Czy wydarzenia minionej jesieni pozwalają z nadzieją patrzeć w przyszłość? Czy prawdzie uda się zwyciężyć kłamstwo, czy też będziemy nurzać się w oparach półprawd, przemilczeń i propagandowych tworów?
No i w końcu czołgi ruszyły. Szybko przejechały pracowicie układane zasieki, poradziły sobie z budowanym murem. Wbrew jednak sceptykom i defetystom, Polacy byli przygotowani i odpowiedzieli ogniem. Test odporności pancerzy wypadł negatywnie, większość czołgów zamieniła się w słupy ognia. Z płonących wozów wyskakiwały żywe pochodnie. Wkrótce w Internecie pojawiły się zdjęcia poparzonych czołgistów. Młode, szczere, słowiańskie twarze wykrzywione w grymasie bólu.
Temat ochoczo podjęły opozycyjne media i zaroiły się od komentarzy: Czy naprawdę trzeba tak ostro? Czy musimy strzelać? Może najpierw zapytać o co chodzi? Może te czołgi wjechały przypadkiem, bez złych zamiarów? Dlaczego rząd nie użył środków dyplomatycznych, nie zwrócił się do Unii Europejskiej o pomoc w negocjacjach, tylko strzela do czołgów czym się da?
Sytuacja uległa zaostrzeniu, gdy polska artyleria trafiła w autobus z cywilną obsługą wojska, przypadkowo przejeżdżający w pobliżu pola walki. Podobno były tam też dzieci. A zupełnym przypadkiem była tam też ekipa białoruskiej telewizji.
Totalna opozycja wniosła się na wyżyny. Patocelebryci prześcigali się w potępianiu wojska i rządzących, na wyścigi biegli z kwiatami i zniczami pod ambasady Rosji i Białorusi. Oskarżeniom o krew na rękach i ludobójstwo nie było końca.
Czy to rzeczywiście byłoby możliwe? Obyśmy nie musieli się przekonać. Opisując tę fikcję, dokonałem pewnej ekstrapolacji, biorąc pod uwagę, to co już się wydarzyło na białoruskiej granicy i dotychczasowe zachowanie opozycji.
A czy można porównywać atak czołgów z forsowaniem granicy przez bezbronnych uchodźców? Można. Przede wszystkim nie są bezbronni. Mamy już kilku żołnierzy z obrażeniami po rzucanych kamieniach. Kamień też jest bronią, kamieniem też można zabić.
Sprawa jest prosta: każde siłowe przekraczania granicy jest agresją, obojętnie czy to kolumna czołgów, czy tłum nachodźców. Zresztą ci nachodźcy sami są bronią w ręku rzeczywistego agresora. Różnica jest taka, że nikt nie ma moralnych rozterek w kwestii strzelania do czołgów, do uchodźców strzelać trudniej. I na tym polega idea wojny hybrydowej. Na tym, by prowadzić działania agresywne poniżej poziomu powodującego zbrojną odpowiedź zaatakowanego. Płynne podnoszenie tego poziomu spowoduje dezorientację zaatakowanego, utrudni podjęcie działań obronnych a w końcu je uniemożliwi.
Obserwując reakcję opozycji i sprzyjających jej mediów, widzimy zalew niesprawdzonych informacji, półprawd i zwykłych kłamstw, podręcznikową ilustrację działania sowieckiej, a teraz rosyjskiej machiny propagandowo – destrukcyjnej: orkiestry, pudła rezonansowe, agenci wpływu, pożyteczni idioci, poputnicy a wreszcie zwykli zdrajcy. Zdrajcy, bo obrona granic jest obowiązkiem państwa, a kto temu przeszkadza, jest zwykłym zdrajcą. Koniec, kropka.
***
Tej jesieni znów wyszły na ulicę afirmatorki zabijania dzieci, czyli siostry spod znaku błyskawicy. Długo, bo cały rok, czekały na pretekst i się doczekały, a miotane przez nie oskarżenia to kłamstwa w krystalicznie czystej postaci. „Ani jednej więcej” ofiar pisowskiego prawa – brzmi dobrze i jednoznacznie, z prawdą ma mało wspólnego.
Pomińmy prawdziwość oskarżeń i przyjmujmy, że zmarła kobieta (o jej zmarłym dziecku aborcjonistki milczą) jest ofiarą wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Musimy wtedy zauważyć, o czym milczą akolitki pani Lempart, że to właśnie „pisowskie prawo”, w ciągu roku jego obowiązywania, uratowało życie ponad tysiąca dzieci, w tym ponad pięć setek dziewczynek, bo tyle abortowano w Polsce z powodu wad płodu. Tak się bowiem składa, że, wbrew zaklęciom genderagitatorów, dzieci dalej rodzą się jako chłopcy lub dziewczynki, mniej więcej po połowie.
Natychmiast po podaniu informacji o tragicznym zgonie, choć nie podano jeszcze żadnych wyników badania jego przyczyn, konsylium błyskawic, skupiające, jak wiadomo, najlepszych fachowców ginekologii, położnictwa, prawa i w ogóle wszystkiego, orzekło autorytarnie o przyczynach, obwiniając oczywiście rządzących.
