Obecność wojska w powiatach

O tworzeniu Obrony Terytorialnej jako piątego elementu polskich sił zbrojnych

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: — Po udanych ćwiczeniach Anakonda-16 szef MON powiedział, że jesteśmy gotowi do obrony, że możemy wreszcie czuć się bezpieczni. Czy naprawdę, skoro jeszcze rok temu wiało grozą? Od kilku lat mieliśmy do czynienia ze zwijaniem polskiej armii, a w całym ćwierćwieczu III RP — z niemal systemową degradacją postaw patriotycznych i proobronnych...

ARKADIUSZ CZARTORYSKI: — Ćwiczenia Anakonda-16 — w których uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy naszych sojuszników, najwięcej w historii wolnej Rzeczypospolitej — były zwieńczeniem bardzo konkretnych działań podjętych przez min. Antoniego Macierewicza i kierownictwo MON na arenie międzynarodowej. Mamy już poważne efekty sojuszniczego współdziałania, polegające na zapewnieniu stałej obecności w Polsce — czyli na tzw. północno-wschodniej flance NATO — pancernych sił zbrojnych, przede wszystkim amerykańskich.

Obecność wojska w powiatach

— Pomoc sojuszników bywa zawodna — mówią sceptycy — powinniśmy więc bardziej myśleć o szybkim wzroście własnego potencjału obronnego.

— I wreszcie zaczęliśmy myśleć! Dzisiaj możemy już także śmiało powiedzieć, że zostały przerwane procesy miniaturyzacji polskiej armii, prowadzone przez rządy PO-PSL — armię pod hasłem uzawodowienia po prostu redukowano — że zostały wdrożone procesy naprawcze, by odbudować armię. MON podjęło m.in. decyzję o istotnym zwiększeniu liczebności polskiego wojska o prawie 40 tys. żołnierzy.

— To zbyt kosztowne przedsięwzięcie i niemożliwe do szybkiej realizacji przez rząd — powie opozycja.

— Jest to jak najbardziej realne, dzięki powołaniu wojsk Obrony Terytorialnej. I proszę nie myśleć, że chodzi tu o wojska drugiej kategorii. MON chce, aby Obrona Terytorialna była piątym elementem sił zbrojnych — po wojskach lądowych, morskich, powietrznych i siłach specjalnych — żeby była uzbrojona w odpowiedni dla niej, najnowocześniejszy sprzęt, jaki tylko nasz przemysł zdoła wyprodukować. Do końca 2019 r. powinniśmy sformować całą Obronę Terytorialną, a zaczynamy ją tworzyć od wschodniej granicy, co dziś jest zrozumiałe... Rządy PO-PSL przyjęły tę dziwną doktrynę obronną, że na wschód od Wisły można było przez Polskę przejechać setki kilometrów i nie zobaczyć śladu polskiego wojska. Do końca 2016 r. pojawią się tam trzy brygady Obrony Terytorialnej — czyli ok. 8 tys. żołnierzy — a w najbliższych miesiącach następnego roku kolejne. Zmiana będzie tam zatem wkrótce widoczna.

— W jaki sposób OT będzie „instytucjonalnie” uwidoczniona?

— Zakłada się, że w każdym większym powiecie będzie stacjonował batalion OT, czyli ok. 80 oficerów zawodowych i kilkuset żołnierzy ochotników, w mniejszych kompania, zaś w największych będą siedziby brygad. Oczywiście nie chodzi tu o budowanie koszar, lecz o obiekty, w których będą gromadzone broń i zapasy amunicji i które będą miejscami pracy dla oficerów zawodowych. Jestem przekonany, że już sama obecność wojskowego pocztu sztandarowego w znakomity sposób wpłynie na stan ducha powiatowych społeczności; poczucie obecności państwa — które stamtąd ostatnimi czasy rugowano, likwidując komisariaty policji, poczty, szkoły — jest dzisiaj niezwykle ważne, należy je odrestaurować i umocnić.

— OT z pewnością może dodawać otuchy lokalnym społecznościom, czy jednak może mieć istotny walor odstraszający potencjalnych agresorów?

— Jeżeli dziś Polska, realnie licząc — po odjęciu wojskowych urzędników — ma 40 tys. wojska zawodowego w polu, to przez tworzenie OT — a więc najszybciej, jak to możliwe — podwajamy tę liczbę. To jest bardzo znaczące zwiększenie możliwości obronnych, co z pewnością może mieć wpływ na decyzje podejmowane przez ewentualnego agresora.

— Kadrową bazą wojska OT będą, oczywiście, rozwijające się od pewnego czasu bardzo dynamicznie organizacje proobronne?

