Artykuł z tygodnika Echo katolickie 29 (733)
Gdy przekręcimy kilka kartek w kalendarzu, natrafimy na datę 22 lipca. Dlaczego jej szukamy, skoro nie jest ona ani zaznaczona na czerwono, ani nie upamiętnia żadnego pozytywnego wydarzenia w historii Polski?
Czy to jakiś szczególny dzień, który na tyle różni się od innych, by myśleć o nim z wyprzedzeniem? Odpowiedź na tak postawione pytania dziś, gdy żyjemy w demokratycznej Polsce, jest prosta. Wszyscy, którzy znają historię naszej Ojczyzny, wiedzą doskonale, że kiedy tkwiliśmy w okowach komuny, 22 lipca było najważniejszym polskim świętem państwowym. Nazwano je Narodowym Świętem Odrodzenia Polski. Nazwa krzywdząca, przewrotna, można powiedzieć nawet, że bluźniercza, gdyż nowe święto, a właściwie pseudoświęto zastąpiło obchodzony od 1937 r. Dzień Niepodległości, który - jak wiemy - przypada 11 listopada.
Tak oto, upamiętniając powstały w Moskwie, niemający nic wspólnego z niepodległością proradziecki Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i wydany przez niego manifest, narzucano nam siłą święto będące symbolem podporządkowania się Polski dyktatowi Stalina, a zniesiono to, które kojarzyło się z prawdziwą wolnością i było czczone przez miliony Polaków.
Gwoli wyjaśnienia warto zaznaczyć, że manifest podpisano 20 lipca, nie zaś dwa dni później. Przez wiele lat Polski Ludowej w podręcznikach do historii znajdowały się nieprawdziwe informacje, którymi faszerowano młodzież. Pisano bowiem, że PKWN był suwerenną władzą polską i powstał w wyzwolonym Chełmie Lubelskim. Tymczasem Komitet utworzono na terenie ZSRR, a znaleźli się w nim ludzie całkowicie uzależnieni od radzieckich mocodawców.
Gdy wiosną 1943 r. wyszła na jaw sprawa Katynia, polski rząd emigracyjny w Londynie zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem radzieckim. Decyzja była słuszna i nikt w zasadzie jej nie kwestionował, choć zdawano sobie sprawę z faktu, że ZSRR najprawdopodobniej zakończy wojnę jako jedno z mocarstw zwycięskich i będzie decydował o kształcie powojennego świata, w tym Polski.
Nieco wcześniej, bo w lutym 1943 r., przebywający w ZSRR polscy komuniści w osobach Zygmunta Berlinga, Wandy Wasilewskiej, Stefana Jędrychowskiego, Włodzimierza Sokorskiego i Stanisława Skrzeszewskiego powołali do życia Związek Patriotów Polskich. Była to organizacja polityczna, służąca Stalinowi do realizacji jego polityki w kwestii polskiej. ZPP przygotowywał grunt do przejęcia władzy przez komunistów w powojennej Polsce, zaś legalny rząd RP w Londynie zdecydowanie potępiał, twierdząc, że działa on na szkodę sojuszu anglo-radziecko-amerykańskiego.
Środowiska komunistyczne aktywizowały się również w okupowanej Polsce. Od 1942 r. istniała Polska Partia Robotnicza oraz jej zbrojne ramię - Gwardia Ludowa. Należy podkreślić, że komuniści prowadzili destruktywną działalność wobec polskiego podziemia niepodległościowego, wydając wielu jego członków w ręce gestapo. Dla wszystkich też powoli stawało się jasne, że tworząc komunistyczne zaplecze w Polsce i na terenie ZSRR, Stalin będzie chciał po wojnie włączyć Polskę do swojej strefy wpływów. Takie też ustalenia zapadły podczas konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie na przełomie listopada i grudnia 1943 r.
Kilka miesięcy wcześniej w katastrofie gibraltarskiej zginął premier rządu polskiego gen. Władysław Sikorski. Był to wielki cios dla Polaków i sprawy polskiej. Następca Sikorskiego, ludowiec Stanisław Mikołajczyk nie miał niestety charyzmy poprzednika, co fatalnie odbiło się na dalszych losach naszej Ojczyzny.
Tymczasem na terenie ZSRR w Sielcach nad Oką utworzono polską formację zbrojną, nazwaną 1 Dywizją Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Jej dowódcą został gen. Zygmunt Berling, a po raz pierwszy do walki jednostka weszła pod Lenino w październiku 1943 r. Straty w wyniku bitwy były ogromne, bo sięgały prawie 30% stanów osobowych w poszczególnych pododdziałach. Nie to jednak wydawało się najważniejsze. Dla Stalina liczył się efekt propagandowy. Utworzone na radzieckiej ziemi jednostki polskie walczyły ramię w ramię z Armią Czerwoną. Radziecki dyktator dawał światu do zrozumienia, że wielu Polaków stawia na współpracę z ZSRR, a nie z rządem w Londynie. Podważał tym samym sens jego istnienia.
