Nowe standardy

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (46/2001)

Służby specjalne mają być apolityczne, trzeba je odpolitycznić — tak brzmiało gromko wznoszone hasło. I co? Ano, ci, którzy domagali się odpolitycznienia, zamianowali szefem służb specjalnych właśnie prominentnego polityka swej partii. I nadal, bez zmrużenia oczu mówią o apolityczności służb. Oto człowiek, który publicznie lżył osoby z najwyższych kręgów władzy, gdy dorwał się ważnej pozycji w sejmie i mówi o sobie, że jest „trzecią osobą w państwie”, domaga się respektu i szacunku — jak powiada — nie dla siebie, ale dla wysokiego urzędu, jaki sprawuje.

A więc „podwójna moralność”, „etyka Kalego”? Myślę jednak, że nie podwójna ani dwojaka, lecz w ogóle żadna moralność. Przeciwnie, zachowanie dokładnie sprzeczne z głoszonymi hasłami, postępowanie właśnie takie, jakie się potępia, wskazując na innych — co zresztą wcale nie cechuje tylko polityków (bo np. można przez cały wieczór właśnie z ust mistrzów w sztuce szkalowania słyszeć „na częstotliwościach” zaklinanie, że należy mówić prawdę.

Pytanie o moralność w polityce sięga starożytności, a rozbieżność między słowem i czynem to też nie defekt dopiero naszych czasów. Jednak w społeczeństwie medialnym znacznie groźniejsze niż dawniej są skutki tej rozbieżności, a dla społeczeństwa demokratycznego są wręcz zgubne. W społeczeństwie „medialno-demokratycznym” nie da się ukryć obłudy i fałszu, a więc idzie się „w zaparte”, mówi swoje wbrew oczywistości. Ostatnio zresztą toruje sobie drogę nowa metoda: wcale nie ukrywa się własnego pojmowania etyki czy kultury, wręcz demonstruje się swój „styl”.

Skoro naród wybrał do parlamentu swych najlepszych przedstawicieli, to od nich czerpie wzorce. Maniery z izby wysokiej promieniują na izby mieszkalne. Najpierw jest śmiech, jakby śmiech gawiedzi, ale przecież z biegiem czasu utrwalają się nowe „obyczaje” polityczne. Obniżają się standardy kulturowe; ci, którzy chcieliby je jakoś zachować, są słabo słyszani, a dla mediów mało interesujący. Apelowanie do społeczeństwa o kierowanie się zasadami etycznymi brzmi jak głos wołającego na puszczy.

Na szczęście, nie wszyscy dadzą się zdeprawować. Ale stratni są wszyscy. Nie tylko dlatego że obyczaje polityczne (a raczej nieobyczajność polityczna) wielu spośród „przedstawicieli” narodu, to upokorzenie całego narodu. Z tym musi każdy poradzić sobie sam. Traci naród jako całość. Bo państwo demokratyczne nie jest w stanie utrzymać kultury moralnej społeczeństwa, zwłaszcza „społeczeństwa medialnego”. A przecież państwo pozostaje skazane na tę kulturę.

Gdy już miałem zmierzać ku końcowi tego felietonu, podrzucono mi tekst znanego na Polskę teologa, opublikowany w pewnym dzienniku. Autor ustawia sobie świat, dostrzega w nim „cztery silne nurty”, które „przyjęły za podstawę czysty ateizm w życiu publicznym i uderzyły w chrześcijaństwo, zwłaszcza w Kościół katolicki”. Wśród nich zidentyfikował „żydowski nurt liberalistyczny” — a do jego przedstawicieli zaliczył J. Tischnera. Skoro polski, katolicki teolog wśród uderzających w Kościół katolicki i opierających się na „czystym ateizmie” widzi śp. księdza Józefa Tischnera, to już nie dziwię się „politycznemu odpolitycznianiu”. Takie, widać, standardy: kulturowe, polityczne, intelektualne, etyczne...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama