Internet to dziś mnóstwo możliwości, tylko czy potrafi my je spożytkować?
Powoli zastępuje nam pocztę, bank, telefon czy nawet tradycyjny sklep. Ale są miejsca, gdzie wciąż pozostaje niewykorzystany. Internet to dziś mnóstwo możliwości, tylko czy potrafimy je spożytkować?
Pan Antoni ma 65 lat i mocne postanowienie kontrolowania władzy. Do naszej redakcji dzwonił już kilkukrotnie z prośbą o interwencje: ktoś niesłusznie został wiceszefem rady, miasto bardzo się zadłużyło lub boisko było budowane zbyt blisko słupów energetycznych. Przyznaje, że kilka lat temu nawet nie marzył o takich możliwościach, jakie ma dziś. - W każdej chwili mogę sprawdzić, czy publiczne pieniądze są dobrze wydatkowane. A jeśli coś budzi moje wątpliwości, wiem, gdzie skierować sprawę - tłumaczy i dodaje, że wcale nie jest pieniaczem, a jedynie obywatelem, któremu na sercu leży dobro państwa. Na pytanie, w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z władzą, z uśmiechem odpowiada: - Odkryłem, że istnieje coś takiego jak BIP, a każda instytucja musi zamieszczać tam interesujące mnie dane. Można dużo ciekawych rzeczy wyczytać - dodaje z uśmiechem.
Działalność urzędów, szpitali, instytucji miał usprawnić Biuletyn Informacji Publicznej, czyli system stron internetowych służący powszechnemu i bezpłatnemu dostępowi do informacji publicznej. I trzeba przyznać, że niektóre są na bieżąco aktualizowane, a szary obywatel może z nich wiele się dowiedzieć - jakie uchwały zostały podjęte na sesji, na co idą pieniądze podatników itp. Jednak nie wszędzie.
- Idea była świetna, ale realizacja fatalna - zaznacza dr Marek Robak, który w 2001 r. tworzył portal ekai.pl i był współtwórcą portalu wizyty Benedykta XVI w Polsce b16.pl wraz z systemem obsługi trzech tysięcy dziennikarzy. Według pierwotnych założeń, BIP miał być standardem stron internetowych dla instytucji publicznych. Chodziło między innymi o to, by - dla zapewnienia przejrzystości działania - wszystkie te instytucje publikowały ważne informacje i dokumenty. Dla uniknięcia manipulacji treścią strony wprowadzono też kilka obostrzeń technicznych, na przykład systemy te muszą rejestrować, kto, kiedy i jakie wprowadził zmiany na stronie. Prosta, ale ważna zasada. Niestety, realizacja tych idei nie wyszła najlepiej. Instytucje nie zrezygnowały z własnych stron internetowych, zamiast tego uruchomiły - zwykle w dużym pośpiechu - dodatkowy serwis, spełniający wymogi ustawy. Dziś BIP-y wielu instytucji robią wrażenie zaniedbanych - mówi M. Robak, a potwierdzeniem jego słów są te, na których jedyne pojawiające się informacje to zdawkowe życzenia świąteczne.
Tak nie jest w przypadku miasta Siedlce, którego strona jest aktualizowana na bieżąco, a mieszkaniec może dzięki niej dowiedzieć się, co robi prezydent i kiedy odbędzie się sesja rady miasta oraz jakie będą poruszane na niej problemy. W BIP natomiast można znaleźć nie tylko plan najbliższej sesji, ale i aktualne oferty pracy, stan zatrudnienia czy wnioski o przyznanie różnych dotacji.
Podobnie jest w przypadku strony internetowej Białej Podlaskiej.
- BIP, jak wszędzie, także u nas informuje o strukturze urzędu, trybie załatwiania spraw itd. - mówi Piotr Poniatowski, naczelnik wydziału informatyki i łączności w bialskim magistracie. - Oczywiście jest on na bieżąco aktualizowany, co wynika z integracji z naszym wewnętrznym obiegiem dokumentów - wyjaśnia i dodaje, że internet bardzo pomaga. - Na przykład coraz większa cześć korespondencji urzędowej wymienianej między poszczególnymi instytucjami odbywa się drogą mailową. To duża pomoc w codziennej pracy - zaznacza.
Które dziedziny naszego życia dzięki wsparciu sieci mogłyby lepiej funkcjonować i służyć nam - obywatelom? Lista może być naprawdę długa, bo istnieje mnóstwo pozytywnych zastosowań internetu.
- Na pierwszym miejscu umieściłbym elektroniczny system zdrowotny, tzw. e-health - mówi dr M. Robak. - W Polsce jesteśmy w tej kwestii mocno opóźnieni. Pacjenci mają w wielu miejscach fragmentaryczną dokumentację zdrowotną na papierze. Lekarz nie ma dostępu do wszystkich historycznych wyników badań, więc stawia gorszą diagnozę. Elektroniczny system z wynikami badań i receptami rozwiązałby wiele problemów i - proszę mi wierzyć - nie jest czymś szczególnie skomplikowanym z technicznego punktu widzenia. Nie wspominam już o tym, że gdyby dało się przez interent sprawdzić, czy dana osoba ma ważne ubezpieczenie zdrowotne, nie byłoby wielu protestów lekarzy i aptekarzy, którzy słusznie domagają się tego, by mogli się skupić na jak najlepszym wykonywaniu swojej pracy - zaznacza M. Robak i dodaje, że zamiast tego Polacy biegają do lekarza z książeczkami ubezpieczeniowymi, a kiedy nagle wyjadą bez aktualnej pieczątki w książeczce, są traktowani jako pacjenci drugiej kategorii.
Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, które powstało 1 sierpnia 2000 r., odpowiada za projekt platform gromadzących wszystkie dane medyczne. Dzięki niemu od 2014 r. pacjenci mieliby możliwość m.in. zapisywania się przez internet na badania czy monitorowania miejsca w kolejce do specjalisty. System wciąż powstaje, a wstępna inspekcja Najwyższej Izby Kontroli z końca 2011 r. wykazała wiele nieprawidłowości, poddając w wątpliwość, czy ostatecznie powstanie. Końcowy raport wciąż jest przygotowywany, jednak jeśli te uwagi podzieli Komisja Europejska może nie przyznać nam dotacji.
Wystarczy jedno kliknięcie myszką i otwiera się przed nami wirtualny świat, pełen informacji, rozrywki i ludzi z całego świata. Internet nie jest już tylko miejscem spotkań czy rozrywki - do niego przenosi się realny świat urzędów, sklepów, banków. Coraz więcej spraw załatwiamy w sieci, dzięki czemu nie tracimy czasu na stanie w kolejkach, dojazdy do urzędów. Informatyzacja przestrzeni publicznej przynosi ogromne korzyści, szkoda, że trwa tak długo.
JAG
Echo Katolickie 7/2012
MOIM ZDANIEM
Lucjan Kotwica
starosta radzyński
3 lata temu złożyliśmy projekt, który miał dać mieszkańcom powiatów: bialskiego, lubartowskiego, parczewskiego i radzyńskiego już w tym roku dostęp do bezpłatnego internetu socjalnego. Jednak w międzyczasie, 10 sierpnia 2010 r., czyli po zatwierdzeniu projektu, pojawiła się tzw. megaustawa, która - oprócz zapisanych w projekcie ograniczeń co do prędkości i wielkości danych - ogranicza czas korzystania do godziny dziennie. Nie możemy tego zmienić, bo musielibyśmy zwracać pieniądze, które otrzymaliśmy na projekt. Ale główne założenie, czyli udostępnienie darmowego internetu szerokopasmowego dla jednostek samorządowych i im podległych sieci, jest realizowane. Szkoda, że nie udało się zrealizować głównego założenia projektu, czyli udostępnienia mieszkańcom bezpłatnego i nieograniczonego internetu. Jednak nie możemy łamać prawa, co skutkowałoby zabraniem przyznanych dotacji.
Wady i zalety
PYTAMY dra Marka Robaka, programistę, architekta systemów, wykładowcę komunikacji elektronicznej.
Czy bez internetu moglibyśmy funkcjonować jako państwo?
Mógłbym nieco złośliwie powiedzieć, że niektóre państwa byłyby szczęśliwe, gdyby go nie było. Bo w pewnym sensie skomplikował on im życie. Z jednej strony dzięki internetowi można w niewiarygodny sposób usprawnić działanie instytucji państwowych i znacznie obniżyć koszty ich funkcjonowania. W Polsce tak naprawdę dopiero dochodzi do naszej świadomości, jak wiele obszarów można by usprawnić. Nawet taka drobna rzecz, jak elektroniczne formularze, dzięki którym nie trzeba się fatygować do urzędu. Ale nawet przy takich - wydawałoby się banalnych zadaniach - państwo nie zawsze zdaje egzamin. W Polsce do dziś nie uporaliśmy się z tymi formularzami, bo kilka lat temu ktoś nadgorliwie wpisał do ustawy zasadę, że podpisać się elektronicznie można wyłącznie płatnym podpisem kwalifikowanym. Prawie nikt takich podpisów nie kupił, przepis stał się martwy, a ważne druki, jak dawniej, musimy podpisać odręcznie. Państwa próbują nadgonić pędzącą rewolucję informacyjną, ale - powiedzmy sobie szczerze - nie jest im łatwo.
Korzystając z internetu musimy zwrócić uwagę na kilka kwestii bezpieczeństwa - gdzie się zastanowić przed „kliknięciem”?
Korzystanie z internetu trochę przypomina pływanie po oceanie. Jest wspaniałe, ale trzeba być przytomnym i krytycznym, a już z całą pewnością nie wierzyć bezgranicznie informacjom, na które trafiamy lub które nadchodzą pocztą elektroniczną. Tak naprawdę jednak najważniejsze jest doświadczenie. Osoby bardziej doświadczone w korzystaniu z sieci szybko wyłapują niebezpieczeństwa. Dlatego, zamiast niepotrzebnie straszyć internetem, zwróciłbym uwagę na potrzebę rozwijania swoich umiejętności internetowych. Statystyki są dość niepokojące. Od kilkunastu lat panuje duża nierównowaga wśród internautów. Właściwie wszyscy dzisiejsi uczniowie i studenci mają dostęp i kompetencje w tej dziedzinie, ale już pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków wypada znacznie gorzej. Jest na to rozwiązanie. Starsze pokolenia powinny skorzystać z doświadczenia osób młodszych.
Interesuje się Pan filozofią, etyką i teologią internetu - w jaki sposób te pojęcia mają odniesienie do sieci?
Kiedy internet zaczął się rozpowszechniać pod koniec lat 90, był postrzegany jako kolejny wynalazek techniczny. Myślę, że wiele osób nie zdawało sobie sprawy ze znaczenia tego wynalazku, uważali go za rodzaj nowej zabawki, ciekawej, ale nie niezbędnej. Tymczasem od kilkunastu lat zajmuję się badaniem tego, co internet zmienia w naszym życiu, jak wpływa na sposób postrzegania świata i tempo życia, jakie nowe dylematy etyczne przynosi, w jaki sposób technologia wpływa na nasze działania. Zajmowałem się też badaniem wpływu internetu na katolicyzm, na przykład tym, w jaki sposób globalna komunikacja w internecie wymusza zmianę sposobów komunikacji religijnej. Internet wpływa na kulturę i sposób zachowania ludzi w olbrzymi sposób i cały czas chyba do końca nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tymczasem wiele badań pokazuje, że rewolucja informacyjna zmienia naprawdę wiele obszarów - od sposobów nawiązywania znajomości przez młodych ludzi do mechanizmów rządzących gospodarką. NOT. JAG
opr. ab/ab