Wygrane marzenia

Sport jest pasją Kasi, sposobem na życie i lekiem na całe zło

Ten rok był dla niej wyjątkowy. Zdobyła złoty medal na paraolimpiadzie w Londynie, ustanawiając rekord świata w rzucie oszczepem. Na ten sukces pracowała kilkanaście lat. Jednak, jak podkreśla, nie osiągnęłaby tego, gdyby nie wsparcie rodziny, która jest dla niej największą wygraną. Zwyciężczyni w sporcie i w życiu - Katarzyna Piekart.

Grudzień 2011 r. Kasia reprezentuje Polskę na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w konkurencjach paraolimpijskich w Sharjah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Zostaje wicemistrzynią w rzucie oszczepem. 37,4 m - to jej nowy rekord życiowy. Zdobywa też dwa brązowe medale w biegach na 100 i 200 m. Zaczyna po cichu marzyć o podium na igrzyskach w Londynie. Nie myśli o złocie, ale o brązie, bo - zgodnie z jej życiową dewizą - w życiu nie wolno być ani zachłannym, ani zbyt pewnym siebie.

1 września 2012 r. Przy aplauzie blisko 80 tys. widzów zgromadzonych na stadionie olimpijskim wygrywa konkurs rzutu oszczepem, wyprzedzając Rosjankę Natalię Gudkową o zaledwie siedem centymetrów, i wynikiem 41,15 m ustanawia rekord świata. To pierwsze złoto dla Polaków. Dzień później ubrana w biało-czerwony dres odbiera medal. - Pełne trybuny. Mazurek Dąbrowskiego. Ludzie wiwatują, a ty w samym środku tego wszystkiego. Stoisz na podium i patrzysz w górę, na nich. I jesteś taka szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. To twoja chwila - wspomina 26-latka.

Droga po złoto

Sport jest pasją Kasi, sposobem na życie i lekiem na całe zło. Dzięki niemu uwierzyła w siebie, przestała wstydzić się, że jej lewa ręka z powodu niedowładu wygląda inaczej niż prawa. Dlatego dla sportu jest gotowa do wielu wyrzeczeń.

Drogę po olimpijskie złoto rozpoczęła w czwartej klasie szkoły podstawowej w podsiedleckich Mokobodach. Mimo niepełnosprawności dziewczyny nauczyciele wychowania fizycznego dostrzegli w niej potencjał. Zabierali na turnieje tenisa stołowego, zawody w bieganiu. Kiedy jeden z wychowawców zaproponował Kasi, by spróbowała trenować z niepełnosprawnymi, podeszła do tego sceptycznie. - Bałam się tej odmienności. Jednak wraz z kolejnym mityngiem zmieniłam zdanie. Zrozumiałam w końcu, że z wadą, którą mam, mogłabym rywalizować z pełnosprawnymi tylko do pewnego momentu. Potem konkurować byłoby ciężko - tłumaczy Katarzyna.

Na oszczep postawiła po urodzeniu córki. Po ciąży trudno było jej wrócić do formy w bieganiu. Szukała alternatywy. Wcześniej startowała w pięcioboju, którego oszczep jest jedną z konkurencji. Szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Związała się z siedleckim Stowarzyszeniem Sportowym Osób Niepełnosprawnych „Start”. Jednak organizacja koncentrowała swoją działalność na obozach i wyjazdach rehabilitacyjnych, a nie na trenowaniu niepełnosprawnych sportowców. Dlatego siedlczanka postanowiła szukać innego klubu. Znalazła „Start” w Gorzowie Wielkopolskim, który wciąż reprezentuje. Zawodnicy klubu odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej.

Na 24 zawodników reprezentacji Polski podczas igrzysk w Londynie aż siedmiu pochodziło z Gorzowa, z czego pięciu zdobyło medale. Kasia nie ukrywa jednak, że chciałaby, aby w przyszłości na jej koszulce znalazło się logo rodzinnego miasta - Siedlec. - Może uda się to spełnić. Pojawił się pomysł założenia stowarzyszenia, które zrzeszałoby niepełnosprawnych sportowców i pomagało im. W najbliższym czasie mamy na ten temat rozmawiać z posłem Krzysztofem Tchórzewskim, który wyraził chęć pomocy - mówi lekkoatletka.

Macierzyństwo daje mi siłę

Choć sport jest dla Kasi bardzo ważny, to jednak największe spełnienie daje jej macierzyństwo. Uśmiech 3,5-letniej Weroniki, buziak na dobranoc, rozmowa telefoniczna z córką - choćby z drugiej półkuli, są ważniejsze niż wszystkie medale świata. - Dziecko daje mi siłę. Dzięki córeczce wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, granic, których nie jestem w stanie pokonać - podkreśla 26-latka. - Córeczka pomogła przełamać mi nieśmiałość związaną z niepełnosprawnością, wyleczyła mnie z kompleksów. Wcześniej wstydziłam się tego, jak wyglądam - tłumaczy młoda kobieta.

Patrząc na nią, trudno w to uwierzyć. Zgrabna, ładna, uśmiechnięta - po igrzyskach w Londynie o urodzie Kasi rozpisywały się zarówno polskie, jak i zagraniczne media. Jej zdjęcia pojawiły się w gazetach, na portalach internetowych. Atrakcyjna, wysportowana, z medalami na szyi. Ewentualnie wariant drugi - elegancka młoda kobieta w wieczorowej sukni patrzy z fotografii, które powstały na potrzeby kampanii „Piękne (Nie)Doskonałe”. Jej twarzą, obok koleżanki z reprezentacji Polski - Natalii Partyki, została właśnie Kasia. Ktoś, kto patrzy na te zdjęcia, nie wiedząc, że lekkoatletka cierpi na niedowład lewej ręki, niepełnosprawności się w nich nie dopatrzy.

- Tymczasem jeszcze kilka lat temu ukrywałam dłoń w długich rękawach, kieszeniach. Będąc w ciąży, bałam się, czy poradzę sobie z przewinięciem, ubraniem, pielęgnacją niemowlęcia. Jednak praktyka czyni mistrza. Z każdą kolejną czynnością, którą musiałam wykonać przy córeczce, moje obawy znikały. Mobilizowały mnie też ciekawskie spojrzenia w przychodniach, gdy szłam z małą do lekarza. Ludzie patrzyli, jak sobie poradzę. Dzisiaj radzę sobie świetnie. Macierzyństwo bardzo mnie dowartościowało - wyznaje Katarzyna. Dlatego nie mogło być inaczej: złoty medal z londyńskich igrzysk zadedykowała Weronice. Zresztą obiecała to córce. - Rozmawiałam z nią, jakoś niedługo przed startem, przez telefon i powiedziała do mnie: „Mama, przywieź medal”. I przywiozłam - mówi z dumą K. Piekart.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Siedlczanka przyznaje, że nie była pretendentką do złota. - Gdy oddałam piąty rzut i zobaczyłam, że odszczep spadł za linię 40 m, wiedziałam już, że będzie medal. Po chwili z trybun usłyszałam głos trenera: „Kasia, masz rekord!”. Uwierzyłam, kiedy zobaczyłam wynik na tablicy. Dopiero wtedy zaczęłam się cieszyć - opowiada złota mistrzyni, dodając, że wśród niepełnosprawnych rywalizacja jest dużo silniejsza, bo są oni bardziej zdeterminowani do walki o medale niż zdrowi. Spełniają nie tylko swoje marzenia, ale także innych ludzi. Udowadniają, że nie ma rzeczy niemożliwych - granic, których nie jesteśmy w stanie pokonać. Uświadamiają nam, że sami wytyczamy granice naszym możliwościom. - Po zdobyciu medalu koledzy z kadry, gratulując mi, mówili: „Kaśka, dałaś nam taką energię. Skoro ty mogłaś wygrać, dokonać rzeczy prawie niemożliwej, to my też możemy” - wspomina 26-latka, która dopiero, gdy stanęła na olimpijskim podium, pomyślała sobie: „Coś w życiu osiągnęłam”.

Takiego szczęścia życzę wszystkim

Kasia podkreśla, że jej sukcesy należy dzielić na kilka osób: rodzinę - męża Pawła, 3,5-letnią Weronikę, rodziców, trenera Winicjusza Nowosielskiego i jego żonę Wandę, która pomaga lekkoatletce w opiece nad córką, oraz dr. Aleksandra Gryckiewicza, fizjoterapeutę i byłego oszczepnika. Katarzyna zawsze mogła liczyć na jego nieodpłatną pomoc i to nie tylko w przypadku kontuzji. - Dr Gryckiewicz udzielił mi wielu merytorycznych wskazówek, dzięki którym mogłam tak się rozwinąć. Przekazał mi całą swoją wiedzę. A nic tak nie motywuje do skutecznego działania, jak wysoko postawiona poprzeczka i wiara innych w twoje możliwości. Sport jest dla mnie bardzo ważny, złoty medal to spełnienie marzeń, ale największym sukcesem jest moja rodzina: mąż i córka - zaznacza Kasia.

Z Pawłem znają się od dziesięciu lat. Mieszkali niedaleko siebie, ale poznali się dopiero, gdy sportsmenka wyjechała do Gorzowa Wielkopolskiego. Zaczęło się od koleżeństwa, przyjaźni, miłość przyszła potem. - Długo nie wiedziałem, że Kasia ma niedowład ręki. Zresztą i tak nie miałoby to żadnego znaczenia. Kocham ją za to, jaka jest, a nie jak wygląda - zapewnia Paweł.

Ten rok był dla całej rodziny szczególny nie tylko dlatego, że Kasia została mistrzynią paraolimpijską. Święta Bożego Narodzenia spędzą w nowym, własnym mieszkaniu. - Nie chcę już żadnego prezentu od mikołaja. Dostałam w tym roku bardzo dużo zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że zdobędę złoty medal i ustanowię rekord świata, a w święta, wraz z moimi najbliższymi, ubiorę choinkę w naszym nowym mieszkaniu. Do wieczerzy wigilijnej zasiądziemy z rodzicami, rodzeństwem. Cieszę się na wspólne świętowanie, bo rodzina jest najważniejsza - po raz kolejny podkreśla Kasia. Ona sama chciałby tylko, by jej bliscy byli zdrowi. - Kto nie miał kłopotów ze zdrowiem, czasami nie docenia, jak wielką jest ono wartością. Dlatego zawsze życzę wszystkim zdrowia, spokoju oraz tego, by wszyscy ludzie mogli spełniać swoje marzenia. Sport to moja pasja, w której się realizuję, i chyba to jest dla mnie największym szczęściem. I takiego szczęścia życzę innym - dodaje spełniona zawodowo i rodzinnie, szczęśliwa kobieta - Katarzyna Piekart.

Echo Katolickie 51-52/2012

opr. aś/aś

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama