Felieton w formie opowiadania...
Sztuką jest tak kochać bliską osobę,
aby była pewna,
że jest Skarbem w moim sercu.
Bardzo lubię, gdy wiosenne słońce przypomina mi o tym, że życie jest radosne! Tak właśnie było dzisiaj! Postanowiłam więc nacieszyć się wreszcie słoneczną pogodą i poszłam w kierunku autobusu zupełnie okrężną, ale za to najpiękniejszą drogą, czyli alejami mojego ulubionego parku. Spacerowanie po różnych zakątkach tego parku to dla mnie trochę jakby zwiedzanie własnego ogrodu nastrojów i poznawanie geografii własnego serca...
Nie zdziwiłam się tym, że Dominik „wytropił” mnie w tej części parku, w której królowały moje ulubione żółte stokrotki. Jak przystało na prawdziwego dżentelmena, wziął ode mnie plecak wypełniony dziś dodatkowo trzema ciężkimi książkami z biblioteki (kiedy ja zdążę przeczytać „Lalkę”?..) Dominik zawiesił swoją „zdobycz” na swym lewym ramieniu i powiedział: „Wiesz, wygodniej mi się idzie wtedy, gdy mam jednakowe ciężary na obu ramionach”. Domyśliłam się, że liczył dzisiaj na dłuższy spacer. Przez chwilę opowiadałam Dominikowi o moich ulubionych kwiatach, a on szedł zamyślony i taki mało wiosenny. Przez kilka kolejnych minut w milczeniu patrzyliśmy na budzącą się do życia przyrodę. „Madziu, znam kilka dziewcząt, które żyją jak poranione kwiaty. A jednej z moich koleżanek to już nawet nie ma z tej strony życia...” — Dominik pierwszy przerwał milczenie. Zaczął opowiadać o trzech dziewczętach, które poznał w zeszłym roku. Historia każdej z nich okazała się wyjątkowo bolesna. Jedna z tych dziewcząt kilka miesięcy temu popełniła samobójstwo, druga została okrutnie wykorzystana seksualnie a trzecia wdała się w romans z jakimś dorosłym mężczyzną. „Nawet w piękny, wiosenny dzień nie tak łatwo spotkać radosną i szczęśliwą dziewczynę. A ja marzę o takiej właśnie żonie...” — Dominik niemal szeptem dokończył swoje zwierzenia.
Kilka kolejnych alei przeszliśmy znowu w zupełnym milczeniu. Zaczęłam modlić się w intencji tych trzech dziewcząt, o których opowiedział mi Dominik. „Madziu, a czy mogę wiedzieć, kiedy Ty czujesz się najbardziej radosna i szczęśliwa?” — spytał Dominik, gdy znowu dotarliśmy do alei z żółtymi stokrotkami. „Najbezpieczniej czuję się wtedy, gdy przypominam sobie, że jestem córką Boga i że mam rodziców, którzy siebie i mnie kochają nieodwołalnie” — odpowiedziałam odruchowo i trochę się na siebie pozłościłam za moją szczerość. Niezbyt chętnie opowiadam innym ludziom o tym, co jest skałą mojego życia, a tym bardziej o tym, co dzieje się w ogrodzie moich nastrojów.
„Wiesz, każda z tamtych dziewcząt mówiła mi, że nie czuje się kochana i że nie potrafi zaufać nawet samej sobie” — powiedział Dominik bardziej chyba do siebie niż do mnie. „Moim największym marzeniem jest to, żebym kiedyś był takim dobrym mężem i ojcem, przez którego żona i dzieci płaczą czasem z radości” — dodał półgłosem. „To mamy podobne marzenia” — powiedziałam i na wszelki wypadek zapatrzyłam się w stokrotki. „Ja to bym chciał, żeby moja przyszła żona czuła się przy mnie jak najcenniejszy skarb we wszechświecie, chroniony w najbardziej bezpiecznym sejfie świata” — wypowiadając te słowa, Dominik także zapatrzył się w żółte stokrotki. Byłam z niego dumna chociaż nie miałam zamiaru, by mu o tym dzisiaj powiedzieć. „Dominik, cieszę się, że wczoraj opowiadałeś mi o twojej przyjaźni z Bogiem...Najbardziej mogę ufać tym ludziom, którzy są najmocniej zaprzyjaźnieni z Bogiem. Umysł, serce i sumienie takich ludzi staje się bezpiecznym sejfem dla ich najpiękniejszych marzeń” — powiedziałam to tak cichutko, że usłyszało o tym jedynie moje serce i... żółte stokrotki. Kiedyś może powiem o tym na tyle głośno, by Dominik też to usłyszał...
opr. mg/mg