Co się zmienia?

Ludzie na całym świecie mają ten sam problem i pytanie: kiedy kryzys związany z Covid-19 się skończy? Dokąd doprowadzi nas pandemia? Problem pogłębia powszechny brak zaufania

O ocenę aktualnej sytuacji w kraju pytamy socjologa dr. hab. Roberta Szweda, kierownika Katedry Kultury Medialnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. św. Jana Pawła II.

Coraz więcej Polaków zastanawia się, dokąd doprowadzi nas pandemia... Pojawiają się pytania o słuszność niektórych działań, jak np. utrudniony dostęp do lekarzy rodzinnych, zamykanie siłowni i basenów, ale nie sanatoriów.

Polacy - tak jak ludzie na całym świecie - mają ten sam problem i pytanie: kiedy kryzys związany z Covid-19 się skończy. Rozgrzewką była sytuacja wiosenno-letnia. Cała Polska i świat wtedy stanęły. Dowiedzieliśmy się wówczas, czym jest wirus i jak go unikać. Już wówczas Polacy pytali, dlaczego nie mogą wchodzić do lasu i spacerować. Dlaczego jedni mogą iść na cmentarz, a inni nie. Dzisiaj ponownie zastanawiają się nad niespójnością przeróżnych rozwiązań. Na to nakłada się kakofonia postaw: od demonstracyjnego odrzucania maseczek do oczekiwania całkowitego lockdownu. Niestety takie postawy, opinie i zachowania Polacy widzą u swoich reprezentantów w parlamencie. To jest źródłem niepewności, wątpliwości i ogólnego wrażenia, że nad sytuacją rządzący nie panują, że decyzje są pochopne, bo nierozsądne i niespójne.

Nasi politycy nie działają wspólnie w obliczu ryzyka, tylko wciąż wzajemnie się krytykują. Czy już nie potrafimy zjednoczyć się jako naród?

Opinie można mieć przeróżne, natomiast w sytuacji, gdy pojawia się poważne zagrożenie, a ono istnieje i jest realne, to powinni usiąść wspólnie do stołu. Problem w tym, że zaufania w polityce brakuje jeszcze bardziej niż w przypadku społeczeństwa. Ten brak zaufania i sama polityka, która polega na wykorzystywaniu słabości rywala, nie wróży nic dobrego. Politycy są niekonsekwentni, nie potrafią pokazać, że są mężami stanu, że można im zaufać i mają na względzie nie swój prywatny interes, czyli partii, ale całego społeczeństwa. Wydaje się też, że nasza klasa polityczna nie ma pomysłów i nie jest konsekwentna.

Dlaczego budowana jest atmosfera strachu? Telewizyjne i internetowe nagłówki na czerwono informują o liczbie zakażeń, zgonów, ale już nie ozdrowieńców. Czemu ma to służyć?

Z pewnością w sytuacji zagrożenia życia, zdrowia media powinny zachowywać się odpowiedzialnie, zaś informacje o sytuacji pandemicznej powinny być relacjonowane. Nie oznacza to jednak konieczności eksploatowania tematu w taki sposób, który przynosi odwrotny efekt: „nadbodźcowani” odbiorcy mediów odwracają się od pandemii, udają, że to ich nie dotyczy, popadają w depresję, zaprzeczają istnieniu wirusa, bowiem spoza strachu przed chorobą i śmiercią nie widać nadziei. Tym, czego brakuje w obecnej sytuacji, jest z pewnością brak zdrowego podejścia do choroby i zagrożenia. Niestety, budowanie atmosfery strachu jest - z punktu widzenia władzy i mediów - opłacalne. Umożliwia kontrolę i przyciąga uwagę, zwiększa klikalność w internecie. To szkodliwa i zła logika, ale wydaje się, że bieżące korzyści przy braku wyobraźni dominują nad odpowiedzialnością i roztropnością.

Uczelnie wyższe i szkoły średnie już pracują zdalnie lub hybrydowo. Coraz bardziej realne staje się zamknięcie szkół podstawowych. Niektórym wydaje się, że przyniesie to więcej pożytku niż szkody, jednak zarówno rodzice, jak i nauczyciele podkreślają, że jeszcze nie nadrobili zalęgłości z wiosennego lockdownu.

W wielu grupach zawodowych praca zdalna stała się bardzo dobrym rozwiązaniem i zaskakująco skutecznym. W edukacji nic jednak nie zastąpi bezpośredniego kontaktu, bo tak właśnie nie tylko efektywniej uczymy, ale też wychowujemy. To bardzo trudny problem i niełatwo go rozwiązać, bo zdrowy rozsądek podpowiada, że im więcej kontaktów osobistych, tym większe prawdopodobieństwo rozpowszechniania się pandemii. Niestety w obecnej sytuacji wszyscy musimy doskonalić swoje umiejętności nauczania zdalnego, w tym przede wszystkim mobilizacji uczniów do samodzielnej pracy. O ile jednak studenci do takiego trybu są przyzwyczajeni, to znacznie gorzej sytuacja wygląda w przypadku małych dzieci. To ogromne wyzwanie dla nauczycieli.

Do strachu o zdrowie dochodzi ten o pracę, rodzinę, ale też wolność. Wskutek pandemii nasze prawa są mocno ograniczane. Czy istnieje ryzyko, że już nie wrócą?

Nie możemy wykluczyć, że pewne ograniczenia naszej wolności pozostaną w systemie, bowiem władza niechętnie będzie chciała się z nimi rozstać. Mam jednak nadzieję, że media będą prawdziwie pełnić rolę „psa łańcuchowego”, będą kontrolować rządzących, ujawniać ich nadużycia i plany, w których rządzenie i decydowanie o wolności innych stają ponad prawami człowieka.

Istnieje ryzyko, że pozostawienie ograniczeń niektórym nie będzie przeszkadzać... Nasze społeczeństwo, podobnie jak w innych rozwiniętych krajach, jest w stanie wiele poświecić ze swojej wolności na rzecz wygody. A może się mylę?

Przez ostatni czas zmieniła się też nasza świadomość. W większym stopniu zdajemy sobie sprawę, że zależymy od innych osób, a nasze zachowania wpływają na zachowania innych. Dlatego musimy znaleźć balans między wolnością a szkodzeniem. Ja sam zdecydowanie jestem wolnościowcem i cenię sobie niezwykle wolność, natomiast zdaję sobie też sprawę, że moje zachowania mogą wpływać negatywnie na inne osoby. W tym sensie noszenie maseczek ma jakiś sens i nie jest tylko i wyłącznie zewnętrzną oznaką tego, że mamy pandemię i one mają nam o tym przypominać. Choć tak też jest, co przecież uświadamiał główny inspektor sanitarny, i tych słów również nie należy bagatelizować.

Będziemy się zgadzać na pewne ograniczenia, np. maseczki pozostaną w społeczeństwie już na trwałe. Nawet po ustaniu pandemii część osób w różnych miejscach będzie je nosiła, zaś innych przestanie to dziwić. Rzeczywiście, dla niektórych maseczka stanowi oznakę zniewolenia, ale jesteśmy naprawdę szczęśliwym narodem, jeśli noszenie maseczki to forma zniewolenia.

Ale aplikacja „kwarantanna domowa”, która pozwala na wgląd w nasze dane, w tym wysyłane za jej pośrednictwem zdjęcia, niektórym służbom przez sześć lat po jej używaniu, już na zniewolenie wygląda...

Tu rzeczywiście pojawia się problem. Osobiście jestem bardzo sceptyczny wobec takich instrumentów, dlatego że władza nauczyła nas, iż dane te mogą być wykorzystane przeciwko nam. Tu nie chodzi o radzenie sobie z chorobą, tylko o inne sytuacje. Zdajemy sobie sprawę z poziomu inwigilacji przez telefony komórkowe, internet itp. I tak wiedzą o nas bardzo dużo. Nie wiemy, co jest w tej aplikacji, czy nie ma pewnych furtek, więc nie ufamy. Z drugiej strony mamy przypadek Tajwanu, gdzie wszyscy zainstalowali podobną aplikację. Dzięki temu w wielomilionowym społeczeństwie zanotowano 966 przypadków zachorowań i kilkadziesiąt zgonów. Okazuje się więc, że „totalitarne” metody, jak aplikacja, połączone z poczuciem odpowiedzialności społecznej mogą dać dobre rezultaty. Widocznie tam ludzie ufają władzy, że te informacje nie zostaną wykorzystane przeciwko nim.

Wielu osobom wydaje się, że media są miejscem, gdzie znajdą rzetelne informacje, mogą podzielić się swoimi odczuciami, przemyśleniami. Jednak i tu zostaje wprowadzona cenzura. W telewizji wypowiadają się tylko eksperci, którzy zalecają wprowadzanie drastycznych obostrzeń, a ci zalecający zachowanie rozsądku - już nie. Osoby, które krytykują działania w sprawie pandemii, przytaczają nieprzychylne artykuły, zostają zablokowane, ich konta usuwane itp. Czy już nie ma wolności słowa?

Polityczna poprawność w wielu obszarach funkcjonuje od dawna. To inne oblicze cenzury. Gdy pewne argumenty - nawet jeśli niepopularne - nie mogą pojawiać się publicznie, wówczas najpierw media, a potem obywatele powinni się temu zdecydowanie sprzeciwiać. Oczywiście nie chodzi tu o propagowanie różnego rodzaju dyskryminacji, segregacji czy nieprzyzwoitości - te powinny być zakazane, bo są społecznie szkodliwe. Musi jednak istnieć możliwość ich oceny przez sąd. Prewencyjna cenzura, która zakazuje wyrażania wątpliwości, np. co do skali śmiertelności na skutek zachorowania na Covid-19, jest grubą przesadą. Takie wątpliwości, jak uczy nas historia, np. w sprawie zamachów na World Trade Center czy katastrofy smoleńskiej - choć czasem po prostu głupie - będą się pojawiały. Odpowiedzią na nie powinny być argumenty. Pełna jawność i przejrzystość są lepszym narzędziem „pozytywnej kontroli umysłu” niż cenzura.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 43/2020

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama