Szukano pretekstu, by stłumić lęk

Jak media manipulują nami w kwestii tragedii smoleńskiej: rozmowa z ks. Zbigniewem Suchym, który w Przemyślu wygłosił słowa "to mogło wydarzyć się w środę"

Księże Prałacie, w jaki sposób dowiedział się Ksiądz o katastrofie prezydenckiego samolotu 10 kwietnia br.?

Wracałem z Kurii Biskupiej. O 9.00 rano modlą się na rozpoczęcie pracy wszyscy „kurialiści”, zdarza się, że i ja dołączam do tego spotkania. Sprawdziłem szufladę, gdzie ląduje nasza redakcyjna poczta i właśnie zmierzałem ku domowi. Wtedy zadzwonił do mnie z pracy mój szwagier z pytaniem, czy wiem coś więcej o katastrofie. Zamarłem. W domu włączyłem radio i nasłuchiwałem — z coraz większym smutkiem i rodzącymi się pytaniami.

Nazajutrz wygłosił Ksiądz — słynną już w Polsce — homilię w katedrze przemyskiej, gdzie powiedział Ksiądz: „To mogło się wydarzyć w środę”. Słowa te niejako „zaszokowały” redakcję Gazety Wyborczej, która 12 kwietnia zamieściła na swojej stronie internetowej artykuł pt. „Szokująca homilia w Katedrze Przemyskiej”. Informacja ta została szybko nagłośniona przez inne media. Może warto najpierw wyjaśnić, co Ksiądz miał na myśli mówiąc powyższe zdanie?

Wspomniałem, że dzień 10 kwietnia przeżyłem z narastającym smutkiem i rodzącymi się pytaniami. Nie kryję, że wśród refleksji pojawiała się i ta, że gdyby nie było waśni nad katyńską pamięcią i pan premier zająłby zdecydowane stanowisko wobec rosyjskiej prowokacji, która polegała na zaproszeniu jedynie premiera, gdyby powiedział twarde „nie” — bez prezydenta polski premier w taką rocznicę nie pojawi się nad grobami bohaterów — nie byłoby tej tragedii. Dlaczego Bóg chciał takiego scenariusza?

Nie wiemy, kiedy przyjdzie nasza kolej. To, co spotkało nasz kwiat polityki, mogło zdarzyć się w środę. Jakże często mówimy, dowiadując się o jakimś wypadku — a ja tamtędy wczoraj przejeżdżałem i ta kolizja mogła się wydarzyć wówczas... Dziś już wiemy, że samolot miał kłopoty w Pradze, że w Polsce byli mechanicy z Samary, co ukrywano do ostatnich dni sierpnia. Mogło się zdarzyć...

Inny strumień myślowy dotyczył, owszem, prób zaniechania pamięci o Katyniu, podejmowanych tym razem przez Polaków, zauroczonych pustymi gestami Rosjan. To też powiedziałem. Że widać Pan Bóg chciał tej ofiary, aby krwią nowych bohaterów przypomnieć i zagrodzić drogę niepamięci o tych sprzed lat 70.

Jak Ksiądz Prałat sądzi, z tego co przed chwilą powiedział, dlaczego słowa Księdza zostały w ten sposób zrozumiane?

Bez megalomanii — ale to był pretekst, przejaw tłumienia lęku, bo kiedy wsłuchuję się któryś tam z kolei raz w moje słowa, emocjonalne, owszem, to można znaleźć kilka miejsc, o które można by w sposób merytoryczny mocno „zahaczyć”. Aż się przeraziłem, jak bardzo można było pogrążyć kaznodzieję. Mam wrażenie, że nie było czasu i szukano panicznie jakiejś sensacji, która by dolała oliwy, tej potrzebnej rządowi do zapalenia ognia, którego płomienie ukryłyby reakcje i działania, które ukryć chciano i ukrywano, do dziś się ukrywa. Mija już kolejny miesiąc od tamtego kazania, a Pan jest drugim redaktorem, który się do mnie zwraca o wyjaśnienie w tej sprawie. Telefonicznie poprosiła o to redaktor „Super Nowości”. To wszystko. „Życie Podkarpackie” umieszczało opinie posłów, dzwoniąc do Warszawy, a oni, jak choćby pan Tomański, wypowiadali słowa pogardy, kompletnie nie wiedząc, o jakie kazanie chodzi.

Jakiś czas później Andrzej Wajda na zebraniu komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego „awansował” Księdza Prałata na biskupa przemyskiego.

Także przez moment kieleckiego. To tylko potwierdza panikę w szeregach władzy i szukanie „dymu”, nieważne, co jest prawdą, co kłamstwem. Zawsze ma się kilka dni do przygotowania kolejnej sensacji. Byle nie dać ludziom myśleć o rzeczach istotnych, nie pozwolić stawiać pytań rzeczowych.

Powróćmy jeszcze do powodu nagłośnienia, najpierw przez Gazetę Wyborczą, a później inne media, homilii Księdza Prałata. Co jeszcze mogło być powodem tego ataku? Czy był to atak medialny na Księdza, czy na Księdza Arcybiskupa Józefa Michalika?

To były igrzyska. Na igrzyskach, proszę Pana, ludzie obrzucają sędziego inwektywami i nikt ich za to nie pociąga do odpowiedzialności. Na igrzyskach wolno wszystko, dopóki oczywiście widownia daje się traktować jak tłum, który dla chleba i zabawy pozwoli na pogardę. Lud pozwalał, więc krzyczano — byle głośniej. Co tam znaczy jakiś ksiądz Suchy, dlatego pan Wajda wytoczył nazwisko Arcybiskupa, potem prostował pan Daniel Olbrychski, że nie przemyski, a kielecki, w końcu jakaś pani profesor spuentowała, że to nie takie ważne i tak jest winien Arcybiskup Michalik, bo nie potępił homilii księdza Suchego.

To, że były to igrzyska potwierdza fakt, że mimo protestu Kurii Metropolitarnej i Akcji Katolickiej, do dziś nikt nie przeprosił Księdza Arcybiskupa za zwyczajne oszczerstwo. Nie wolno dać ludziom do myślenia. Bo nuż ktoś by się zamyślił, że skoro kłamią, to może i kłamstwem były te słowa o homilii właśnie wtedy w Gazecie Wyborczej? To nie jest fantazja.

W lipcu tego roku prowadziłem rekolekcje dla rodzin w Czarnej/k. Ustrzyk Dolnych. Jednym z jej uczestników był sędzia sądu okręgowego w Warszawie z żoną i dziećmi. Rekolekcje trwają dwa tygodnie. Kiedy się więc po kilku dniach już nieco zaznajomiliśmy, pan sędzia przy wieczornej herbacie przyznał się: „Należymy do Domowego Kościoła i już dwa lata tak się wybieraliśmy na te rekolekcje, że nie pojechaliśmy. Wreszcie sumienie ruszyło i zdecydowaliśmy, że w tym roku musimy już zrealizować nasze zobowiązanie. Najpierw okazało się, że tylko tutaj są wolne miejsca. Więc szukam na mapie, gdzie jest ten koniec świata. Potem czytam, że prowadzi ksiądz Z. Suchy. Odżegnuję się od myśli, że to ta czarna ortodoksja od ks. abp. Michalika, o której tak głośno. A jednak. Przyznam, że jestem zawiedziony — słucham księdza już tydzień, po trzy razy dziennie i jeszcze nic z polityki”.

Co istotne w tym tekście — mijały tygodnie, a kazaniem moim przed uszami i oczami pana sędziego machał jak szabelką jego polityczny adwersarz. Mówił oczywiście szablonami GW i komentarzy trolli, ale sędziemu jakoś nie przyszło na myśl, żeby posłuchać kazania. Dopiero na tych rekolekcjach nagrałem mu homilię i pojechał z nią do Warszawy obiecując, że posłucha po drodze. To warto wiedzieć. Ludzie GW wiedzą i bezkarnie wtłaczają kłamstwa swoim wielbicielom.

Czy w tym czasie otrzymywał Ksiądz poparcie ze strony wiernych i duchowieństwa?

Tak. Nawet z Krakowa. Ludzie, czytając chamskie teksty w Internecie, bali się o moje zdrowie, modlili się autentycznie, bym to przetrzymał.

Jak teraz, z perspektywy kilku miesięcy, patrzy Ksiądz na te wydarzenia?

Widzi Pan, problem w tym, że perspektywy nie ma. Śledztwo prowadzą ludzie rosyjskich służb specjalnych. Polacy stoją u klamki i proszą o kolejne strzępy protokołów. Pan minister Miller odgraża się, że ujawni całą prawdę, i to może być przykre dla Polaków. Kim zatem jest sam Pan Minister, że jego ten ból nie dotyka? Perspektywa jest zaciemniana, kolejnymi sensacjami. Dzieli się Naród. Utytłanym w błocie młodym ludziom w Kostrzyniu pan Buzek mówi, że są nadzieją Europy. Pan były aktor, a obecnie sprzedawca wina, wygłasza bzdury, że Polska nie jest najważniejsza, najważniejsze jest szczęśliwe życie tych utytłanych w błocie, w narkotycznym amoku młodych ludzi. Toż to draństwo. Kto widział szczęśliwych ludzi, którzy wzgardzili domem lub którymi dom wzgardził?

Serdeczne Bóg zapłać za rozmowę!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama