Artykuł z tygodnika Echo katolickie 38 (742)
Czy uchwalona w 1997 r. i zatwierdzona w ogólnonarodowym referendum Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jest ustawą na miarę potrzeb naszego kraju?
Uchwalenie w 1997 r. obowiązującej konstytucji było wynikiem osiągniętego kompromisu między wszystkimi liczącymi się wówczas w parlamencie siłami politycznymi, natomiast za jej przyjęciem w referendum opowiedziało się ponad 53 proc. głosujących. Konstytucja ta jest ustawą zasadniczą, bo reguluje podstawowe zasady i instytucje ustroju państwa oraz stanowi najwyższe źródło prawa w Rzeczypospolitej. Wprowadziła ona w Polsce system rządów parlamentarnych, który znalazł zastosowanie w większości państw Unii Europejskiej. Z kolei dla obywateli szczególnie istotne stało się zagwarantowanie w treści tego aktu szerokiego katalogu praw i wolności jednostki. Wydaje się, że nawet bez poważniejszych zmian konstytucja z 1997 r. może być podstawą porządku prawnego w naszym kraju przez długie lata.
Nasza konstytucja ma zaledwie 12 lat, zatem czy potrzebne są w niej kolejne zmiany? Przecież była już nowelizowana.
Konstytucja RP przewiduje poważnie utrudnioną procedurę dokonywania zmian w jej treści, stąd też była ona dotychczas tylko dwukrotnie nowelizowana. Pierwsza nowelizacja miała miejsce w 2006 r. i polegała na określeniu warunków dopuszczających ekstradycję obywateli polskich. Druga zmiana konstytucji wejdzie w życie 21 października tego roku. Z tą chwilą do Sejmu i Senatu nie będzie mogła być wybrana osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego. Czy konieczne są kolejne zmiany konstytucyjne? Nie widzę potrzeby generalnej rewizji założeń konstytucji. Ale drobne korekty jej przepisów, zmierzające głównie do jeszcze bardziej precyzyjnego określenia zakresu kompetencji naczelnych organów państwa, uważam za niezbędne.
Wszyscy byliśmy już niejednokrotnie świadkami sporów kompetencyjnych pomiędzy premierem a prezydentem. Czy te nieporozumienia są wynikiem złych zapisów konstytucyjnych, czy też niewłaściwej interpretacji prawa?
I jedno, i drugie. Z jednej strony obowiązująca konstytucja niezbyt precyzyjnie określa zakres kompetencji obu organów władzy wykonawczej, czyli prezydenta i rządu. Z drugiej zaś, spory kompetencyjne pomiędzy prezydentem a szefem rządu potęguje właśnie brak jednolitej interpretacji istniejących przepisów konstytucji. A przy tym dochodzi do ostrej rywalizacji politycznej pomiędzy związanym z Prawem i Sprawiedliwością prezydentem Lechem Kaczyńskim, a reprezentującym większościową koalicję Platforma Obywatelska-Polskie Stronnictwo Ludowe premierem Donaldem Tuskiem.
Propozycji zmian w konstytucji pojawiło się, i pojawia, bardzo wiele. Niektórzy z krytyków obecnej ustawy zasadniczej uważają, że uniemożliwia ona przeprowadzenie reform w państwie. Czy Pana zdaniem to prawda?
Absolutnie z tym się nie zgadzam. To nie przepisy konstytucji uniemożliwiają realizację określonych reform w państwie, lecz brak określonej wizji rozwoju społeczno-gospodarczego, częste zmiany ekip rządowych i przeprowadzanych przez nie reform, niedotrzymywanie programów czy obietnic wyborczych. Z kolei propozycje zmian w konstytucji to niejednokrotnie inicjatywy o charakterze populistycznym, mające na celu zyskanie poklasku ze strony części elektoratu. Przykładem tego jest zgłoszony przez grupę posłów PO projekt radykalnego ograniczenia immunitetu parlamentarnego posłów i senatorów. Tak się składa, że jestem ekspertem sejmowej komisji nadzwyczajnej, która pracuje obecnie nad projektem tej ustawy o zmianie konstytucji. To upoważnia mnie do zdecydowanej krytyki tego pomysłu, bowiem jego realizacja spowodowałaby, że bylibyśmy jedynym państwem europejskim rezygnującym z instytucji immunitetu formalnego, gwarantującej wszystkim posłom i senatorom — jako naszym reprezentantom - pewną swobodę i niezależność przy wykonywaniu przez nich mandatu parlamentarnego.
W dyskusję o polskiej konstytucji włączył się nawet Rzecznik Praw Obywatelskich, który przygotował ponoć aż trzy projekty zmiany ustawy zasadniczej. Każdy z nich mówi o wprowadzeniu zupełnie odmiennych systemów sprawowania władzy. Czy tak radykalne zmiany mają szanse zostać wprowadzone i czy w ogóle są potrzebne?
Zacznijmy od tego, że Rzecznik Praw Obywatelskich nie ma prawa wykonywania inicjatywy ustawodawczej, bo prawo zgłaszania projektów ustaw o zmianie w konstytucji posiada tylko prezydent, Senat oraz 1/5 posłów. Dlatego ogłoszone przez niego 3 projekty należy traktować tylko jako materiał do dyskusji. Każdy z tych projektów proponuje odrębny system rządów: dwie odmiany systemu parlamentarno-gabinetowego oraz system prezydencki. O ile jednak w istniejącym dziś w Polsce modelu ustrojowym występują pewne elementy systemu rządów parlamentarno-gabinetowych, o tyle wprowadzenie u nas systemu prezydenckiego, w takim kształcie jak w Stanach Zjednoczonych, nie ma najmniejszego uzasadnienia. Zresztą tak daleko idące przeobrażenia ustrojowe nie są obecnie w Polsce potrzebne.
Czy zmniejszenie uprawnień prezydenta, które forsują niektórzy politycy, może realnie wpłynąć na poprawę jakości sprawowania władzy wykonawczej, czy może takie pomysły są jednym z elementów gry politycznej?
Osłabienie pozycji ustrojowej prezydenta nie musi wcale usprawnić procesu sprawowania władzy wykonawczej. Zresztą, ograniczenie roli prezydenta tylko do wykonywania funkcji reprezentacyjnych, wymagałoby też rezygnacji z powszechnych wyborów prezydenckich i przyjęcia zasady obsady tego urzędu przez parlament (tak, jak np. we Włoszech). Moim zdaniem obecny model prezydentury w Polsce, po sprecyzowaniu zakresu kompetencji prezydenta, jest jednak jak najbardziej do zaakceptowania. A wysuwane dziś propozycje okrojenia uprawnień prezydenta to także istotny element gry politycznej. Trzeba więc od razu postawić pytanie, czy obecny Prezes Rady Ministrów rzeczywiście jest za tym, aby — po ewentualnym sukcesie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich — występować jedynie w roli „słabego” prezydenta?
opr. aw/aw