— Tak, choć nie tylko. W Polsce mamy wiele organizacji proobronnych, ale coraz większym powodzeniem wśród młodzieży cieszą się też klasy wojskowe w szkołach ogólnokształcących; niektóre z tych szkół realizują program uzgodniony z MON i uzupełniają swoje przygotowanie, nawet na poligonach wojskowych, inne dopiero raczkują.

— O organizacjach proobronnych nie można powiedzieć, że dopiero raczkują, choć z pewnością nie miały dotychczas łatwego życia...

— To prawda. W tych organizacjach mamy na pewno kilkadziesiąt tysięcy osób — mężczyzn i kobiet — o bardzo różnym stopniu wyszkolenia. Mimo kłopotów jednak dały radę i rozwijają się bardzo prężnie. Mamy dziś w całej Polsce wiele związków strzeleckich, Obronę Narodową, stowarzyszenie obronne FIA (Wierni w Gotowości pod Bronią) oraz całe mnóstwo mniejszych grup proobronnych — w moim mieście, Ostrołęce, jest np. Legia Nadnarwiańska, która szkoli się również na poligonach.

— Skąd, zdaniem Pana Posła, bierze się to pączkujące w ostatnim czasie zainteresowanie Polaków wojskiem, obronnością?

— Rozmawiam często z tymi ludźmi — a sam jestem związany z grupami rekonstrukcji historycznej, Związkiem Strzeleckim Józefa Piłsudskiego — i nie mam najmniejszych wątpliwości, że o rozwoju ruchu proobronnego w Polsce zadecydowały dwa elementy: to, co wydarzyło się na Ukrainie, oraz niezgoda na miniaturyzację polskiej armii, na nieobecność wojska w powiatach.

— A przecież młodzi ludzie zawsze raczej odrzucali obowiązek służby wojskowej...

— Dziś nie ma najmniejszych wątpliwości, że w organizacjach proobronnych są ochotnicy, którzy kierują się — nie przesadzam — miłością do ojczyzny. Tworzona właśnie Obrona Terytorialna będzie na pewno czerpać z tych zasobów patriotyzmu.

— W jakim stopniu tworzona obecnie OT jest kontynuacją tego, co już w tej sprawie zrobił poprzedni minister obrony?

— Warto to wyjaśnić. Poprzedni rząd planował powołanie Obrony Terytorialnej w przypadku ewentualnej wojny; przewidywano obowiązkowy pobór rekruta z terenu, rekruta wcześniej nieprzeszkolonego, o którym nie wiedziano by nawet, czy przebywa w Polsce, czy może akurat pracuje w jakimś innym kraju... Faktycznie miała to więc być tylko OT na papierze...

— Jaki konkretnie jest zatem pomysł rządu PiS na OT?

— MON już dzisiaj zaprasza ochotników, których chce uzbroić i przeszkolić; przekaże im drobną gratyfikację finansową — nie pensję, lecz niewielką sumę, np. na bilety, żeby mogli dojeżdżać na szkolenia, ćwiczenia itp. Ta gratyfikacja ma tylko nieco zniwelować koszty — czasem całkiem spore — ochotniczego angażowania się dla dobra kraju. Ci ochotnicy będą mieli mundury, odpowiednie wyposażenie i uzbrojenie, będą regularnie ćwiczeni, podporządkowani dyscyplinie i jurysdykcji wojskowej. Mamy tu zatem ogromną różnicę między tym, co zamierzał robić min. Siemoniak, a tym, co już robi min. Macierewicz.

— Tworzona przez rząd Obrona Terytorialna nie ma jednak cennego waloru powszechności. Jest odległa od projektu opracowywanego już w latach 90. ub. wieku przez Romualda Szeremietiewa oraz od pomysłu prof. Józefa Marczaka stworzenia formacji na wzór Armii Krajowej.

— Niezupełnie. Przy tworzeniu OT wykorzystano wiele pomysłów zarówno prof. Marczaka, jak i innych specjalistów z dziedziny wojskowości; sama jej istota, czyli doskonała znajomość własnego terenu i miejscowej kultury społecznej, wiedza na temat obiektów, które należy chronić, jest tym, co łączy wszystkie dotychczasowe projekty. Warto pamiętać, że w historii Polski pod pojęciem OT kryły się różne treści, np. w 1939 r. była ona uzbrojona w sprzęt, który zbywał Wojsku Polskiemu, dlatego jej żołnierze, często sfrustrowani, porzucali zacinające się karabiny maszynowe... Obecne kierownictwo ON zakłada, że OT będzie w przypadku wojny poddana takiej samej presji, jak każdy inny rodzaj sił zbrojnych. Chce więc tworzyć bardzo konkretną obronę terytorialną maksymalnie wyszkoloną, uzbrojoną w najlepszy sprzęt, najlepiej produkcji krajowej, żeby nie było problemu z zakupami. Produkujemy przecież w Polsce znakomity sprzęt strzelecki i przeciwpancerny!

— Opozycyjni krytycy mówią, że nie da się dobrze przeszkolić ochotników, by mogli być naprawdę realnym wsparciem dla wojska, ponieważ współczesna broń jest zbyt nowoczesna dla amatorów; że w wojsku potrzebni są wyłącznie dobrze wykształceni profesjonaliści.

— Ochotników da się przeszkolić! Będziemy tu mieli do czynienia z lekką piechotą, a nie np. z oddziałami obsługującymi samoloty F-16, okręty wojenne czy najpotężniejszy sprzęt pancerny. OT to oddziały wyposażone w lekką broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą, karabiny snajperskie, karabiny maszynowe, a więc rzeczywiście w bardzo nowoczesną i groźną broń, której obsługa jednak nie wymaga przecież wieloletniego szkolenia... Zadaniem OT nie będzie bezpośredni udział w akcjach prowadzonych przez wojska pancerne, lotnicze czy też wyspecjalizowane oddziały wojsk specjalnych.

— Jaka zatem ma być rola OT we współczesnej wojnie?

— Głównym jej zadaniem ma być obrona własnego terenu, czyli wcześniejsze dogłębne zbadanie swojego powiatu, zabezpieczenie newralgicznych punktów, np. zakładów energetycznych. Wszystkie wojny XXI wieku pokazują, że świadoma, patriotycznie nastawiona i odpowiednio wyposażona lekka piechota może być niezwykle skuteczna — pomocna dla armii zawodowej, dająca poczucie bezpieczeństwa na własnym terenie. Nikt nie walczy lepiej niż ten, kto broni dosłownie własnego domu. A nie można też zapominać o roli, jaką OT może odegrać w czasie pokoju, w przypadku klęsk żywiołowych.

— Jak będzie się odbywała rekrutacja do wojsk OT?

— Mamy dziś wytypowane trzy obszary rekrutacji ochotników. Przede wszystkim już wspomniane organizacje proobronne, których członkowie często już są na wysokim poziomie wyszkolenia, czego dowiedli właśnie podczas ćwiczeń Anakonda-16. Spośród nich najlepsi ochotnicy poniżej 50. roku życia — spełniający kryteria zdrowotne i prawne — będą zapraszani do formacji OT. Drugim źródłem kadry żołnierskiej będą absolwenci klas wojskowych, trzecim — wojskowi odchodzący na emeryturę w młodym wieku; często są to wysokiej klasy specjaliści,wywodzący się np. z wojsk specjalnych. Ponadto mamy jeszcze strzelectwo sportowe, myśliwych, organizacje zajmujące się cyberprzestrzenią, obsługą dronów — to są środowiska mogące z powodzeniem zasilać OT.

— W jaki sposób te wszystkie środowiska będą zachęcane do udziału w przygotowaniach do obrony kraju?

— Wydaje się, że dzisiaj nie ma chyba konieczności wymyślania jakichś niesamowitych programów zachęcania, mamy raczej problem odwrotny: bardzo wielu Polaków deklaruje dziś gotowość obrony ojczyzny i nawet za własne pieniądze wyposaża się w dostępny sprzęt wojskowy, ćwiczy na różnego rodzaju poligonach. Sam znam kilkanaście grup, które poświęcają swój czas, swoje — niemałe — pieniądze na wojskowe samodoskonalenie. Obawiam się więc raczej, że będzie więcej chętnych do służby niż... możliwości zdrowotnych. Poszczególni kandydaci — bo do OT nie będą włączane automatycznie całe grupy i organizacje — będą poddawani rygorowi naboru obowiązującemu w Wojsku Polskim.

— Można się obawiać, że formowanie OT osłabi organizacje proobronne, pozbawi je najlepszych członków?

— W żadnym razie! Nikt nie zakłada likwidacji organizacji proobronnych, przeciwnie — oczekujemy, że będą się nadal i jeszcze bardziej rozrastały. Są bardzo potrzebne naszemu społeczeństwu, bo podnoszą świadomość patriotyczną i obywatelską, krzewią wiedzę o własnym regionie. W MON został utworzony specjalny departament do spraw organizacji proobronnych, na którego czele stoi dyrektor sam będący członkiem takiej organizacji. Można więc powiedzieć, że te organizacje zostały bardzo mocno upodmiotowione.

* * *

Arkadiusz Czartoryski - polityk (PiS), samorządowiec, były prezydent Ostrołęki (1998 — 2002), poseł na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji (2005-06).

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama