Niech tu zostanie łacina macierzysta Kościoła, niech powtarza zaangażowanie chrześcijanina po stronie Chrystusa, jak i wyrzeczenie się szatana. Taki medal odpowiada potrzebie dzisiejszej
Wiadomość o medalu – na razie – pomimo swe braki, wystarcza jako punkt wyjścia dla refleksji. Medal i krzyż św. Benedykta stanął obok innych dewocjonaliów, które Kościół poświęca, takich jak obrazek i różaniec, aby dopomagały w pobożnych praktykach. Efekty bywały zadziwiające, tłumaczono je nieraz ingerencją sił nadprzyrodzonych. O św. Benedykcie zachowała się tradycja, że był cudotwórcą. W tym wypadku – jak mniemać można – przedłuża się jego dobroczynność.
Medale z krzyżem św. Benedykta wyróżniają się pewnym określonym układem liter – inicjałów egzorcyzmu. Pierwsza wiadomość o tym sięga średniowiecza, lecz o medalu jako takim słychać od trzystu lat. Ojczyzną jego były klasztory benedyktyńskie w Austrii (Metten, Salzburg i in.). Stopniowo ich użytek rozszerzył się na dalsze kraje, m. in. na Polskę, gdzie miał własną historię (karawaka). Śledzenie tej historii stało się możliwe, dzięki drukowaniu broszurek – ulotek objaśniających modlitwy jak i znaczenie medalu.
Medale w ciągu tych trzystu lat mają cechy wspólne, które je łączą między sobą w grupę medali św. Benedykta, wyróżniając od innych. A jednak ukazują się coraz to nowe cechy, dzięki czemu medal ma wygląd odmienny z różnych powodów. I tak innego kształtu medale nosiły Siostry Miłosierdzia z woli swego Zakonodawcy. Różniły się medale, których używano w czasie zarazy, później osobne wzory propagowały klasztory benedyktyńskie w XIX i XX w. Wielką popularnością cieszył się i cieszy medal z modlitwą o pomoc św. Benedykta Patrona szczęśliwej śmierci, nie zyskał jednak monopolu, przyszły bowiem inne, według potrzeby.
Zbędnym byłoby powtarzać opowiedziane już szczegóły. Trzeba jednak uświadomić, że historia medalu to coś więcej od wyliczenia zmiennych wzorów. Ewolucja najwyraźniej oczyszcza, zamykając drogę do nadużyć i sprzyja na swój sposób adaptacji do nowych potrzeb, a chociażby do kolejnych jubileuszów z 1880 i 1980 r. Medalem upamiętniono także wybór św. Benedykta na Patrona Europy.
Historia medalika przypomina ziarno z Ewangelii. Rozwija się, bo żyje. Zostaje sobą, dzięki tradycyjnym elementom, a przemienia, bo każdy wiek a właściwie każde pokolenie wprowadzało jakąś zmianę.
Błędnym byłoby zaliczyć medal do przeżytków i widzieć w nim tylko narzędzie do czarowania bydła, chociaż używano go także w tym celu. Medal „udoskonalony” z upływem czasy służy także światłym katolikom z końca XX w. Trzeba by pomyśleć o dalszej adaptacji... w Polsce, która zna medal od czasów Sobieskiego, dotąd odbierała go tylko biernie z obcych krajów. A historia medalu przekonuje, że wolno go przekształcać według potrzeby, z uszanowaniem dla tych i tamtych elementów tradycyjnych – wolno wprowadzać innowacje.
Wyobraźnia podsuwa pomysły, lepsze i gorsze. Zasadniczo medal św. Benedykta nosił jego wyobrażenie na jednej płaszczyźnie, na drugiej zaś osobliwy krzyż i litery. Zmiany dokonywały się tu i tam, ale często krzyż i litery zostawiano, dzięki czemu pojęcie medalu św. Benedykta kojarzy się z nimi. Rozmaicie przedstawiano św. Benedykta. Przykład stanowi cała grupa medali z 1980 r., zwykle bez krzyża i liter. Ale czy były to naprawdę medale św. Benedykta? Zatraciły charakter dewocyjny tak ogólnie ceniony.
W praktyce zatem należałoby zachować rewers – to znaczy krzyż i litery w postaci tradycyjnej. Awers oczywiście powinien zachować obraz św. Benedykta – taki czy inny. Kwestia sprowadza się właściwie do napisu, który by wyrażał myśl Świętego, najlepiej zaś, aby skłaniał do modlitwy. Rozumie się samo przez się, że napis taki powinien być krótki – więc jaki?
Wchodzą w rachubę już dawno zauważone możliwości, na przykład pierwsze i ostatnie słowo Reguły św. Benedykta: AVSCULTA (FILI) – PERVENIES (Słuchaj, a dojdziesz). Oczywistym, najgłębszym pragnieniem każdego człowieka jest dojście do celu, jak odwrotnością tego byłby lęk obłąkania czy zbłąkania, chybienia, bezcelowości życia. Tak samo pragnął i tak samo lękał się człowiek sprzed lat tysiąca pięciuset, i do takiego św. Benedykt kierował swe słowa: „Chcesz, abyś ostatecznie dopiął swego celu? – Słuchaj, opowiem o celu, wskażę drogę, słuchaj – pokieruję, dojdziesz”. Użytkownik medalu powinien by dostać objaśnienie – jakże zwyczajne w historii medalu – powinien by dostać Regułę św. Benedykta.
Medal, o którym mowa, z dawna przekroczył klauzurę klasztorów i towarzyszy ludziom „świeckim”. Opowiadano, że św. Benedykt jednemu ze swych współbraci, w momencie pokusy, powiedział: SIGNA COR TUUM FRATER – SIGNA COR TUUM! (Żegnaj serce twoje, bracie, przeżegnaj serce!) – Rada taka ma szeroki zasięg i dotyczy właściwie wszystkich. Od wieków praktykuje się w chrześcijaństwie żegnanie wielkim i małym krzyżem, błogosławienie, wzywanie Trójcy Świętej i mocy krzyża – słowa godne medalu.
Jubileusz, a wcześniej ogłoszenie św. Benedykta Patronem Europy, zwróciło nań powszechną uwagę. Była to lekcja historii przydatna do rozmyślań nad początkiem i losami kultury europejskiej od średniowiecza począwszy. Papież Paweł VI przypomniał św. Benedykta, że to „on przede wszystkim, sam i przez synów swoich, przyniósł chrześcijańską kulturę społeczną, z krzyżem, księgą i pługiem w rękach, ludom zamieszkałym od Morza Śródziemnego do Skandynawii, od Irlandii aż do Polski. Przez krzyż, to jest przez prawo Jezusa Chrystusa, umocnił i polepszył urządzenia życia prywatnego i publicznego. Wypada również wspomnieć, że uczył, iż uwielbienie Boga ma najwyższą doniosłość dla społeczności ludzkiej, że jest pewną metodą usilnej modlitwy. Tak więc spoił jedność duchową Europy, że narody różniące się językiem, pochodzeniem i sposobem myślenia poczuły, że są jednym ludem Bożym. Dzięki usilnym staraniom mnichów, wiernych uczniów tak znakomitego ojca, jedność ta cechowała szczególnie epokę wieków średnich. Ta jedność, którą święty Augustyn nazywa „kształtem wszelkiej piękności” rozerwała się skutkiem pożałowania godnej kolejności zdarzeń. W naszych czasach ludzie ożywieni dobrą wolą usiłują ją przywrócić.
„Ten czcigodny Patriarcha, któremu tak wiele klasztorów zawdzięcza swą nazwę i życiową siłę, przez księgę, to jest przez kulturę umysłową, uratował ze staranną pilnością starodawne pomniki piśmiennictwa, gdy mrok pokrywał sztuki piękne i umiejętności, te pomniki przekazał potomności, a nauki gorliwie uprawiał. Wreszcie przez pług, to jest przez rolne gospodarstwo i inne zabiegi zamienił puste i nieuprawne obszary na role żyzne i urocze ogrody, łącząc z modlitwami prace rzemieślnicze, zgodnie z hasłem „módl się i pracuj”, nadał wysoką godność pracy ludzkiej”.
Awers medalu nie pomieści tych mądrych wypowiedzi – a szkoda! Trzeba je wydrukować osobno – w ulotce. Skoro napis ma być krótki, przy wizerunku św. Benedykta wystarczą trzy słowa: KRZYŻEM, KSIĘGĄ, PŁUGIEM. One także głoszą program i zadanie. Medalik ukazałby, jakich dróg użyć i jakich narzędzi. To jest przecież w zalążku reguła jakże potrzebnego zakonu chrześcijan obecnych czasów.
Jeszcze jeden – już ostatni – projekt nowego medalu św. Benedykta. Polska, jednocześnie ze swymi smutkami przeżywała radość obioru Papieża Rodaka, który wiele razy odwiedzał ojczyznę. Jan Paweł II prezydował jubileuszowi 1500 lat od urodzenia świętego Benedykta, głosząc jego chwałę w Nursji, w Subiaco i na Monte Cassino. Wypowiedzi te, zebrane w zgrabnej publikacji, stanowią pyszny przejaw kultu Świętego, mają dużą wartość poznawczą. Papież autorytatywnie wyświetlił pewne sprawy, pewne sprawy wzbogacił swoją wypowiedzią. Konkretnie chodzi tutaj o trudne wymaganie radości, jak też o hasło benedyktyńskie „módl się i pracuj”. Ojciec święty je wyjaśnił za jednym zamachem i to jak wyjaśnił! Odwiedzając opactwo na Monte Cassino w dniu 18 maja 1979 r., powiedział: „Idźmy z wiarą i odwagą, powtarzając za św. Benedyktem: Módl się, pracuj, a nie bądź smutny!” Tak ujęte hasło zasługuje na to, by je wykuć w spiżu: Spostrzeżono to na Monte Cassino, jak o tym była mowa, słowa ORA ET LABORA IN LAETITIA PACIS znalazły się na jubileuszowym medalu. Dlaczego jednak po łacinie, skoro sformułował je Polak? I tak odpowiadają polskim potrzebom? Są to bowiem i nie są słowa św. Benedykta, chociaż istotnie należą do jego nauki. Głosił o modlitwie, wymagał jej i doradzał innymi słowami. Módl się i pracuj – urobiono już bez jego współudziału. Dalsze słowa „pracuj i nie bądź smutny” pochodzą wprost od św. Benedykta, który je powiedział do Gota, gdy ten, pracując, utopił swe narzędzie. Do tego wydarzenia przywiązuje się dużą wagę. Św. Benedykt otworzył opactwo swoje dla barbarzyńców i kazał im pracować. Tą drogą, z upływem czasu, doszło do rozwoju kultury europejskiej, która wyrasta z pracy. Got uradował się z odzyskania narzędzia, z możliwości pracy. Radość taka jest elementem kultury, jak i wymogiem religii – nakazem i potrzebą duszy.
Czy trzeba to przypominać? A może trzeba! Taką rolę spełniałby proponowany medal. Awers przedstawiałby św. Benedykta rozkazującego MÓDL SIĘ I PRACUJ A NIE BĄDŹ SMUTNY – Rewers natomiast ozdobić trzeba tradycyjnie krzyżem i literami. Niech tu zostanie łacina macierzysta Kościoła, niech powtarza zaangażowanie chrześcijanina po stronie Chrystusa, jak i wyrzeczenie się szatana. Taki medal odpowiada potrzebie dzisiejszej.
Paweł Sczaniecki OSB, Historia i symbolika medalika św. Benedykta, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. ac/ac
(obraz) |