O życiu, leczeniu, stereotypach i problemach kobiet uzależnionych w kolejnym tekście z cyklu "Z zachętą do trzeźwości"
Byłam jak bomba, która nieustannie tyka. I jednocześnie saperem, który musi tę bombę od czasu do czasu rozbroić - opowiada 35-letnia Ewa, alkoholiczka.
Gdy Mały Książę podczas swych podróży na sąsiednie planety spotkał Pijaka, spytał:
- Dlaczego pijesz?
- Aby zapomnieć - odpowiedział Pijak.
- O czym zapomnieć? - zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
- Aby zapomnieć, że się wstydzę - powiedział Pijak, schylając głowę.
- Czego się wstydzisz? - dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
- Wstydzę się, że piję.
Ten sam obłędny mechanizm kieruje piciem kobiet, przy czym wstyd jest jeszcze silniejszy i połączony z paraliżującym poczuciem winy. Choć od 1956 r. alkoholizm uznawany jest za chorobę, to kobiety, które na nią cierpią, są traktowane z pogardą. Dlatego kobieta robi, co może, żeby nie przyznać się do uzależnienia. Strasznie boi się opinii otoczenia. Wstyd jest silniejszy od wszystkiego. Jest tak dojmujący, że kobieta woli umierać powoli na trzustkę, wątrobę, serce, byleby tylko nie przyznać, że jest alkoholiczką.
Ewa nigdy nie przypuszczała, że może ją dotknąć właśnie TEN problem. Od alkoholu zawsze stroniła, wychowała się przecież w atmosferze ciągłego lęku przed pijanym ojcem. A ojciec pił przez całe dzieciństwo Ewy. Po wódce był agresywny, razem z matką musiały się przed nim chować po kątach. Nawet po jego śmierci wracały do niej nocne koszmary, w których pojawiała się wykrzywiona ze złości twarz ojca. Kiedy się budziła, oddychała z ulgą, że to był tylko sen.
Bardzo się bała, żeby nie poślubić mężczyzny z problemem alkoholowym. Wiedziała, że często tak się dzieje w przypadku DDA - Dorosłych Dzieci Alkoholików, które nieświadomie, jako dojrzali ludzie, wybierają na partnerów osoby powielające zachowania rodziców w dzieciństwie. Na szczęście Pawłowi było daleko do rozładowywania napięć przy pomocy alkoholu. Był porządnym człowiekiem, ceniącym nade wszystko dom i rodzinę. Przez kilka lat starali się o dziecko. Niestety, Ewa nie zachodziła w ciążę. - Wizyty w najlepszych klinikach, kolejne badania, widok lekarza bezradnie rozkładającego ręce. Załamałam się. Kieliszek wina, potem drugi i kolejny stały się panaceum na wszystkie moje lęki, niepowodzenia, rozgoryczenie, żal do świata. Alkohol był jak balsam na duszę - opowiada 35-latka.
Wino stało się częścią życia Ewy. Piła zawsze w samotności, zawsze po pracy. Nie musiała się ukrywać, bo Pawła, który pracował jako kierowca, często nie było w domu. Rano, jak gdyby nigdy nic, wstawała, robiła perfekcyjny makijaż, wypijała drinka, perfumowała się, jadła miętówkę i szła do pracy.
Po pół roku poranki stały się koszmarem. Ewa musiała coraz wcześniej wstawać, aby doprowadzić się do porządku po nocy spędzonej sam na sam z alkoholem. Coraz grubsza warstwa makijażu, aby ukryć podkrążone oczy i zmiętą, niewyspaną, skacowaną twarz. Denerwowało ją, kiedy Paweł wracał na weekendy do domu. - Musiałam zatrzeć ślady, wynieść puste butelki, bo zaczął się domyślać, czepiać, kontrolować. Wieczorem nie mogłam się doczekać, liczyłam minuty, kiedy mąż położy się spać, a ja będę mogła w końcu sięgnąć po butelkę schowaną w spiżarni między oliwą a sokiem malinowym. Mimo to, ani razu nie pomyślałam o sobie: alkoholiczka - opowiada Ewa. - Dziś już wiem, że ten motyw pojawia się stale: to nie ja, mnie to nie dotyczy, mam przecież studia, zmywarkę, męża za granicą. Kobiecy alkoholizm bywa o lata świetlne odległy od detoksów, denaturatów, budzenia się w rowie - dodaje i podkreśla, że piciu kobiet sprzyja też moda na lekkie alkohole. Rzeczywiście, nikogo nie dziwi ani nie oburza widok kobiety z puszką piwa czy kolorowym drinkiem w ręku. To jest społecznie akceptowane. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zaczyna się choroba.
- Każdy ma swoje dno gdzie indziej. Dla mnie, to był dzień, kiedy na trafiłam do szpitala na rutynowy zabieg. Źle znosiłam pobyt, ciągle byłam poddenerwowana, miałam wahania nastroju. Z depresji potrafiłam wpaść w euforię. Krzyczałam na męża, na mamę, która odwiedzała mnie na oddziale. Czułam się jak chora psychicznie. Poprosiłam o zmianę sali na jednoosobową, bo inne pacjentki ze mną nie wytrzymywały. W końcu w piżamie i szlafroku poszłam do sklepu, kupiłam piwo, które wypiłam w szpitalnej toalecie, gdzie nakryły mnie pielęgniarki - wspomina. Kiedy przyszedł do niej psycholog, rozpłakała się, ale jednocześnie poczuła olbrzymią ulgę.
Najtrudniejszą rzeczą było powiedzenie mężowi, że będzie chodziła na terapię, że sama nie da rady. Pamięta jego zdziwienie, bo żonę naprawdę pijaną widział może ze cztery razy w życiu, a tutaj słyszy, że jest alkoholiczką, bo nie może zrezygnować z kieliszka wina.
Dużo wysiłku kosztowało ją pójście do poradni AA. Klub Anonimowych Alkoholików kojarzył się jej ze zdegenerowanymi ludźmi, takimi jak jej ojciec. Kiedy przyszła pierwszy raz na grupę, z zaskoczeniem zauważyła, że osoby siedzące razem z nią w kółku nie wyglądają jak ludzie z marginesu. Owszem, byli i tacy, którym alkohol niemal zżarł człowieczeństwo. Ale wśród uzależnionych znalazła też kobiety - młodsze i starsze oraz ludzi, których wygląd i elokwencja świadczyły o ich wysokim poziomie intelektualnym.
- Na początku to był szok. Największą trudność sprawiło mi codzienne przedstawianie się: „Jestem Ewa, alkoholiczka”. Kobiety z mojej grupy opowiadały straszne rzeczy, jak np. będąc na odwyku dostawały padaczki alkoholowej, a kiedy przestało starczać na piwo, wynosiły z domu wszystko, co wpadło w ręce - opowiada. - Pierwsza myśl: „Co ja tutaj robię?!” Musiało minąć trochę czasu, żebym zrozumiała, że to ta sama choroba. Że tak samo można się upić alpagą, jak i martini. To tylko kwestia ceny. Co z tego, że nie przepiłam wszystkich pralek świata? - pyta retorycznie Ewa.
Dziś Ewa nie pije od trzech lat. Kiedy zaczynała leczenie, sądziła, że abstynencja pozbawi ją niechcianej, źle brzmiącej etykietki. Nie wiedziała wtedy, że alkoholikiem zostaje się na całe życie i że można być niepijącym nałogowcem.
JK
Echo Katolickie 34/2011
3 PYTANIA
Jadwiga Fudała, kierownik działu lecznictwa odwykowego PARPA
Czy fizjologia kobiet ma wpływ na skłonność do alkoholu?
W porównaniu do mężczyzn organizm kobiety gorzej radzi sobie z piciem.
Stężenie alkoholu we krwi zależy od ilości wypitego alkoholu i masy ciała. Kobiety są przeciętnie mniejsze od mężczyzn i mają mniejszą wagę, ale nawet jeśli waży tyle samo co mężczyzna, to po wypiciu identycznej porcji alkoholu jej organizm otrzyma go 40% więcej. Nadużywanie alkoholu powoduje również większe niż w przypadku płci męskiej problemy zdrowotne.
Choć w odbiorze społecznym alkoholizm uznawany jest za chorobę, kobiety, które na nią cierpią, wciąż odbierane są jako istoty godne pogardy. Dlaczego?
Emancypacja ma dwie strony: dobrą i złą. Po kieliszek sięgają kobiety młode, wykształcone, mające dobrą pracę. Alkoholizm to często cena, jaką płacą za karierę, zdobywanie pozycji. W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje stereotyp, że mężczyźnie alkohol dodaje męskości. Owszem, kobietę dopuszczono do spożywania wysokoprocentowych trunków, ale jeśli się upije, to jest krytykowana. Od kobiety oczekuje się, że nawet jeśli spożywa piwo czy wino, nie ma prawa się upić, wypaść ze swoje społecznej roli. Pojący mężczyzna często przestaje być głową domu, rodzicem i w zasadzie nikt tego nie piętnuje. Natomiast jeśli taka sytuacja przytrafia się kobiecie, to jest ona odsądzana od czci i wiary. Widać to np. w mediach, które nagłaśniają przypadki matek, które pod wpływem alkoholu opiekowały się dziećmi.
Czy prawdą jest, że kobiety trudniej leczy się niż mężczyzn?
Kobietom wciąż trudniej zgłosić się na leczenie. Doskonale wiedzą, że samo podjęcie leczenia czy stempelek w pracy, że leczyła się na odwyku są bardziej dyskredytujące niż dla mężczyzny. Ale jeśli już przyjdą, to kobiety z większą częstotliwością utrzymują się w leczeniu, a później bardziej systematycznie realizują zalecenia. Kobiety wymagają bardziej indywidualnego podejścia, pracy nad stanami emocjonalnymi.
NOT. MD
opr. ab/ab