednym z najważniejszych postaci Kościoła w Niemczech, przewodniczył Konferencji Episkopatu Niemiec oraz został zaproszony do grona ośmiu najbliższych współpracowników papieża w reformie Kurii Rzymskiej. Ponadto, jego ocena kościelnych działań, głównie związanych z pedofilią, nie ogranicza się tylko do Kościoła na terenie Niemiec, ale sięga w pewnym sensie całości, jest opinią o sytuacji kryzysowej całej instytucji. „Uważam, że gotowość do wzięcia odpowiedzialności mogę wyrazić między innymi poprzez rezygnację ze sprawowania urzędu. W ten sposób wykonam osobisty gest, który być może przyczyni się do nowego początku, do odnowy w Kościele, nie tylko w Niemczech” — czytamy w liście. Pytania rodzą się więc same: czy list kard. Marxa rzeczywiście jest diagnozą rzetelną? Czy jeden niemiecki biskup może wypowiadać się o całym Kościele?

Najpierw należy zaznaczyć, że kard. Marx koncentruje się przede wszystkim na swojej osobistej odpowiedzialności za możliwe zaniedbania. Dopiero w dalszej perspektywie wskazuje na swoją współodpowiedzialność za działania innych, a nawet za swego rodzaju „system”, który pozwalał na zaniedbania. „Zlecone w ostatnich dziesięciu latach badania i ekspertyzy dowodzą według mnie niezbicie, że popełniono wiele błędów osobistych i administracyjnych, ale zawiodła także instytucja czy też «system»” — pisze w liście do Franciszka, który jak wiemy, już od lat mówi o grzechu klerykalizmu, polegającym na przewartościowaniu władzy duchownych w stosunku do świeckich. Kard. Marx bijąc się więc najpierw we własne piersi, podkreśla zarazem, że rozwiązaniem problemu systemowego w Kościele, a więc narosłego klerykalizmu, może być tylko droga synodalna.

Nie wiadomo, czy ma na myśli tę niemiecką czy raczej ostatnią inicjatywę papieża Franciszka dla całego Kościoła, która się od tej niemieckiej znacznie odróżnia. W jednej i drugiej formie chodzi jednak o to samo fundamentalne pytanie, które należy postawić na początku, zanim ktoś udzielać będzie autorytatywnej na nie odpowiedzi: co na to wszystko świeccy? Bo jeśli mamy się naprawdę przekonać, czy opinia kard. Marxa wyrażona w jego liście do papieża jest rzetelna, musimy zacząć od zapytania tych, którzy mogą nasze wewnątrzinstytucjonalne zapatrywania na Kościół bardziej zobiektywizować. I to nawet za cenę pewnego sporu. Trudno bowiem nie przewidzieć, że niektóre z wyrażonych w ten sposób opinii osób świeckich okażą się nierzetelne, przesadzone bądź zwyczajnie nieprawdziwe. Nie ma jednak innej drogi, i nie jest to zła, ale bardzo dobra wiadomość — jeśli wszyscy chcemy być naprawdę Kościołem i w Kościele Chrystusa: należy zacząć od pokornego słuchania Ducha Świętego, który mówi przez cały Lud Boży.

A jest to tym bardziej potrzebne także w Polsce, aby wsłuchać się w ludzi, którzy zostali skrzywdzeni. Aby wsłuchać się głęboko w tych, którzy noszą w sobie szczere pragnienie budowania wspólnoty bardziej ewangelicznej. To wsłuchanie się w cały Kościół jest potrzebne także po to, aby nie dochodziło do koncentrowania sił — niektórych przynajmniej grup osób związanych na przykład z Kongresem Katoliczek i Katolików — w kierunku umacniania polskiej wersji europejskiego ruchu Wir sind Kirche (My jesteśmy Kościołem). Moim zdaniem bezproduktywnego dla prawdziwej reformy Kościoła europejskiego.

Słowa kard. Marxa przyjmuję więc z całą powagą. Uważam, że u podstaw jest to diagnoza słuszna, choć bardzo bolesna. Nie potrafię jednak przytaknąć wszystkiemu, co niemiecki kardynał mówi i proponuje na przyszłość. Może wcale nie jest tak, że wszędzie w Kościele system aż tak bardzo okazał się nieskuteczny. Nie osądzałbym z góry tych wszystkich, którzy w ostatnich dziesięcioleciach byli ludźmi prawego sumienia, także za sterami Kościoła. Może tego kard. Marx aż tak mocno nie powiedział, ale chyba należy przyznać, że wyraźnie to zasugerował. To, że sam uznał własne winy, nie może być sugestią, że wszyscy de facto zawinili. Bo czy z powodu tak wielu poważnych problemów mamy dzisiaj, i to tuż przed beatyfikacją, żyć atmosferą podejrzliwości: czy i kard. Wyszyński nie ukrywał czasem czegoś przed nami? Czy nie możemy oddychać powietrzem świętości, nawet jeśli nadal miesza się ono z zadymieniem grzechu? Czy z takim ferworem wycinając kąkol, nie uszkadzamy życiodajnego zboża?

Atmosferę podejrzliwości i doszukiwania się zła, czasem przy kompletnym braku wyrozumiałości dla danego czasu, możliwości zdobywania i przekazywania informacji, sposobu myślenia oraz konkretnych okoliczności historycznych, uważam za duże nadużycie. Chwilami można mieć wrażenie, że komuś — także w Kościele — sprawia radość podgrzewanie tej podejrzliwości i wzajemnej nieufności, że satysfakcję sprawia deptanie bez opamiętania dobrego imienia ludzi tylko dlatego, że zajmowali bądź zajmują w Kościele ważne stanowiska. Rozumiem powagę zaniedbań. Ale rzetelność musi być wyznacznikiem dobrych intencji i jakości rozpoznawania spraw po każdej ze stron.

Nie umiałbym też zaakceptować propozycji niemieckiej wersji drogi synodalnej — jeśli o takiej kard. Marx myślał, pisząc list do Franciszka — która chwilami zupełnie odbiega od tego, czym jest Kościół. Bywa, że przypomina ona forum opinii i to zupełnie niezwiązanych lub bardzo luźno związanych ze źródłami życia i nauczania w tradycji Kościoła.

Ale pomimo tych wszystkich „ale”... uważam, że wsłuchanie się w cały Lud Boży jest jedynym lekarstwem na ocalenie wiarygodności Kościoła. I że zdrowie mistycznemu Ciału Chrystusa — nie tylko jego formie instytucjonalnej — przywróci tylko nawrócenie wszystkich, także nas duchownych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama