Zarażać wiarą

Z prof. dr hab. Janem Andrzejem Kłoczowskim OP, filozofem religii rozmawia Jędrzej Majka

Z prof. dr hab. Janem Andrzejem Kłoczowskim OP, filozofem religii rozmawia Jędrzej Majka

ZARAŻAĆ WIARĄ

Zarażać wiarą

Ojcze, czym jest wiara? Czym różni się od wiedzy religijnej?

Wiara nie jest gorszym rodzajem wiedzy. Jest innym rodzajem wiedzy. Jest poznaniem. Ale poznaniem, które odnosi się do innego przedmiotu niż wiedza. Mogę powiedzieć wierzę Tobie, ale wiem o czymś. Mamy tu różnicę między osobą a przedmiotem. Co innego też znaczy wierzyć w Boga, a co innego wierzyć Bogu. Postawa religijna rodzi się w momencie, gdy wierzę Bogu, gdy poznawszy Ewangelię, mówię: wierzę Tobie, Boże Żywy, idę za Tobą, naśladuję Ciebie. Wydaje mi się, że dzisiaj bardzo zracjonalizowaliśmy nasz przekaz wiary. Nasza katecheza polega na przekazie pewnej wiedzy religijnej, z której nie zawsze coś wynika, choć oczywiście, ona jest potrzebna. I jeżeli człowiek ma wiarę, to jest ogromnie potrzebna wiedza religijna. Powiem tak: wolę człowieka, który wierzy, choć jego wiedza religijna jest dość infantylna niż człowieka, który ma wyrafinowany poziom wiedzy religijnej, ale nie ma zwyczajnej prostoty wiary.

Co dziś uważa Ojciec za szczególnie ważne w głoszeniu Słowa?

Trzeba odsłonić człowiekowi głód, który w nim istnieje. Dzisiaj wielu młodych ludzi dużo pracuje, by utrzymać się jakoś „na powierzchni”. Ktoś, kto prowadzi prywatną firmę, nie ma czasu ani dla siebie, ani dla rodziny. Spotykam wielu ludzi, którzy po dziesięciu latach takiej eksploatacji zaczynają przeżywać „syndrom przepalenia”. Zauważyłem, że budzi się wtedy w nich głód. Mają poczucie głębokiej niewystarczalności tego, w co zaangażowali się w sposób całkowity. Pozostali nadal ludźmi wierzącymi, jednak sprawy Pana Boga odsunęli w swoim życiu gdzieś, na dalszy plan. Ważną rzeczą jest wtedy, by w rozmowie czy w jakimkolwiek innym przekazie, spróbować dotrzeć do tego budzącego się głodu, aby człowiek zrozumiał, że wiara, którą mu się głosi, jest odpowiedzią na jego głębokie, wewnętrzne pragnienie. Najgorzej jest oczywiście z ludźmi, którzy żadnego głodu nie mają, którzy już tak się wszystkim nasycili, że właściwie już nic im nie potrzeba. O takich ludziach św. Paweł mówił: „Ich bogiem jest brzuch” (Flp 3,17) i rzeczywiście tak jest, bo kłaniają się nisko swojemu własnemu brzuchowi i wszystkim okolicom tej części ciała.

Zdarza się, że ów głód już się obudził, lecz przekaz wiary, którego ci ludzie słuchają w kościele, jakoś nie odpowiada ich potrzebom...

Bardzo ważny jest język przekazu Słowa, który najpierw powinien uświadomić ludziom głód Boga, a następnie zaspokajać go. Bywa, że my, przekaziciele, głosiciele, mamy pewną manierę językową, styl, który powoduje, że nasze mówienie rozmija się ze sposobem, w jaki wyrażają się ludzie nie posiadający takiego wykształcenia i przygotowania. Wydawałoby się, że jest to tylko sprawa dawnej, przedsoborowej teologii scholastycznej, w której mówiło się o substancji, przypadłości i naturze. Niestety, nie jestem do końca pewien, czy po Soborze zdołaliśmy się dopracować języka, który uciekłby z tego teologicznego slangu. Z wielkim namaszczeniem mówimy o „eschatologicznym wymiarze misterium paschalnego”, ale przeciętny słuchacz dalej nie bardzo wie, o co chodzi. Intuicyjnie czuje, że są to jakieś mądre rzeczy, ale sedno omija go, bo nie odpowiada na żadne jego głody. Tymczasem ten obudzony człowiek jest zgłodniały Chrystusa żywego, Zmartwychwstałego, który wkroczyłby w jego życie i przemienił je.

Co wówczas powinien czynić? Kto i w jaki sposób może mu pomóc?

Powinien rozwinąć swoją modlitwę, uczestnicząc na przykład we Mszy świętej. Bardzo istotna jest tu pomoc księży. Otóż, wiele mówimy o tym, że we Mszy należy uczestniczyć nabożnie, ale jeżeli nie będziemy uczyli, co oznaczają poszczególne słowa i gesty, jaka jest konstrukcja tego misterium, wtedy to wszystko nie ma sensu. Trzeba też pokazać, że istnieje cały szereg dróg, na których człowiek może opanować rozproszone myśli i bardziej się koncentrować. Odnoszę wrażenie, że wielu ludzi otrzymuje na kazaniach naręcze wspaniałych, głębokich myśli. Wychodzą z kościoła z tym naręczem, ale nie bardzo wiedzą, co z nim zrobić. Bo nikt nie powiedział im, jak te treści przełożyć na język praktyczny, aby dotyczyły ich modlitwy, relacji z Panem Bogiem, zachowania wobec swojej rodziny i innych ludzi. W głoszeniu Słowa bardzo wiele jest także zachęty do tego, żeby się modlić, ale mało mówimy o tym, jak należy się modlić, jaka powinna być modlitwa, jakie czynniki sprzyjają modlitwie, co karmi modlitwę. A przecież życie modlitwy, jak każde inne życie, wymaga troski i nieustannego pokarmu. Ale jak to zrobić? Jak praktycznie karmić swoją modlitwę? Są to niesłychanie ważne sprawy! Zarówno język, jak i teoretyczność naszego przekazu wiary powodują, że nie jest ono tak owocne, jak mogłoby być.

Czy dostrzega Ojciec dzisiaj kryzys w przekazywaniu wiary?

Tak, stanowi on zresztą wielkie wyzwanie. Na kryzys w przekazywaniu wiary składa się wiele czynników. Na pewno w trakcie studiów teologicznych student musi nauczyć się teologii, czyli zdobyć pewną wiedzę, która dysponuje własnym językiem. Natomiast niesłychanie ważną rzeczą jest, by studentowi, późniejszemu duszpasterzowi czy katechecie nauczającemu w szkole, pomóc w przekładzie tego języka na inny przekaz, bardziej obrazowy i bardziej trafiający w ludzkie głody. Niewątpliwie, jest to także problem praktyki. Spotykają się z nim nauczyciele, którzy na początku uczą więcej niż trzeba i dopiero z czasem dochodzą do tego, ile wiedzy przekazywać dzieciom i w jaki sposób. Dlatego właśnie teologa czy głosiciela nie wolno pozostawić losowi. On często czuje się opuszczony i idzie na łatwiznę: opowiada nocny film, artykuł z jakiejś gazety albo rzuca się na politykę. Budzi wtedy emocje, raz negatywne, raz pozytywne. W ten sposób unika tego, co najważniejsze: omija z daleka rafę koralową, w której są ogromne skarby, „bo to jest takie trudne i ludzie tego nie chcą słuchać”. Ludzie chcą tego słuchać, tylko trzeba umieć im to przekazać.

Wychowawca z pewnego seminarium duchownego opowiadał mi, że po tym, jak w ramach lektury duchowej zaproponował klerykom czytanie „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, przełożeni szybko zrezygnowali z czytania w ogóle.

Księża powinni być przygotowani do uczestniczenia w kulturze wartościowej. Jeżeli tego nie zrobi seminarium, to wpadną w łapy kultury masowej. Wówczas będą oglądać głupie filmy i przeglądać głupie czasopisma, dodając do tego znak negatywnej oceny, jeżeli spotkają jakieś niegodziwe treści. Będzie to bardzo płytkie. Wielka literatura daje kolosalne doświadczenie człowieczeństwa. Anna Kamieńska w jednym ze swoich esejów napisała, że przed lekturą Dostojewskiego człowiek jest innym człowiekiem niż po niej. Dla młodego studenta teologii odpowiednia lektura może być bardzo dobra, budująca, ona otwiera na nie przeczuwane wcześniej obszary doświadczenia duchowego i przeżycia wiary.

Jak wypracować sobie umiejętność głoszenia Słowa?

Ważne jest to, by głosiciel znał ludzi, do których mówi, a nie tylko posiadał jakąś wiedzę socjologiczną. Kazanie czy przekaz wiary na lekcji religii musi być formą rozmowy. A rozmowa ma miejsce nie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z dialogiem, w którym wypowiadają się dwie strony. Czasami rozmowa może mieć taki kształt, że jedna osoba coś mówi, ale mówi ze świadomością, że jest słuchana. Nawet kazanie, które jest monologiem, może być dialogiem, gdy będzie próbą głębokiego dotarcia do drugiego człowieka. Jest to uzależnione od tego, jak głęboko ktoś, kto głosi, wejdzie w siebie. Jeżeli będzie umiał podzielić się nie tylko swoją wiedzą, ale doświadczeniem i wiarą, jeśli zdobędzie się na duchową pokorę, łatwiej mu będzie dotrzeć do innych. Jego głoszenie stanie się wówczas świadectwem. Paweł VI powiedział, że nie potrzebujemy nauczycieli, tylko świadków. A świadkiem jest ten, kto całym swoim życiem stoi za tym, co głosi. Wtedy świadectwo jest bardziej przekonujące, bo świadczy o tym, że przekazujący wiarę też próbuje odpowiedzieć sobie na głód, który odkrył w sobie.

Paul Evdokimov dostrzega źródło współczesnego ateizmu w nie zawsze prawdziwym obrazie Boga, jaki mają chrześcijanie.

W przekazie wiary a nie informacji religijnych czy teologicznych, moment świadectwa jest bardzo istotny. Istotna jest także formacja intelektualna, bo to ona pozwala uświadomić sobie, na czym polegają zafałszowania w obrazie Boga. To, co napisał Evdokimov, podkreślał również II Sobór Watykański, który oficjalnie stwierdził, że jedną z przyczyn ateizmu jest fakt, iż chrześcijanie przekazywali czy posiadali fałszywy obraz Boga. W czym widzę owo zakłócenie obrazu Boga? Mistrz Eckhart powiedział tak: „Niektórzy czynią sobie z Boga świeczkę, przy pomocy której szukają sobie rozmaitych innych rzeczy”. Innym razem stwierdził, że niektórzy traktują Pana Boga jak krowę, a krówka jest o tyle ważna dla człowieka, o ile daje mleczko, serek, śmietankę itd. Myślę, że zarówno świeczka, jak i ta poczciwa krowa to takie figury, które pokazują, gdzie leży podstawowe zafałszowanie obrazu Boga.
Często poszukujemy w Bogu realizacji naszych różnych potrzeb, a nie pytamy: „Czego Ty chcesz, Panie?” Chrystus włożył w nasze usta słowa modlitwy: „bądź wola Twoja” i nigdy nie mówił: „cokolwiek wydaje się wam, że będzie dla was pożyteczne, to na pewno wam spełnię”. Mamy się modlić w Jego Imię a nie w nasze. Gdy chrześcijanie chcą zamienić Boga na jakiegoś bożka, wtedy mamy do czynienia z fałszywym obrazem Boga. Niewątpliwie, słowo głosiciela musi być dla nich rózgą.

W przekazywaniu wiary może pojawić się fanatyzm religijny, manipulacja religijna.

W manipulacji religijnej, na przykład w sekcie, mamy do czynienia z próbą podporządkowania człowieka jakiejś strukturze, w której rzekomo ma być Słowo Boże. To odbiera człowiekowi zdolność myślenia i wolność. Brakuje więc tego, co jest fundamentalne: wolności wyznania i przyjmowania przekazu. Sekta jest karykaturą Kościoła, bo znamieniem Kościoła jest powszechność, czyli katolickość, a katolickość jest postawą całkowicie sprzeczną z „sekciarskością”. Kościół jest otwarty dla wszystkich, także dla grzeszników. Sekta zaś wytwarza w ludziach przekonanie, że tylko oni są święci, tylko oni będą zbawieni. Tu zaczyna się pycha, a tam, gdzie jest pycha, mamy do czynienia z faryzeizmem a nie z postawą celnika.

Czy skuteczne jest przekazywanie wiary przez media?

Przez kilkanaście lat opiekowałem się duchowo osobą chorą na stwardnienie rozsiane. Nie mogąc uczestniczyć w liturgii kościelnej, słuchała ona Mszy św. przez radio. Twierdziła, że ten przekaz wiary jest bardzo dobry, natomiast bardzo nie lubiła Mszy telewizyjnych. W przekazie radiowym znajdywała coś intymnego, zaś przy ekranie nie mogła się skupić. Dlatego sądzę, że radio może być bardzo dobrą formą przekazu. Tym bardziej że słysząc czyjś głos, mam lepszy kontakt z drugą osobą niż wtedy, kiedy czytam jakiś tekst w gazecie. Ale te przekazy mogą być różnorakie, dziś coraz popularniejsze stają się rekolekcje internetowe. Choć, oczywiście, nie można rozgrzeszyć czy podać Komunii św. przez internet, to i w ten sposób można bardzo skutecznie przekazać szereg informacji dotyczących wiary.

Jednak wiele osób irytuje pomysł, by codziennie wysyłać SMS-y z czytaniami dnia.

Osobiście nie czerpię wiadomości o czytaniach z SMS-ów, mam pewniejsze metody, ale jeżeli to komuś coś daje, to bardzo dobrze. Dziś dla młodych ludzi komórka jest przedmiotem bardzo intymnym, podobnie jak komputer dla kogoś, kto jest z nim obeznany i czuje się przy nim bardziej swojsko niż przy długopisie. Ostatecznie można by powiedzieć, że najbardziej intymną formą przekazu jest gęsie pióro, ale tu zaczynamy wpadać w obłęd... Myślę, że nie narzędzie, lecz nadawca jest tu istotny.

Często Ojciec powtarza, że wiarą trzeba zarażać. Co to oznacza?

Wiara jest rodzajem epidemii duchowej. Jest jak bakteria, jak pewna forma życia. Ale najpierw trzeba mieć życie, żeby je przekazywać i zarażać nim innych. Przyzwyczailiśmy się do tego, że zarażamy chorobą. Wiara to ciekawy przypadek zarażania, zaraża się nie chorobą, ale życiem. Mamy obowiązek przekazywać tę żywą bakterię wiary. To jest paradoks wiary. Pan Bóg jest tak cudowny i wspaniały, że daje możliwość zarażania życiem.

o. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, profesor filozofii religii, wykładowca UJ i PAT w Krakowie, znany publicysta, autor m.in. „Między samotnością a wspólnotą”, „Stacja dwunastka”, „Drogi człowieka mistycznego”, „A myśmy myśleli...”

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama