Eksmisja w zaświaty

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (21/2000)

To zdarzyło się na początku maja w Pabianicach. Bezrobotna, nieotrzymująca zasiłku kobieta przeciwstawiła się prawu i sprawiedliwości Rzeczpospolitej, udaremniła wykonanie prawomocnego wyroku eksmisji. Od wielu miesięcy zalegała z czynszem, istniała więc podstawa prawna do postępowania eksmisyjnego. Nie dała się wyrzucić z mieszkania na bruk. Powiesiła się, a komornik, który wkroczył do lokalu, musiał wycofać się i opieczętować mieszkanie. Ustawa o "eksmisji na bruk" została uchwalona za rządów koalicji SLD-PSL. Obecnie postkomuniści nieszczęście, jakie wydarzyło się w Pabianicach, będą traktowali jako argument w propagandowych zabiegach o zmianę ustawy. Może wystarczy tylko zmiana przepisów wykonawczych. Z pewnością potrzebne jest właściwe szkolenie komorników i sędziów nadzorujących podobne postępowania. Sprawa ma jednak nie tylko społeczno-prawne aspekty - dlaczego nie pomogli sąsiedzi, rodzina, charytatywny zespół przy parafii? Dlaczego sędzia nie skontaktował się z przedstawicielami pomocy społecznej? To są sensowne pytania, ale dotykają tylko jednej strony sprawy. Nie uwzględnia się w nich podstawowych prawd: że mieszkanie jest towarem - więc jeśli społeczeństwo chce ten towar dawać komuś za darmo, musi ustalić, kto pokryje koszty tego podarunku - i że prawo do godziwych warunków życia, w tym do mieszkania, jest podstawowym prawem człowieka. To prawo łamane jest na całym świecie, ale nigdy nie jest tak, aby łamanie praw człowieka pozostawało długo bez bardzo złych skutków. Podobnie jest z innymi prawami. Jeśli kraje Unii Europejskiej chcą, aby na ich obszarze przestrzegane było prawo człowieka do życia w rodzinie, muszą pozwolić imigrantom na sprowadzenie żon, dzieci, rodziców, chociaż stanowi to obciążenie dla budżetu Unii. Imigrantów są dziesiątki milionów - wydatki na przyjęcie ich rodzin pochłoną miliardy euro. O te same miliardy euro ubiegamy się my i inne państwa pretendujące do Unii. My potrzebujemy tych pieniędzy , aby unowocześnić rolnictwo, budować system zapobiegania powodziom, oczyszczalnie ścieków, mieszkania komunalne dla osób, których nie stać na wysokie czynsze. Problemów biedy, bezrobocia, przestępczości nieletnich, samotności, zagubienia wśród trudnych do zrozumienia przepisów, także problemu rozpadu więzi rodzinnych i sąsiedzkich nie rozwiążą najlepsze, sto razy poprawiane ustawy. Nie podoła im hojność bogatych dobroczyńców ani krzątanina ofiarnych działaczy charytatywnych. Nie poradzą sobie ani samorządy, ani parafie. Najgorsze jednak jest poczucie bezradności i niemocy. Każda z wymienionych struktur może coś zrobić, czasem nawet sporo. Będą mogły dużo więcej, gdy częścią naszego obyczaju, naszej kultury stanie się nawyk niesienia wzajemnej pomocy, wzajemnego bronienia się przed okrucieństwem rynku, bezdusznego prawa, aroganckiego urzędu. Będą mogły działać skuteczniej, gdy sprawę walki z bezrobociem połączy się z rozwojem ochotniczej służby społecznej, wolontariatu - gdy ustawa zapewni miejsce wśród wolontariuszy emerytom, studentom, bezrobotnym, niepełnosprawnym, odbywającym zastępczą służbę wojskową. Jechałem wczoraj pociągiem, w przedziale siedział brodacz w sile wieku pogrążony w lekturze. Czytał scenariusz filmowy. To mnie zaciekawiło - w rozmowie okazało się, że podróżny jest jednym ze współpracowników reżysera Filipa Bajona, a przygotowywany film to cztery odcinki ekranizacji "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego. Myślę, że to może być serial nie tylko piękny, ale i potrzebny. Może czas przypomnieć pisarza, który sprawę pokrzywdzonych widział jako sens niepodległości, wielkie społeczne zadanie, pilny imperatyw serca. Może warto porównać jego postawę z retoryką współczesnej lewicy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama