Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (4/2004)
Leszek Miller przypomina lekkomyślnego studenta, który, gdy był na to czas - zajmował się bzdurami, a w przeddzień ważnego egzaminu bolący ząb uniemożliwia mu jakąkolwiek naukę.
Takim ważnym egzaminem jest teraz próba zreformowania finansów publicznych, czyli plan Hausnera.
Lider SLD roztrwonił ostatnie dwa lata, odkładając reformę finansów publicznych, a teraz, gdy ma wejść w życie plan Hausnera - akurat Sojusz chwieje się i maleje w oczach.
Sondaże idą bezlitośnie w dół, spadają wskaźniki optymizmu społecznego, a ministrowie Millera nie mają nawet śmiałości powtarzać, że wszystko to chwilowe kłopoty.
Poparcie dla SLD znika jak topniejący śnieg, ale nie pojawia się w Sojuszu nikt, kto byłby w stanie rzucić premierowi wyzwanie.
Wśród ślepych jednooki jest królem - powiada ludowe przysłowie. I takim jednookim jest w obozie postkomunistów wciąż Leszek Miller. Jak głosi popularna w kręgach postkomunistów opowieść - w czasie niedawnej narady czołówki Sojuszu u szpitalnego łoża premiera - Miller miał zapytać wprost, kto ma tyle zdecydowania, by przejąć z jego rąk władzę?
Na podjęte wyzwania nie zdecydował się nikt.
Istotnie przejęcie rządu w sytuacji 17-procentowego poziomu poparcia - nie jest kuszącą wizją.
Ani Józef Oleksy, ani Marek Borowski nie mają ochoty brać na głowę pogrążonego w kryzysie rządu. Także prezydent Kwaśniewski przekonał się już parę razy, że Miller ma ostre zęby i unika wchodzenia w jakiś poważniejszy konflikt z liderem SLD. Na dodatek Kwaśniewski - niespecjalnie zachwycony takim obrotem wydarzeń - może szukać poparcia dla kandydatury swojej żony i tu zawieszenie broni z Millerem jest niezbędne.
Leszek Miller skrupulatnie wykorzystuje brak ducha walki wśród swoich partyjnych rywali i trzyma się premierowskiego fotela jak tylko może. Ale ma to swoją cenę. Premier może wygrywać zjazdy SLD, ośmieszać rywali na partyjnych plenach - ale nie jest w stanie wstrzymać spadku sondaży Sojuszu.
Oto prawdziwy dramat postkomunistów - Miller ciągnie ich w dół, bo nie jest w stanie wymyślić nic nowego w polityce rządu, ale jest jednocześnie na tyle silny, by paraliżować jakiekolwiek próby odsunięcia go od władzy. Jak stary dyktator, który rujnuje kraj blokowaniem reform, ale nikt nie może nic zrobić, bo ten krzepko trzyma lejce władzy.
Gdy piszę te słowa - gazety emocjonują się tym, czy Krzysztof Janik przejmie władzę nad klubem SLD z rąk Jerzego Jaskierni.
Trudno przyjąć to za realną oznakę jakichś zmian w SLD.
Problemem postkomunistów jest Miller i póki brak dla niego alternatywy - krzepki lider prowadzić będzie Sojusz na dno.
A „Trybuna" będzie go wychwalać do samego końca.
Widać każdemu sądzone - to, co jego.
opr. mg/mg