Najwięcej recept na hurtowe uszczęśliwienie ludzkości mają osoby z lewej strony sceny politycznej, przyczepione do Sorosowych grantów jak rzep do psiego ogona
W historii byliśmy świadkami eksplozji wielu głupot. Jedne nagle rozbłysły i jeszcze szybciej się wypaliły, niczym iskry na ściernisku. Inne „ubierano” w system, nadawano rangę powszechnie obowiązujących. One stawały się większym problemem, bywało, że również źródłem tragedii.
Stanisław Lem pisał: „Głupstwo rozmnożone nie przestaje być głupstwem, potęguje się tylko jego śmieszność” („Bajki robotów”). Rzecz w tym, że owej śmieszności jej propagatorzy zazwyczaj nie widzą albo nie chcą zobaczyć. Dziś również. A to już robi się groźne.
Co charakterystyczne, najwięcej recept na hurtowe uszczęśliwienie ludzkości mają osoby z lewej strony sceny politycznej, przyczepione do Sorosowych grantów jak rzep do psiego ogona, niepomne próśb litościwie myślących ludzi, by skorzystały z pomocy psychiatry. Jeśli jednak lewactwo - jak głoszą dobrze zorientowani - to stan umysłu, nic nie poradzimy. Ale ad rem.
Od jakiegoś czasu „na językach” brukselskich oficjeli, ekspertów od „zielonego ładu” i naszych rodzimych obrońców cywilizacji jest branża mięsna. Mięso, jak udowadniają unijni urzędnicy, to samo zło. Greenpeace wraz z innymi organizacjami pozarządowymi wyliczył na przykład, iż sektor produkcji zwierzęcej odpowiada za 17% całkowitych emisji gazów cieplarnianych w UE, zaś przemysłowa hodowla zwierząt jest jedną z głównych przyczyn wylesiania i degradacji środowiska! To też bezsensowne wydatki: „75% z ok. 4,2 mld euro dostępnych w ramach środków ze Wspólnej Polityki Rolnej wydawanych jest właśnie na sektor hodowlany” - tłumaczyła niedawno portalowi money.pl europosłanka z ramienia KO Sylwia Spurek. „Finansujemy z publicznych pieniędzy coś, co szkodzi środowisku, bioróżnorodności, pogłębia katastrofę klimatyczną. Potem wydajemy znowu publiczne pieniądze na przeciwdziałanie skutkom działania branży mięsnej i to nie tylko na zwalczanie katastrofy klimatycznej” - dodała. Nawet ponoć WHO od lat alarmuje o rakotwórczych właściwościach czerwonego i przetworzonego mięsa, a Światowa Organizacja Zdrowia umieściła je na liście czynników rakotwórczych, obok azbestu i tytoniu! Strach się bać!
Ażeby zniechęcić potencjalnych smakoszy schabowych i mielonych, innymi słowy: morderców zwierząt, barbarzyńców, niegodnych noszenia miana istoty rozumnej, UE planuje wprowadzenie podatków, które - rąbiąc tychże okrutnie po kieszeni - radykalnie wpłynie na zmianę gustów kulinarnych. Na razie odłożono je w czasie, ale na pewno przy pierwszej lepszej okazji idea powróci w dyskusji. Pojawił się też pomysł zakazu promocji mięsa. Wspomina o tym dokument pt. „Od pola do stołu” (stanowiący element Zielonego Ładu) opracowany przez Komisję Europejską. Rzecz jasna nasi rodzimi „Europejczycy”, w swojej neofickiej gorliwości marzący, by być bardziej „europejscy” niż wszyscy mieszkańcy Starego Kontynentu razem wzięci, już zaczęli ostro działać w tej materii. I tak nieoceniona przyjaciółka ssaków, gadów, ptaków, pręgowanych i skrzydlatych, słowem - „zwierząt pozaludzkich” (copyright @SylwiaSpurek, cyt.: „Nie ma praworządności, bez równości małżeńskiej. Nie ma praworządności bez prawa do wychowywania dzieci. Nie ma praworządności bez szybkiej procedury uzgodnienia płci. Jest jeszcze jedna grupa, o której musimy pamiętać - zwierzęta pozaludzkie”) zaproponowała, aby: do 2023 r. usankcjonować zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrku, jak też zabronić polowań i łapania ryb; do 2025 r. wprowadzić zakaz otwierania nowych hodowli, zaś w 2030 r. zakazać badań z wykorzystaniem zwierząt. Za 19 lat, tj. w 2040 r., ma obowiązywać 100% szlaban na hodowlę zwierząt, czyli ma się oficjalnie kończyć era mięsożerców. Tylko trawa, glony, marchewka, sojowe latte, tofu etc. (nie, wiem jak to zniosą przedszkolaki, których już dziś odrobina zielonego koperku czy pietruszki pływające w rosole, „zabijają”, więc przezornie wylewają do zlewu całą zawartość talerza). „Na dziś” pani Spurek domaga się tylko wpisu nakazu obrony zwierząt do konstytucji.
Lewacka karuzela pomysłów kręci się jednak dalej. I wiruje coraz szybciej.
Działacz LGBTQ Joachim Liszewski proponuje na twitterze: „Tyle wieków homo byli prześladowani, to teraz powinni mieć większe prawa od osób hetero. Np. mniejsze grzywny czy wyroki więzienia albo niższe podatki. To byłaby zwykła przyzwoitość i okazanie szacunku prześladowanej mniejszości”. No pewnie! Jeszcze co miesiąc zrzutka na siepomaga.pl na rzesze transów, gejów i lesbijek beztrosko pląsających w modnych stołecznych klubach!
Idziemy dalej. Kilka dni temu media podały informację, że „bezpłciowa” kobieta została okrzyknięta biskupką Kościoła ewangelicko-luterańskiego w Ameryce. Żarliwej aktywistce LGBT i pastorce zboru w San Francisco „wielebnej Megan Rohrer” będzie podlegać ponad 200 wspólnot w północnej i środkowej Kalifornii oraz w północnej Nevadzie. Rzeczona „osoba” uznała, iż... „nie posiada żadnej płci. Poddała się operacji usunięcia piersi i używa wobec siebie «neutralnego genderowo zaimka» they (ono - przyp. red.)” - czytamy na portalu dorzeczy.pl. Pełna wolność. Również od rozumu.
Żeby nie szukać daleko, lewackich pomysłów na nowy świat nie brakuje również i u nas. „Tak mi się ułożyło w życiu, że kilka miesięcy pracowałam jako niania w podwarszawskim domu” - opowiadała mi niedawno znajoma. „Ogromna posesja, zamożni właściciele. Każdy dom ma swoją specyfikę zasady - to oczywiste. Musiałam ich przestrzegać. Opiekowałam się ich dzieckiem. Rodzice między innymi zażyczyli sobie: «Dziś proszę zwracać się do niego imieniem Kuba, dawać zabawki męskie, stroić w męskie ubrania, jutro - Karolina, zakładać sukienki, pozwalać bawić się lalkami. Nasze dziecko samo musi wybrać sobie płeć». Nie dałam rady. Po dwóch miesiącach zwolniłam się”.
Jak zauważa Ben Johnson w tekście opublikowanym na www.lifesitenews.com, chociaż działacze lewicowi w swojej masie powołują się na naukę i rozum, w praktyce głoszą logiczne sprzeczności. Dotyczą one kwestii aborcji, wielorasowości, moralności. Płeć to sprawa absolutnie względna, element dobrego samopoczucia. Każdy ma swoją prawdę. Kapitalizm to bezwzględne zło, komunizm zaś - samo dobro i przyszłość ludzkości. Aktywiści lewaccy twierdzą, że to konserwatyści toczą wojnę z nauką, promując jednocześnie irracjonalne gender studies, i nie potrafią udzielić sensownej odpowiedzi na pytanie, kiedy zaczyna się ludzkie życie. Walcząc z religią, jednocześnie piętrzą zabobony i absolutyzują absurdy. Ważniejsza jest ciąża lochy dzika niż ochrona dzieci nienarodzonych. Dla lewaka „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji” - tolerancja się kończy, gdy ma do czynienia z „rasistą, seksistą, homofobem, transfobem (...) neandertalczykiem, wsiokiem czy chrześcijańskim białasem”. Nic nie ma stałego - wszystko jest względne, płynne.
Czas na pointę. Zaczęliśmy Lemem, kończymy Lemem: „Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów” - pisał przed laty.
To prawda.
opr. mg/mg