Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (41/2001)
Zacznijmy od starej anegdoty. W jednej ze stolic świata islamskiego siedzą na ulicy dwaj żebracy. Jeden przedstawia się jako biedny Żyd, drugi jako biedny Arab. Przechodnie na złość temu pierwszemu, hojnymi datkami obdarzają drugiego. Widząc to, pewien polski turysta zwraca się do Żyda: "Czyś ty zwariował? Przestań się afiszować ze swoją narodowością, bo umrzesz z głodu!". Na to Żyd do Araba: "Popatrz kolego, znalazł się taki, co nas będzie uczył, jak się skutecznie żebrze".
W anegdocie tej odbija się prawda stara jak świat. Ludzie są skłonni uczynić wiele dobrego kierowani miłością bliźniego, ale nierzadko ich przyjazne uczucia wobec jednej osoby są wyzwalane przez strach lub nienawiść względem drugiej. Nawet początkujący manipulator opinią publiczną wie, jak ważny jest kontekst przekazywanej informacji. Dlatego - jeśli chce przekonać kogoś do własnej, niekoniecznie atrakcyjnej koncepcji - stara się wykazać, że inne pomysły są przerażające. Być może z tego powodu przed upadkiem Związku Radzieckiego tajne służby tego państwa wspierały powstanie partii zgoła faszystowskich: na ich tle każda formacja złożona z przemalowanych komunistów prezentowała się mądrze i statecznie. Wśród ślepców jednooki jest królem, jak mówi angielskie przysłowie.
Głównym bohaterem mediów po ostatnich wyborach w Polsce stał się przywódca Samoobrony, który gładko wygłasza swoje tezy przed kamerami i mikrofonami.
Część komentatorów, przerażona potoczystą mową człowieka impregnowanego na jakiekolwiek kontrargumenty, rzuciła się w objęcia koalicji SLD-UP, jakby zwycięskiej (tu słowo "jakby", często nadużywane, wydaje się świetnie pasować). W dodatku niektórzy intelektualiści wywierali nacisk na Platformę Obywatelską, aby ta niezwłocznie przystąpiła do koalicji albo przynajmniej podpisała cyrograf, że będzie rząd mniejszościowy popierać. Innymi słowy, proponowano wariant austriacki, w którym dwie partie, z natury rzeczy opozycyjne względem siebie, postanowiły współrządzić. Zaowocowało to w ostatnich wyborach takim wzrostem notowań partii pana Heidera, że teraz bez niej w ogóle nie da się rządzić nad Dunajem.
Trudno powiedzieć, czy taki scenariusz powtórzy się nad Wisłą, bo wiele okoliczności jest niepowtarzalnych - na przykład działacze austriackiej Partii Wolności nie ukryli się w parlamencie przed postępowaniem sądowym, jak niektórzy nasi posłowie-elekci. Intelektualne podpowiedzi jednak temu nie zaradzą. Już wiele lat temu pewien myśliciel twierdził, że kwalifikacje intelektualne są sprzeczne z duchem demokracji, zaś S.L. Proudhon pisał blisko 200 lat temu o masach, wodzonych przez swych trybunów: "W polityce dostrzegają tylko intrygę, w sztuce rządzenia - marnotrawstwo i siłę, w sprawiedliwości - oskarżenie, w wolności - możliwość ustanawiania idoli, które obalają nazajutrz. Nadejście demokracji to początek cofania się, które doprowadzi do śmierci narodu i państwa". Z tym ostatnim nieboszczyk Proudhon trochę przesadził, ale to tylko trybuni ludowi nigdy się nie mylą.
opr. mg/mg