Nie czas na podziały

Aby skutecznie przeciwstawić się laicyzacji, konieczny jest szeroki ruch społeczny otwarty na wszystkich ludzi wierzących w Jedynego Boga. Zamykać się do jednej partii i jednej gazety nie jest dobrym pomysłem

"Idziemy" nr 25/2013

Ks. Henryk Zieliński

Nie czas na podziały

Aby skutecznie przeciwstawić się laicyzacji, konieczny jest szeroki ruch społeczny otwarty na wszystkich ludzi wierzących w Jedynego Boga. Zamykać się do jednej partii i jednej gazety nie jest dobrym pomysłem

Kongres „Stop ateizacji”, który w miniony weekend odbył się na Jasnej Górze, mógł rodzić nadzieje na powstanie szerokiego ruchu społecznego w obronie praw ludzi wierzących i religii w Polsce. Potrzeba takiego ruchu staje się w naszych czasach coraz bardziej pilna w obliczu wzmagającej się laicyzacji życia publicznego, mediów, kultury, prawa i edukacji. Problem dotyczy zresztą nie tylko Polski, ale całej Europy, albo i całego zachodniego świata. I nie jest to zjawisko samoistne, pojawiające się znikąd, jako nieuchronny element zmian cywilizacyjnych.

Proces ten został bowiem gruntownie przemyślany i opisany przez Karla Poppera pod wpływem doświadczeń II wojny światowej. Jego celem jest realizacja utopii tzw. „społeczeństwa otwartego”, które będzie wolne od jakichkolwiek konfliktów. Aby tak się stało, muszą zniknąć z ludzkiej świadomości wszelkie prawdy obiektywne. Przekonanie o posiadaniu prawdy obiektywnej jest według tej ideologii nieuzasadnione, bo tyle jest prawd, ilu jest ludzi, i każdy ma swoją prawdę, a wszystkie prawdy są równoważne. Natomiast przekonanie o posiadaniu obiektywnej prawdy staje się podstawą tworzenia się wokół niej silnych tożsamości, te zaś antagonizują ludzi.

Do głównych źródeł międzyludzkich i międzynarodowych konfliktów należy, według ideologii „społeczeństwa otwartego”, silne poczucie tożsamości religijnej i narodowej. Dlatego osłabienie przywiązania ludzi do wartości narodowych oraz prawd i wartości religijnych należy do koniecznych warunków zaprowadzenia wspomnianego „raju na ziemi”, czyli nowej utopii, nie mniej niebezpiecznej jak komunizm. Zaprowadzaniu komunizmu służyła dyktatura proletariatu, bo każda utopia, jako sprzeczna z naturalnym porządkiem świata, może być realizowana tylko przemocą. Podobnie wcielaniu w życie utopii „społeczeństwa otwartego” służy nakręcana obecnie dyktatura relatywizmu. Jej narzędziem są nie tylko bogate fundacje i związane z nimi wpływowe media, ale stopniowo również tworzony pod ich wpływem system prawny, w którym głoszenie prawdy, choćby i objawionej, spotyka się z represjami.

W dyktaturze relatywizmu nie ma miejsca na patriotyzm, bo każdy jego nawet zdrowy przejaw zostaje okrzyknięty faszyzmem, czego obecnie jesteśmy świadkami również w Polsce. Nie ma również miejsca na wierność Bogu i Kościołowi, bo ta jest nazywana fundamentalizmem i talibanem. Ba, każda wierność, nawet małżeńska, jest programowo wyśmiewana. Jedynym akceptowanym patriotyzmem jest ten, który wyraża się w pochodzie za czekoladowym ptakiem albo w marszu pod flagą… tęczową. A jedynym Kościołem, jaki może znaleźć akceptację w „społeczeństwie otwartym”, jest tzw. „Kościół otwarty”. Ale nie otwarty w sensie soborowym ani w rozumieniu Deklaracji Dominus Iesus o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła, czyli wychodzący do świata ze świadomością posiadania prawdy objawionej, aby się nią dzielić. Akceptowalny byłby tylko taki Kościół, który wyprze się prawdy zawartej w Objawieniu i w prawie natury, aby obowiązującą prawdę ustalać na drodze konsensusu przy okrągłym stole równoważnych, chociaż często niepoważnych poglądów.

W dyktaturze relatywizmu nie chodzi o ateizację, czyli o przekonanie ludzi, że Boga nie ma. Chodzi raczej o laicyzację, czyli o narzucenie ludziom takiego stylu życia, „jakby Boga nie było”, o czym Jan Paweł II mówił już w 1991 roku na Agrykoli w Warszawie. Aby się temu skutecznie przeciwstawić, konieczny jest szeroki ruch społeczny otwarty na wszystkich ludzi wierzących w Jedynego Boga: nie tylko chrześcijan, ale także Żydów i muzułmanów. Zamykać się do jednej partii i jednej gazety nie jest dobrym pomysłem. Zrozumieli to już Francuzi; pora, abyśmy zrozumieli i my.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama