Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (44/2002)
Osiemnaście lat to szmat czasu. W tym wieku młodzi ludzie otrzymują dowody osobiste i to bez względu na stopień rzeczywistej dorosłości. Choć egzamin dojrzałości bywa niekiedy trudnym sprawdzianem, jak choćby ten, który przyszło zdawać młodym chłopcom i dziewczętom, walczącym w powstaniu warszawskim, niosącym: „...przemoczone pod plecakiem osiemnaście lat”. Zwłaszcza dla nich był to egzamin wyjątkowo długi, bowiem po wojnie owych osiemnaście lat było okolicznością na tyle obciążającą, że wielu okupiło je własnym życiem.
Niedawno upłynęła kolejna, osiemnasta już, rocznica zamordowania kapelana „Solidarności”, księdza Jerzego Popiełuszki. Kiedy, jeśli nie podczas Zaduszek, przypominać o tym, że właściwie do dzisiaj nie bardzo wiadomo, kto i z jakiego powodu zabił ks. Jerzego? Chyba że kogoś zadowala wersja oficjalna, wedle której „pyskaty klecha położył głowę, bo sam się o to prosił”. Czy, naprawdę, zabili go skazani w procesie toruńskim funkcjonariusze komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, czy może raczej — jak sugerował znakomity reporter Krzysztof Kąkolewski — uczyniły to sowieckie służby specjalne? Trudno uwierzyć w autentyczność opowiastki, którą zafundowano nam podczas procesu toruńskiego, bo nazbyt dużo faktów sprawia wrażenie mocno naciąganych. Odwaga Krzysztofa Kąkolewskiego zaowocowała książką pt. „I będziesz ukrzyżowany”, drukowaną niegdyś w odcinkach na łamach „Tygodnika „Solidarność”, w której pisał on m.in. o wyrwaniu ks. Jerzemu języka, co wskazywałoby jednoznacznie na oprawców z KGB, jako katów polskiego kapłana. Szkoda tylko, że książka ta nigdy nie trafiła do księgarni...
Po upływie osiemnastu lat odczuwam szczere zdumienie i żal, iż o męczeństwie ks. Jerzego pamiętają obecnie tylko nieliczni. Czy to grzech niepamięci, czy może także nasza niedojrzałość do ofiary złożonej przed laty przez kapelana „Solidarności”? Przerzucam sobie raz jeszcze owe tysiąc stron, które spisał i wydał w 1986 r. w londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy — w 1990 r. ukazało się w Olsztynie wydanie krajowe — Peter Raina, niedoceniany hinduski dziejopis najnowszej historii Polski. Jakże to pouczająca lektura! Któż pamięta dzisiaj, że w 1986 r. — a więc zaledwie dwa lata po morderstwie ks. Jerzego — zwolniono z więzienia ks. Zycha, skazanego cztery lata wcześniej w związku ze sprawą zabójstwa milicjanta sierżanta Karosa? A uczyniono to tylko dlatego, aby usprawiedliwić zmniejszenie wyroków generała Adama Pietruszki, dyrektora departamentu MSW, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego. Szefem resortu spraw wewnętrznych był wówczas, podobnie jak w chwili mordu na ks. Jerzym, generał Czesław Kiszczak. Zachował się również dokument z wrześniowej narady 1984 r., poświęconej możliwości „uciszenia księży działających na szkodę państwa”, podczas której ustalano zbieranie „fałszywek” w celu skompromitowania księży: Małkowskiego, Jankowskiego i Popiełuszki, aż po zastosowanie przemocy fizycznej, np. wyrzucenie z pociągu.
Chociaż obecnie nie brakuje pozycji poświęconych męczeństwu ks. Jerzego, to trudno oprzeć się wrażeniu, że ilość tych wydawnictw jest... odwrotnie proporcjonalna do ludzkiej pamięci; wystarczy przejrzeć zawartość czasopism z ostatnich tygodni. A przecież wyjaśnienia wymagają także okoliczności śmierci, w okresie schyłkowego komunizmu, innych polskich kapłanów: Zycha, Niedzielaka, czy Suchowolca.
opr. mg/mg