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 1944 r. powołano do życia Krajową Radę Narodową. Na czele tego samozwańczego parlamentu, reprezentującego organizacje komunistyczne i lewicowe, stanął Bolesław Bierut. W intencji twórców KRN miała być zaczątkiem polskiej władzy powojennej. Odpowiedzią podziemia niepodległościowego stało się utworzenie Rady Jedności Narodowej pod przewodnictwem Kazimierza Pużaka. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęło funkcjonowanie Centralne Biuro Komunistów Polskich. Kierował nim Aleksander Zawadzki.
Gdy wojska radzieckie zajęły w lipcu 1944 r. wschodnią część Polski, Stalin postanowił utworzyć w opanowanym kraju tymczasowy organ władzy wykonawczej. Stał się nim PKWN, a ludzie, którzy weszli w jego skład, byli całkowicie uzależnieni od decyzji Moskwy. Należy wymienić tutaj przewodniczącego Edwarda Osóbkę-Morawskiego, Wandę Wasilewską, Andrzeja Witosa, Bolesława Drobnera, Stanisława Radkiewicza, Wincentego Rzymowskiego, Stefana Jędrychowskiego i innych. PKWN wydał manifest, w którym nakazywał walczyć z Niemcami w sojuszu z armią radziecką, zupełnie jednak pomijając sprawę przyszłej niepodległości.
W takich oto warunkach odbył się gwałt na Polsce. By upamiętnić Manifest PKWN i rzekome „odrodzenie” naszego kraju, decyzją Sejmu RP dzień 22 lipca miał stać się świętem państwowym. Uchwałę o tej treści podjęto w lipcu 1945 r.
Do momentu obalenia, czyli 6 kwietnia 1990 r. Narodowe Święto Odrodzenia Polski było obchodzone bardzo uroczyście.
- Tego dnia nikt nie szedł do pracy. Odbywały się natomiast wiece i uroczyste akademie. Każdy, kto w nich nie uczestniczył, miał potem problemy. Podczas tych uroczystości chwalono dokonania władzy socjalistycznej, mówiono, że jest najlepsza i niezwyciężona. Krytykowano natomiast zachodnich i amerykańskich imperialistów - mówi jeden z mieszkańców Łukowa. - Była to bardzo dobra okazja do indoktrynacji i prania mózgów. Do wpajania ludziom tego, co nie miało miejsca w rzeczywistości. No, ale na tym opierał się cały system socjalistyczny - zauważa historyk Cezary Cybulski.
Warto też podkreślić, że właśnie w dzień 22 lipca władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oddawały do użytku szczególnie ważne inwestycje. - Jako przykład można podać choćby warszawską trasę WZ, kombinat metalurgiczny w Nowej Hucie, Pałac Kultury i Nauki, Stadion Śląski w Chorzowie, Trasę Łazienkowską czy pierwszą linię produkcyjną Fiata 126p. Władze chciały po prostu wyeksponować rangę tego święta, dodać mu znaczenia, splendoru - stwierdza nauczyciel historii Krzysztof Okliński.
Podobnie jak wszystkie święta komunistyczne, tak i to lipcowe zdecydowanie dystansowało się od jakiejkolwiek symboliki religijnej. Dla komunistów religia była wrogiem, a to dlatego, że zawsze stanowiła symbol polskości. A wiadomo, że komunizm nie miał z polskością nic wspólnego.
Dziś 22 lipca jest zwyczajnym dniem. Nie był nim jednak w czasach młodości naszych rodziców czy dziadków. Bez cienia przesady można nazwać go komunistycznym pseudoświętem, którego nigdy nie powinno być. Bo co upamiętniało? Uzurpację i stalinowski gwałt na Polsce, a nie jakieś wyimaginowane „odrodzenie”. I tego właśnie powinniśmy być świadomi dziś, żyjąc w wolnym i suwerennym kraju.
Dzień 22 lipca świętowano w czasach PRL-u hucznie. Tłumny udział społeczeństwa w obchodach, nieważne, że w znacznym stopniu wymuszony, stanowił dla władzy swoistą legitymizację. Uczniów szkół było niewielu, gdyż trwały wakacje. Świąteczną atmosferę podkreślały pochody, manifestacje, festyny, kiermasze i lepsze niż na co dzień zaopatrzenie w sklepach. Dla większości Polaków dzień ten nie miał wymiaru państwowego czy emocjonalnego, a raczej rozrywkowo-konsumpcyjny. No, bo można było pójść na festyn, pobawić się czy kupić jakieś wiktuały w sklepie.
Dziś 22 lipca to zwyczajny dzień pracy. W świadomości ludzkiej już od dawna przestał odgrywać wyjątkową rolę, szczególnie wśród ludzi młodych, dla których samo rozwikłanie skrótu PRL stanowi nieraz duży problem. Nie ulega wątpliwości, że było to święto sztuczne, niepotrzebne, utworzone z myślą o wydarzeniu bardzo niekorzystnym dla naszego kraju. Dobrze, że nie musimy go już obchodzić.
opr. aw/aw