W każdym z nas drzemie ateista

Może to zabrzmieć dziwnie. Przecież 97% Polaków uważa się za wiernych katolików, za ludzi wypełniających Boże przykazania

Może to zabrzmieć dziwnie. Przecież 97% Polaków uważa się za wiernych katolików, za ludzi wypełniających ­Boże przykazania. Tymczasem fakt jest taki, że w każdym z nas jest cząstka ograniczonego zaufania i wątpliwości w wierze. I chcę Cię, drogi Czytelniku, uspokoić – to nic groźnego.

Wątpliwości w wierze to chwile, kiedy możesz swoją wiarę zweryfikować – zapytać siebie, w co tak naprawdę wierzysz. Od dzieciństwa chodzisz „do kościółka”, odmawiasz „paciorek”, a w piątki jesz rybę zamiast schabowego. I pewnego dnia pytasz: Ale właściwie dlaczego, po co to wszystko? Zaczynasz szukać. I wtedy się zaczyna! Przygoda z Jezusem, który nie zainstalował we mnie ani w Tobie aplikacji o nazwie „wiara”. Czy jest to Jego porażka, czy dar? Bóg ­zaprasza Cię do poznawania i stopniowego odkrywania wiary, czyli relacji z Nim.

Doświadczyć zwątpienia

Bóg doświadcza nas zwątpieniem po to, abyśmy byli bogatsi o jeszcze jeden odcień człowieczeństwa. Im dłużej żyję, tym bardziej się o tym przekonuję. Kiedyś nie rozumiałem, co to znaczy ciągle się nawracać. Wydawało mi się, że decyzja zrobienia kroku w kierunku Chrystusa do końca ustawia moje życie i funkcjonowanie na właściwej ścieżce. Dziś mogę powtórzyć za św. Augustynem, że „miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi”. Wiara to ciągłe zadawanie pytań, nawet jeśli nie da się na wszystkie udzielić odpowiedzi. To, co dzisiaj w relacji z Bogiem jest dla mnie wyjątkowe, za tydzień, miesiąc albo za rok będzie nieaktualne, może nawet śmieszne czy dziecinne. Jednak liczy się to dzisiaj, ponieważ dzisiaj jest dla mnie czymś wspaniałym! Jeśli człowiek umie ucieszyć się swoją wiarą i uznać relację z Jezusem za coś niebywałego i niepowtarzalnego, będzie umiał kolekcjonować te odcienie człowieczeństwa. Być może dzięki częstemu rachunkowi sumienia będzie potrafił przy ich pomocy napisać piękną ikonę, obrazującą jego wiarę jako proces dochodzenia do Prawdy. Spotkałem jakiś czas temu grupkę młodych protestantów. Jeden z nich, Wiktor, opowiadał, że 5 lat temu opuścił Kościół katolicki. „Zrozumiałem, że przez lata karmiłem się czymś, co jest sprzeczne z Ewangelią: modlitwa do Matki Bożej, wywoływanie świętych, chodzenie do kościoła, gdzie ciągle słyszy się mowę-trawę na temat uczynków itd., itp.” – powiedział. Ale czy nie jest przypadkiem tak, że przez lata karmił się niepełną nauką o wierze chrześcijańskiej? Tak go ktoś nauczył, gdy miał 8 lat. Później swojej wiary już nie rozwijał, a w pewnym momencie poszukiwanie przestało go fascynować i spróbował czegoś nowego.

Mieć odwagę szukania

Lubię czasem porozmawiać z kimś, kto dryfuje na obrzeżach Kościoła. Czasami spotykam ludzi bardzo szczerych, a czasami po prostu zachwyca mnie klimat autentycznego poszukiwania. Nie wdaję się w dyskusje po to, aby ich nawrócić i upodobnić do siebie, ale pragnę zobaczyć, jak wygląda Bóg z ich perspektywy. Takie doświadczenie oderwania od utartych schematów może być budujące w procesie dojrzewania w wierze. Nie można przecież jednej miary przykładać do różnych doświadczeń i historii życia, a co dopiero do relacji człowieka z Bogiem. Pozwólmy sobie na szaleństwo zobaczenia naszej relacji z Chrystusem jako wyjątkowej, wspaniałej, niepowtarzalnej i nieporównywalnej do niczego innego.

Ks. Tomáš Halík w książce Cierpliwość wobec Boga, cieszącej się popularnością niemal na całym świecie, podjął problem poznania Boga przez osoby uznające się za niewierzące. Wyróżnia w niej „ateizm obojętności” – tak samo nudny jak leniwa wiara, która wygodnie usadowiła się w swoich zwyczajach i pewnikach, a także – jak aluzyjnie dodaje – w dziedzictwie ojców czy w starannie zakopanym skarbie z obawy przed tym, aby go nie utracić.

Czy warto marnować życie i nie obudzić w sobie zwątpienia, aby dotrzeć do czegoś więcej, niż mamy dzisiaj? Jeśli ktoś żyje wiarą wyuczoną w szkole na lekcjach religii i do dzisiaj nie narodziły się w nim nowe pytania i wątpliwości – chwała Panu! Jednak chyba niemożliwe jest przeżywanie na ­serio wiary bez chwil refleksji, powątpiewania i wreszcie – odnalezienia Prawdy. Jezus Chrystus mówi o sobie, że jest Drogą, Prawdą i Życiem… (por. J 14, 6). Nie bójmy się wejść na tę drogę. A może właśnie wtedy zaczniemy żyć naprawdę?

Obudzić pragnienie

Mam przed oczami postać św. Tomasza po zmartwychwstaniu. Nie był niewiernym, jak go ochrzciła Tradycja, tylko niedowiarkiem. Niewierność z niedowiarstwem mało ma wspólnego. Niewiernymi są bardzo często ludzie, którzy na początku nie mają żadnych wątpliwości i pewni siebie porywają się z motyką na słońce. Natomiast niedowiarstwo Tomasza okazało się dla Kościoła błogosławione! To właśnie dzięki niedowiarstwu on pierwszy dotknął ran Jezusa, w których jest życie. Jak widać, lepiej niedowierzać i dotknąć rany, która leczy, niż udawać wiarę i nigdy nie dotknąć źródła życia.

Nigdy nie wiemy, co nas tak naprawdę prowadzi do Boga. Idziemy do Niego przez upadek, grzech, słabość, talent, wiedzę (w tym miejscu możesz dopowiedzieć, co charakteryzuje Twoje życie). Najważniejsze to rozbudzić w sobie pragnienie Boga, a jeśli trzeba, obudzić także drzemiącego w nas ateistę.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama