Powstań, Polsko

Przy okazji ŚDM - zacznijmy być uczestnikami i współtwórcami wielkich wydarzeń, a nie tylko ich widzami

Zacznijmy być uczestnikami i współtwórcami wielkich wydarzeń, a nie tylko ich widzami

Powstań, Polsko

Czy warto jechać do Częstochowy lub Krakowa, by osobiście wziąć udział w spotkaniach w wierze pod przewodnictwem papieża Franciszka? Czy zostać w domu przed telewizorem?

Odpowiem anegdotą. Mój kolega chwalił się kiedyś szerokim gronem znajomych, a nie było wtedy jeszcze Facebooka. Trochę mnie to dziwiło, bo wymieniał także dziennikarzy, którzy są moimi przyjaciółmi, a oni o znajomości z nim nigdy nie wspominali. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem: „A skąd ty ich wszystkich znasz?”. „Jak to skąd? Z telewizji!” – odpowiedział niezmieszany.

Znać kogoś z telewizji a nawiązać z kimś znajomość i ją podtrzymywać – to jednak zupełnie co innego. Chyba trochę inaczej znam choćby Dorotę Gawryluk czy Krzysztofa Ziemca, niż znają ich telewidzowie. Bo samo oglądanie nie tworzy interakcji między ludźmi i nie buduje między nimi wspólnoty. Pewnie dlatego podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej ludzie, którzy nie mogli pozwolić sobie na wyjazd do Francji, gromadzili się w strefach kibica, by sportowe emocje przeżywać w grupie. Nie dlatego przecież, że nie mieli telewizorów.

Analogicznie jest z jubileuszem chrztu Polski i ze Światowymi Dniami Młodzieży. Trudno zaprzeczyć tym, którzy mówią, że w telewizji wszystko zobaczą lepiej, niż stojąc w wielotysięcznym tłumie. Czy jednak o samo oglądanie chodzi? Czy nie bardziej o doświadczenie wspólnoty i powszechności Kościoła pod przewodnictwem papieża? Próbkę tego mieliśmy w minionym tygodniu na ulicach naszych miast, w domach i parafiach, goszcząc katolicką młodzież z blisko 140 krajów świata. Przyjechali oni do Polski zaczerpnąć mocy z naszej wiary. „Polska to druga Ziemia Święta, tyle tutaj kościołów, tylu modlących się ludzi i świętych znanych na cały świat!” – mówili z przejęciem spotkani przeze mnie w warszawskim Tarchominie pielgrzymi z Indonezji. Ale i oni budowali mnie swoją wiarą, kiedy opowiadali, jak trudno w tym muzułmańskim kraju trwać przy Chrystusie, jak za bilet lotniczy na to religijne spotkanie płacili po 2 tys. USD, do tego jeszcze wiza za 100 euro i inne trudności, z nieprzyjemną przesiadką w Stambule podczas puczu włącznie. Wszystko po to, żeby się tu pojawić!

Albo jak się nie budować wiarą młodych pielgrzymów z wysp południowego Pacyfiku, których podróż do Polski trwała od poniedziałku do środy! Lub zawierzeniem Bogu wśród napotkanych w Łodzi przybyszów z Haiti, których kraj jeszcze się nie podźwignął z ruiny po ostatnim trzęsieniu ziemi. Gorliwością przybyszów z Kansas i z Kalifornii, którzy rankiem gromadzili się przed kościołem na warszawskim Grochowie, by wspólnie odmawiać Różaniec. Żywiołową wiarą młodzieży z Karaibów, defilujących po Warszawie w czerwonych koszulkach z wypisanym na biało słowem „Poland” i odniesieniami do Bożego Miłosierdzia. Po spotkaniu z młodymi Koreańczykami z Południa, którym w Warszawie towarzyszył przedstawiciel ich ambasady, można było zrozumieć fascynację kard. Grocholewskiego dynamizmem Kościoła w tym kraju. Nie można także pominąć naszych bratanków Węgrów, którzy za jeden uśmiech potrafili gonić za księdzem, żeby mu wręczyć słoiczek najostrzejszej papryki.

Tego nie da się doświadczyć przed telewizorem. Trzeba wyjść do tych ludzi, zacząć z nimi rozmawiać i z nimi się modlić. Kiedy brakuje słów, wystarczą gesty życzliwości, obecności i wspólnoty w wierze. Mogłem się przekonać, jak szczególnie są one ważne dla młodzieży z Ukrainy, która jest nie tylko biedna materialnie, ale jeszcze nosi w sobie poczucie zdrady dokonanej przez światowe mocarstwa. Wielu z nich przyjechało do Polski dzięki wsparciu naszych rodaków w ramach akcji „Bilet dla Brata” i bardzo potrzebuje naszej akceptacji. Podobnie jest z cichymi pielgrzymami z Wietnamu, Libanu, Palestyny, Indii, Sudanu i z innych krajów, gdzie Kościół cierpi prześladowania.

Łyżką dziegciu w tej beczce miodu doświadczenia powszechności Kościoła było niewielkie dotąd w wielu parafiach zaangażowanie polskiej młodzieży. Pomijając wolontariuszy i organizatorów, gości z zagranicy było na spotkaniach zazwyczaj o wiele więcej niż miejscowych. Pozostaje tyko nadzieja, że Polacy jak zwykle zmobilizują się w ostatniej chwili i ruszą do Częstochowy i Krakowa. Zatem: powstań, katolicka Polsko, wstań od telewizora. Zacznijmy być uczestnikami i współtwórcami tych wielkich wydarzeń, a nie tylko ich widzami.

"Idziemy" nr 30/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama