Krótki przewodnik po Triduum Paschalnym
- Po co nam liturgia? Dlaczego ciągle musimy przeżywać to samo?
- Są takie słowa Pana Jezusa, które zanotował św. Jan Ewangelista, bo był najbliżej krzyża i dobrze je usłyszał: Wykonało się. Można zapytać: co się wykonało? Wykonało się dzieło zbawienia. Już nic więcej nie będzie. Pan Jezus zrobił wszystko. Z Jego punktu widzenia wykonało się, ale z naszego punktu widzenia jest to trochę bardziej skomplikowane. My żyjemy w pewnym napięciu między tym, że oto już się wykonało dzieło zbawienia a tym, że efektów w nas za bardzo nie widać. My ciągle do dzieła zbawienia dorastamy, uczymy się je przyjmować. W naszym życiu to jest proces. I właśnie napięcie między tym, że na krzyżu "już" się wykonało dzieło zbawienia i "już" może stać się naszym udziałem, bo możemy nim żyć, a tym, że "jeszcze nie do końca" się wykonało w nas, bo jeszcze nie jesteśmy doskonali, jeszcze nie ma paruzji, to napięcie właśnie może przemieniać nasze życie.
Najczęściej patrzy się na to pod kątem moralności. Jeśli coś przemienia moje życie, to znaczy jestem lepszy, bardziej sprawny duchowo, moralnie, łatwiej mi podejmować prawe decyzje, jestem uczciwszy itd. Bardzo często się zapomina, że między dziełem, które się wykonało na krzyżu a moralnością jest jeszcze coś pośrodku, coś, co łączy te dwie rzeczywistości. Dzieło, które się wykonało, to jest ziemia, gleba, a moralność to jest owoc tej ziemi. Żeby owoc mógł dojrzewać, musi być coś, co soki ziemi "przeniesie" na owoce. Musi być pień, musi być drzewo. I tym drzewem jest właśnie liturgia. Czyli liturgia to jest miejsce pośrednie pomiędzy tym, czego dokonał Pan Jezus na krzyżu, a owocami naszego życia. Liturgia sprawia, że Pan Jezus w sposób realny, choć często niezauważalny, może wpływać na nasze życie. Nie widzimy, jak soki płyną w drzewie, ale widzimy, jak owoce rosną.
- Z tego wynika, że liturgia będzie już do końca świata?
- Tak. Wynika również to, że po końcu świata liturgii tak rozumianej nie będzie. W ogóle nie będzie sakramentów, nie będą potrzebne.
- A co będzie?
- Będzie chwała Boża. Będzie rzeczywistość Boża dana nam bez zasłony.
Bardzo ciekawe są obrazy liturgiczne używane w Apokalipsie. Cała Apokalipsa to jest książka liturgiczna i dobrze byłoby ją czasem tak czytać. W Apokalipsie jest wyraźnie powiedziane, że w mieście Bożym nie ma świątyni, bo świątynią jest Baranek. Już nie potrzeba znaków, gestów i symboli, które są wypadkową natury ludzkiej.
Człowiek jako istota cielesna i duchowa jest zarazem istotą symboliczną. Potrzebuje tego całego sztafarzu symboliczno-zewnętrznego, żeby wyrazić prawdy, których inaczej wyrazić się nie da.
Ale po końcu świata ta zasłona nie będzie potrzebna. W Apokalipsie czytamy: I ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem (...) A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan Bóg wszechmogący oraz Baranek. (Ap 21,10. 22)
- Ale teraz, kiedy ciągle jesteśmy przed paruzją, przed naszym zmartwychwstaniem, co się dzieje, gdy powtarzamy te wszystkie gesty? Czy np. w Wielki Piątek jesteśmy tutaj, czy tam, w Jerozolimie, w chwili w której Chrystus kona? Czy my tylko powtarzamy tamte zdarzenia, czy to jest coś więcej? Czy czas wtedy płynie jakoś inaczej? Czy świat w te trzy dni istnieje jakoś inaczej?
- I tak, i nie. Co się tak naprawdę dzieje? Celebrujemy mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Czy to jest powtórzenie? Nie, to nie jest powtórzenie w tym sensie, w jakim powtarza się utwory na płycie kompaktowej albo sztuki teatralne. To nie jest teatralne naśladownictwo. To jest coś innego niż teatr. Warto zacytować św. Jana Chryzostoma, który w komentarzu do Pierwszego Listu do Koryntian mówi, że nasze misteria nie mają nic wspólnego z widowiskami teatralnymi, ponieważ wszystko jest u nas od początku do końca określone przez Ducha Świętego. W teatrze się odgrywa, a u nas Duch Święty wszystko czyni. To On sprawia, że ja, będąc obecny na liturgii, celebrując i wspominając tamte wydarzenia, w jakiś sposób staję się ich uczestnikiem. W jaki? Nikt tego nie wie. Ale taka jest wiara Kościoła od początku jego istnienia.
Przypatrzmy się choćby "odegraniu" zmartwychwstania Wigilii Paschalnej. Na początku jest wniesienie światła. Liturgia światła jest symbolicznym przedstawieniem zmartwychwstania. To jest opowiedzenie językiem symbolu światła o rzeczywistości zmartwychwstania. Ciekawe jest to, że te wszystkie "odgrywania" takie typowo "materialne", np. wprowadzenie do grobu, wyprowadzanie z grobu, są dodatkami pozaliturgicznymi, które wywodzą się z obrzędowości ludowej i nigdy nie były formalną częścią liturgii, choć są bardzo cenne i nie należy z nich łatwo rezygnować.
To, co dzieje się podczas tych trzech dni liturgii, dokonuje się ze względu na nas. Dzięki temu możemy czerpać ze źródła wypływającego z głębi Trójcy Świętej. Możemy w naszym życiu zbierać owoce tego, co się stało dwa tysiące lat temu na krzyżu.
- Czy mógłby Ojciec opowiedzieć o najważniejszych momentach liturgii Triduum Paschalnego, oprowadzić po wydarzeniach, które dokonują się w ciągu tych trzech dni?
- Najpierw policzmy te dni: Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielka Sobota i Niedziela Zmartwychwstania. Niby Triduum, a są cztery dni. Ale tylko pozornie są cztery. Starożytni, a zwłaszcza Żydzi, liczyli dni od wieczora. Dzień zaczynał się wieczorem poprzedniego dnia. Bo Bóg światłość od ciemności oddzielił, a nie ciemność od światła. Najpierw była ciemność, potem było światło. Wieczór jest początkiem dnia. Triduum Paschalne zaczyna się w Wielki Czwartek wieczorem, czyli w wigilię Wielkiego Piątku, potem jest Sobota, która zaczyna się w Piątek i Niedziela, która zaczyna się w Sobotni wieczór. I tak zagadkę czterech dni w trzech mamy rozwiązaną.
opr. ab/ab