Żeby prawidłowo nieść pomoc, trzeba wiedzieć czym ona właściwie jest
Nadszedł Nowy Rok, a wraz z nim pojawiły się nowe postanowienia. Zapewne w ubiegłych latach obiecywaliście sobie wiele pracy nad swoim ciałem czy charakterem. To trudne cele, które często nie zostały wypełnione. Postanowienie, które zaproponuję w tym tekście będzie jeszcze cięższe i jeszcze bardziej narażone na niepowodzenie. Jednak jego spełnienie może dać satysfakcję nie tylko Tobie.
Może w tym roku czas pomyśleć nie tylko o tym, co dotyczy Ciebie? Rozejrzyjmy się w najbliższym otoczeniu. Zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się z ludźmi samotnymi, którzy nie mają rodziny lub zostali przez nią opuszczeni? Czy mają się gdzie schronić przed zimnem, czy mają co jeść i przede wszystkim, czy mają z kim porozmawiać?
Ale żeby prawidłowo nieść pomoc, trzeba wiedzieć czym ona właściwie jest. Dla wierzących bez wątpienia jest to dzielenie się dobrem i darami, które dostaliśmy od Stwórcy. Zrozumiałam to, rozmawiając z jedną z wolontariuszek z Domu Opieki Społecznej. Miała rodzinę, ale też na tyle wolnego czasu, aby móc wybrać sobie zajęcie. W poszukiwaniu czegoś, co by ją wzbogaciło trafiła na ogłoszenia typu: „zadbaj o samą siebie”, „zapisz się na fitness, basen albo masaż”. W taki właśnie sposób dzisiejszy świat namawia człowieka do tego, żeby zająć się tylko sobą samym. Ona chciała zająć się kimś innym, dlatego szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
Do decyzji, którą teraz podjęła przekonał ją… spacer. Pewnego jesiennego popołudnia przypadkiem zobaczyła w parku 20-latka ze starszą kobietą na wózku. Wtedy przypomniała sobie, że właśnie przechodzi obok miejscowego Domu Pomocy. I wtedy postanowiła, że zostanie wolontariuszką. Umówiła się na spotkanie z pracownikami społecznymi. Rozmowa była miła, ale jedna z pracownic kilka razy pytała: „Czy jest Pani pewna, że chce być wolontariuszką? Czy na pewno zdaje sobie Pani sprawę z wagi podejmowanego zobowiązania?”. Potem pracowniczka placówki wytłumaczyła, że w większości zapał każdego wolontariusza trwa zaledwie kilka tygodni.
Zazwyczaj kandydatów na dobrowolnego opiekuna łączy słomiany zapał. Przychodzą ujęci jakimś tkliwym filmem z chęcią niesienia pomocy, ale jedynie pod wpływem emocji. Kiedy emocje opadną, a zaczyna się prawdziwa praca z tymi starszymi, często chorymi ludźmi, wtedy zaczynają sie wycofywać. Opiekunowie, którzy patrzą na ludzkie cierpienie pomagają, a nie dostają za to wynagrodzenia ani materialnego, ani słownego, czują się oszukani. Płoszą się i uciekają.
Są też tacy jak ona, którzy zostają, przychodzą systematycznie, co tydzień. Znoszą dobre i złe humory. Ta pomoc jest pełna wzlotów i upadków, ale zawsze Pismo Święte przypomina, że życie chrześcijanina jest zbudowane z pomocy bliźniemu. To Bóg ofiarował nam swojego Syna Jedynego, żeby odkupić Nasze grzechy, żeby nam pomóc. Każde świadectwo Jezusa Chrystusa przepełnione jest chęcią niesienia pomocy, to w Nim znajdujemy swoje ukojenie, oparcie i dostajemy to, o co prosiliśmy. Za życia ludzkiego Syn Boży nie dostał nigdy zapłaty ani dobrego słowa. Wręcz przeciwnie Jezus zmarł przez tych i za tych, którym pomagał.
W Domu Opieki nie licz na wielkie podziękowania i okrzyki zachwytu. Spotkać tu można zachowania starszych ludzi, które doprowadzają do szału, ale są też takie, których moglibyśmy się od nich uczyć. Wspólna rozmowa o miłościach z czasów młodości pani Zofii, kiedy była piękna i młoda. Usłyszeć można też wiele o tęsknocie za rodziną, która nie odwiedza już Pani Barbary. Jest Pani Aniela, która straciła wzrok, więc nie widzi, ale za to wspaniale słucha i gorliwie się modli. To są ludzie, którzy siebie nawzajem nie słuchają, ale chcą być wysłuchani. Właściwie to jest ich głównym pragnieniem.
Ola, która już od kilku lat pomaga tym ludziom mówi: „Starość sprawia, że człowiek cofa się do najwcześniejszych lat. Ci ludzie są jak dzieci, ale nie możesz ich już wychować”. Przebywając z Nimi, widzimy, że jedzą, poruszają się i czasami czują się tak samo nieporadnie, jak dzieci. Bywa też, że kłócą się i wyzywają jak przedszkolaki. Jednak nadal kochają i chcą być kochani. Jak jedno małżeństwo, które pobrało się po osiemdziesiątym roku życia. Pan Władek i Pani Halina zakochali się w tym domu. Oboje tęskniący za rodziną postanowili stworzyć własną.
Niestety w większości panuje tam przenikliwa samotność. Mieszkają tu osoby porzucone przez rodzinę, zapomniane przez to, że stały się „niewygodne” dla swoich rodzin. To jest pewien rodzaj bezdomności. „Dom Twój tam, gdzie serce Twoje”. Ich serce jest z bliskimi lub zostało w przeszłości. Prawdziwy spokój i dom znajdą, ale już nie tutaj i nie na tym świecie. Co ciekawe, większość z nich pod koniec życia bardzo zbliża się do Boga. A my? Jedyne w czym możemy pomóc to być, próbować, wytrwale pomagać, ale nie wymagając nagrody. Nie otrzymamy nic w zamian, ale to właśnie sprawi nam radość. Aby to uczucie nieustannie trwało, należy pamiętać o tym, żeby w każdym człowieku dostrzegać Jezusa.
„Mówiąc o ludziach starych, muszę zwrócić się także do młodych z zachętą, aby towarzyszyli im swoją obecnością. Wzywam was, młodzi przyjaciele, byście traktowali ich wielkodusznie i z miłością. Starsi potrafią dać wam znacznie więcej, niż możecie sobie wyobrazić” – list Jana Pawła II Do moich Braci i Sióstr – ludzi w podeszłym wieku! 01.10.1999.
"MeLADY" nr 1/2016opr. ac/ac