Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (30/2001)
Nasila się piękna mowa. Zbliżają się przecież wybory, stąd serwuje się społeczeństwu wizje pięknej przyszłości, jaką to politycy osobiście i wraz z ich partiami zaprowadzą, zorganizują, urządzą. Funkcjonują sprawdzone mechanizmy: mówi się to, co ludzie chcą słyszeć. Sondaże wskazują, jak na trafnym odczytywaniu programu można wywindować się wysoko w skali popularności, polityka pojmowana jako robienie obietnic wydaje się święcić triumfy. Nie ma już na giełdzie partii politycznych polityka, który formułował wymagania wobec obywateli. Coraz mniej takich, co mają odwagę nie ulegać opinii publicznej, nakręcanej obietnicami i wzniosłymi hasłami. Wartość perswazyjna mów jest wysoka, zawartość treściowa znikoma (bo cóż znaczy np. zdanie: "będziemy prowadzić politykę prospołecznąÓ?).
Myślę jednak, że wzniosłość mów i demonstrowana pewność siebie to zasłona dymna mająca zasłonić brak odwagi wywołania dyskusji na temat istotnych problemów państwa. Wygląda na to, że lęk przed rzeczową, publiczną dyskusją jednakowo trapi rządzących, opozycję i dopiero przymierzających się do starć politycznych.
Wszyscy mówią o walce z bezrobociem, mają cudowne recepty i zapowiadają, jak bardzo skutecznie uporają się z tym problemem. Nikt jakoś nie ma odwagi powiedzieć, że to nie jest tak, by dla wszystkich pełnoletnich ludzi starczyło pracy i to tak, by zarobek wystarczył na utrzymanie nieletnich i emerytów. Można by problem złagodzić, ale "życzliwi ludziom" zdusili w zawiązku niejedną już próbę. Podobnie omijając istotę problemu dyskutuje się o służbie zdrowia, a przedsiębiorstwa państwowe to w ogóle tabu. Dużo mowy, natomiast brak odwagi, by sprawy - zwłaszcza ekonomiczne i społeczne - jasno przedstawić obywatelom, wyłożyć w sposób przystępny racje i alternatywy.
Czasem wygląda na to, że także politykom brakuje rzetelnej wiedzy i orientacji w problemie. Jeśli tak, to powinni zmienić zawód. A jeszcze gorzej, jeśli są zorientowani, ale świadomie mamią obywateli mirażami, o których wiedzą, że są nierealistyczne. Bo to by znaczyło, że uprawiają politykę dla zgarniania pod siebie. Brak im kwalifikacji etycznych. A zarówno brak kwalifikacji etycznych jak też brak kwalifikacji fachowych dyskwalifikuje polityka, taki jest niezdolny do wykonywania funkcji politycznych, a już zupełnie nie nadaje się do rządzenia.
Bo rządzenie to podejmowanie władczych, wiążących decyzji. Decyzje
są popularne albo nie, podobają się albo nie. Rządzącym nie wolno
uchylać się od decyzji niepopularnych, nie powinni ulegać opinii
publicznej, nie mogą działać pod presją. Ale właśnie dlatego winno
im zależeć na tym, by obywatele byli zorientowani w problemach państwa.
Państwo demokratyczne nie ukrywa niczego przed obywatelami, ono
nie ma tajemnic, jego problemy to problemy wszystkich obywateli.
Obywatele wybierają organa władzy i wyposażają je w odnośne uprawnienia,
ale skuteczność funkcjonowania władzy wymaga obywatelskiego zrozumienia
i współdziałania, a na to można liczyć tylko wtedy, gdy władza otwarcie
przedstawia problemy (przykładem "zaspania" rządu mogą być problemy
związane z przystąpieniem do Unii Europejskiej, w której rząd dał
się wyprzedzić przez ośrodki uprawiające agitację antyeuropejską).
Efektywne rządzenie wymaga też odpowiedniej "pedagogiki państwa".
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (30/2001)