Fragmenty książki "Chrzest"
Maria Campatelli Chrzest |
Przygotowanie odległe w czasie
Ceremonie wtajemniczenia, którymi obecnie otwiera się obrzęd sakramentu chrztu, przynależały pierwotnie do katechumenatu (od katęchéô — nauczam na głos). Choć wraz ze zwyczajem chrztu dorosłych zaniknął on w VI wieku, jego ślady zachowały się w obrządkach liturgicznych i pozwalają nam poznać proces wtajemniczenia zbudowany z wielu elementów obrzędu, które praktykowane były w różnych okresach.
Z powodu coraz większej liczby dorosłych, którzy chcieli zostać chrześcijanami, zrodziła się potrzeba bardziej solidnego przygotowania do sakramentu chrztu. Już Tertulian w III wieku informuje, że katechumeni stanowili w Kościele osobną grupę. Po tym, jak poznali wiarę chrześcijańską (wiadomo, że wielu z nich uczestniczyło w konferencjach Orygenesa w Aleksandrii) i zdecydowali się zostać chrześcijanami, zgłaszali się do wyznaczonych osób we wspólnocie i oświadczali, że chcą zostać katechumenami. Ponieważ w wielkich miastach, takich jak Antiochia czy Rzym, członkowie Kościoła nie mieli możliwości osobiście poznać kandydata i ocenić jego predyspozycji do przyjęcia sakramentu chrztu, pojawiła się instytucja rodziców chrzestnych, czyli członków wspólnoty, którzy gwarantowali powagę zamiarów kandydata, szczery charakter jego nawrócenia i zobowiązywali się towarzyszyć nawróconemu na nowej drodze, na którą chciał wkroczyć:
Ponieważ [katechumen] jest gościem w mieście [niebieskim, por. Flp 3, 20] i nie zna jego zwyczajów, towarzyszy mu ktoś, kto jest mieszkańcem tego miasta, do którego on chce przynależeć, ktoś, kto zna obowiązki, kto prowadzi go, aby dać świadectwo, że może przybyć do tego miasta i zamieszkać, i żeby być jego przewodnikiem w czasie jego stanu bycia cudzoziemcem, on, który nie zdobył jeszcze doświadczenia w tym mieście i nie poznał jego stylu życia, i nie wie, jak trzeba w nim mieszkać.
Także i w rodzicach chrzestnych manifestuje się działanie Kościoła, ponieważ czują się oni odpowiedzialni za Kościół i przyjmują na przyszłość obowiązek tego, co Kościół ma czynić, czyli odpowiedzialność za ziarno życia chrześcijańskiego zasiane poprzez łaskę sakramentu chrztu.
Przyjęcie kandydata musiało odbyć się na pewnych warunkach, które dotyczyły nie tylko powagi jego decyzji, wartości moralnych, ale także jego stanu cywilnego, sytuacji rodzinnej czy wykonywanego zawodu. Np. Tradycja Apostolska, tekst ułożony z materiałów pochodzących z różnych epok (od połowy II wieku do wieku IV), odnosząca się do instytucji i życia Kościoła, przedstawiała szczegółową listę prac zakazanych i odradzanych chrześcijaninowi (niemoralnych lub takich, które zakładają uznawanie pogaństwa, np. zawód aktora, ponieważ w tamtych czasach wiązał się z zachowaniem kultu dawnych bóstw), jak też warunki życia niezgodne z sakramentami, które pragnęło się przyjmować (konkubinat). Jeśli rozpoznano szczerość kandydata, jego motywację i prawość moralną, stawał się on wówczas członkiem katęchoúmenoi (audientes w tradycji Zachodu) w akcie liturgicznym.
Ceremonia ta mogła mieć różny przebieg: w Afryce zachował się zwyczaj czynienia znaku krzyża na czole i święcona sól, gdzie indziej mówi się o nakładaniu dłoni na głowę przyjmującego chrzest. Zawsze, zgodnie z Tradycją Apostolską, katechumenat trwał trzy lata: prześladowania i zbyt częste odstępstwa od wiary wymagały wystawienia na próbę czasu dobrych chęci deklarującego. W tym okresie katechumeni słuchali pouczeń — przypuszczalnie przed tym, jak wspólnota zbierała się na wspólną Eucharystię. Dołączali wówczas do niej i uczestniczyli w liturgii Słowa, ale w chwili rozpoczęcia modlitwy eucharystycznej byli odprawiani ze wspólnoty.
Kiedy z czasem społeczność chrześcijańska stawała się coraz liczniejsza, wiele osób wstępowało do katechumenatu, ale odkładało moment przyjęcia sakramentu chrztu świętego aż do końca życia. Odnośnie do takich osób, ojcowie Kościoła sformułowali pełne kolorytu opisy:
(...) jeśli warunki łaski są takie same dla was i dla tych, którzy zostają wtajemniczeni u schyłku swojego życia, to nie są jednakowe warunki wyboru ani nawet przygotowania do ceremonii. Tamci przyjmują je na łożu, wy natomiast na łonie Kościoła, matki wspólnej wszystkim; ci zatroskani są we łzach, a wy zadowoleni i radośni; oni jęcząc, wy dziękując; oni otępiali z powodu wysokiej gorączki, a wy pełni wspaniałej radości duchowej.
Dlatego tutaj każda rzecz łączy się z darem, tam natomiast wszystko jest wprost przeciwnie: wielki jest lament i jęk tych, którzy są wtajemniczani, stoją wokół nich dzieci, które płaczą, żona, która rani sobie policzki, przyjaciele zasmuceni, słudzy, którzy jęczą we łzach, i cały dom przypomina dzień zimowy i mroczny...
Natomiast ten, który ma zostać oświecony, nie rozpoznaje już obecnych ani nie słyszy głosu, ani nie może odpowiedzieć słowami, którymi zapewnia sobie szczęśliwe przymierze z Panem nas wszystkich, ale dogasa jak zbędny kawałek drzewa lub kamień, nie odróżniając się niczym od umarłego, ile jest warte takie wtajemniczenie, w stanie wskazującym na utratę przytomności?.
dalej >>
opr. aw/aw