Zacietrzewione siostry spod błyskawicy, nie wspomną, że polskie prawo i wcześniej, i teraz, dopuszcza możliwość przerwania ciąży, jeśli zagraża ona życiu i zdrowiu matki. I nie jest to „pisowskie prawo”, bo uchwalone było w czasach, gdy o PiS-ie nie śniło się nawet jego prezesowi.
Dziś już wiemy, że prawdopodobną przyczyną tragedii było zwlekanie z podjęciem przez lekarzy działań, by ratować zarówno matkę jak i dziecko, bo ono było zdrowe i była pewna szansa również dla niego. Jaka była przyczyna tej zwłoki, będą wyjaśniały odpowiednie instytucje. Być może nigdy się tego nie dowiemy. Być może lekarze zwlekali w mylnym przekonaniu, że TK zabronił jakiejkolwiek aborcji. Jeśli tak, to wina za tę śmierć obarcza w dużym stopniu właśnie siostry z błyskawicą, które od roku rozpowszechniały kłamstwo, że po wyroku TK lekarze nie będą mieli prawa ratować życia kobiet w ciąży. Być może lekarze z Pszczyny uwierzyli w te kłamstwa.
Na koniec sprawa, o której wojujące aborcjonistki milczą jak zaklęte. To historia ich siostry z argentyńskiej Mendozy, 23-letniej Marii del Valle Gonzalez Lopez, radykalnej działaczki aborcyjnej. Zmarła podczas wykonywania jej wymarzonej, legalnej aborcji a bezpośrednią przyczyną zgonu była, no właśnie, sepsa. Pani Lempart & Co nie pisną o tym słówka, bo demaskuje to ich kłamstwa o aborcji dobrej na wszystko, bezpiecznej i ratującej życie.
***
Połowa grudnia to tradycyjne obchody i przypominanie rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. W tym roku okrągłej, czterdziestej. Telewizja Polska wyemitowała obrzydliwe preludium tych obchodów. Obrzydliwe, bo tylko tak mogę określić zapis „świętowania” rocznicy stanu wojennego w domu jego autora. Nieźle wstawiony Adam Michnik rzucający się na szyję Wojciecha Jaruzelskiego, całujący go, piejący hymny na jego cześć, podczas, gdy za oknami demonstranci modlili się za ofiary towarzysza generała. Trudno o trafniejsze podsumowanie minionych czterdziestu lat. To takie symboliczne plucie na groby ofiar, cyniczne szydzenie z ludzi, którzy dla ideałów poświęcili swoje życie, zdrowie, kariery. Ludzi, dla których przez lata Adam Michnik był niekwestionowanym liderem, przewodnikiem w walce z komuną. I tenże Adam Michnik sławi patriotyzm sowieckiej marionetki, chwali go jako łagodnego kata – „Tylko 14 ofiar śmiertelnych”, co jest wierutnym kłamstwem i Michnik dobrze o tym wie. Jednym słowem: niech naiwniacy stoją tam na mrozie, klepią te swoje pacierze, śpiewają o zielonej wronie, a Adaś z Wojtkiem naleweczkę i buzi.
Jeśli ktoś miał wątpliwości, zobaczył, że zdrada elity solidarnościowej (a ściślej jej części) i zbratanie się z komunistami, to nie wymysły chorych teorii spiskowych, lecz rzeczywistość. Wylewność Adasia wobec Wojtka, lepiej niż opasłe opracowania, pokazała dlaczego blokowana była w Polsce lustracja i dekomunizacja, dlaczego nie rozliczono komunistycznych zbrodni. Ważniejsza od odbudowy kraju była ścisła współpraca magdalenkowych sojuszników. A naród? Naród miał spokojnie pracować pod kierunkiem światłych elit na ich dobrobyt i nie wtrącać się.
A wszystko to pod osłoną fałszu płynącego z mediów, w których monopol na długie lata zagwarantowało sobie środowisko Adasia i Wojtka. Tak miało zostać na zawsze, lecz nie przewidzieli i nie docenili determinacji tych, którzy przejrzeli na oczy a rozwój niezależnych mediów, szczególnie Internetu, pozwolił na przełamanie monopolu informacyjnego. I dlatego mogliśmy oglądać w telewizji publicznej, jak Adaś całuje Wojtka. Dziesięć lat temu było to niemożliwe.
I byłby to optymistyczny morał o zwycięstwie prawdy nad kłamstwem, gdyby nie to, że trwało to tak długo. Tak długo, że dla wielu to kłamstwo stało się prawdą. Straconych dziesięcioleci naprawić nie sposób. A fałsz dalej płynie z wielu mediów i wielu Polaków daje się ogłupiać. Nie przypadkiem znowu środowiska lewicowe usiłują, częściowo skutecznie, wprowadzać cenzurę, pod pięknie brzmiącym hasłem walki z nienawiścią.
***
Z jaką więc nadzieją patrzeć mamy w nadchodzący rok? Czego życzy sobie życzyć przy łamanych opłatkach? Nadzieję zawsze trzeba mieć. Nasza historia dowiodła, że z wielu opresji i sytuacji bez wyjścia, wyjść jednak zdołaliśmy. A życzmy sobie zdolności wytrwania w prawdzie i zdolności oddzielania ziaren od plew, prawdy od kłamstwa. Młodzież uczmy logiki, to naprawdę pomaga.