Fragmenty książki "Chrzest"
Maria Campatelli Chrzest |
Jeśli chrzest przenosi nas do królestwa, na koniec czasów, do éschaton rozpoczętego podczas zmartwychwstania, zatem czas i historia, oprócz bycia ruchem przeszłości ku teraźniejszości, stają się także ruchem, zaczynając od przyszłości ku teraźniejszości. Także nasze osobiste życie, razem z historią, przybywa do nas z przyszłości, z dnia ostatniego, z końcowego zmartwychwstania, kiedy wszystkie rzeczy zostały uczynione nowymi.
Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze Życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale (Kol 3, 1-4).
Jesteśmy w Chrystusie, jesteśmy w górze, nasze życie jest tam, ale nie umiemy rozumować tak, jak tam się to czyni. Nasz umysł jest jeszcze związany z „logiką ciała” — żeby ją zniszczyć Chrystus musiał umrzeć. Jest zatem wstępowanie i walka, które znajdują siłę w treści religijnej pamięci i jej funkcji w relacji z Bogiem. Tradycja biblijna i chrześcijańska łączy pamięć tak z przeszłością, jak z przyszłością, w nieustającym odwołaniu — pomiędzy wspomnieniem a oczekiwaniem. Im bardziej pamięć człowieka staje się zgodna z pamięcią Boga, im bardziej Duch Święty przenika życie ochrzczonego, tym bardziej cuda przeszłości i obietnice przyszłości zamieniają się w teraźniejszość Boga. Rozwój życia w sakramencie chrztu staje się wówczas przede wszystkim walką przeciwko zapomnieniu, praktykowaniem wspominania Boga na wiele sposobów, jakie zna tradycja, aby ożywiać pamięć — przede wszystkim kult i posłuszeństwo, najbardziej prawdziwe wyrażenie tego wspomnienia, które polega na „zachowaniu Twoich słów” (Ps 119, 57):
Rzeczywiście, są dwie rzeczy, które jednoczą z Bogiem i na których polega zbawienie ludzi: wtajemniczenie w przenajświętsze tajemnice i praktykowanie woli w cnotach; ale odnośnie do tej drugiej, czyli trudu ludzkiego, on nie może polegać na niczym innym, niż na zachowywaniu otrzymanych darów i nietrwonieniu skarbu. Jedyną rozdzielającą w nas wszystkie dary jest moc tajemnicy.
Ponadto, jeśli nasze życie jest prawdziwe i ukryte z Chrystusem w Bogu, to powinniśmy wykonać ruch „od stamtąd do tutaj”, od dnia bez zachodu zmartwychwstania, gdzie przenosi nas chrzest, aby uwolnić i przemienić godziny, dni, miesiące, które nie są jeszcze ożywione przez Chrystusa i przez jego Ducha.
To narodzenie do nowego życia gwarantuje sakrament chrztu i umocnienie całą liturgią, która jest czymś w rodzaju mostu nieustająco przemierzanego pomiędzy niebem a ziemią, pomiędzy królestwem a czasem teraźniejszym, współczesną historią a obecnym życiem.
Nasze spojrzenie „stamtąd — tutaj” jest podtrzymane przede wszystkim dzięki liturgii i rozwojowi formacyjnemu ukształtowanemu przez liturgię, która pomaga czynić nasze życie „kultem duchowym”. Liturgia ofiarowuje ciągłe przedstawienie tego wydarzenia, które uczyniło możliwym narodzenie przez sakrament chrztu — jest zatem bezpośrednim środkiem, dzięki któremu nasza świadomość tego narodzenia jest umacniana, karmiona Duchem. Prawdopodobnie także i nasze programy katechetyczne zyskałyby więcej, gdyby mniej uwagi poświęcały kwestiom organizacyjnym, technikom wychowawczym, skupiając się na budowaniu wiary, która jest dobrem wcielonym, celebrowanym liturgicznie. Liturgia nie tylko zapewnia nam zanurzenie się w nowym życiu, przekazuje je, ale przekazując — wychowuje do niego, kształtuje nasze życie według własnego rytmu, według własnej modalności. Liturgia jest pewnym rodzajem antropologii w urzeczywistnieniu przemienienia Chrystusa, w którym Jego ciało (czyli my) uczestniczy, kiedy gromadzi się na celebracji. Jeśli antropologią prawdziwą jest liturgia, wówczas jej rytm i charakterystyka mówią nam trochę o jej treści i sposobie wychowania religijnego.
Nie można np. zrozumieć macierzyństwa Matki Bożej, bazując na naszym doświadczeniu bycia matkami, ale uczy się być matką, celebrując i medytując rok po roku cykl Bożego Narodzenia, uroczystości Przenajświętszej Maryi Panny, spoglądając poprzez rytm roku liturgicznego, Biblii w liturgii i liturgii w Biblii, co uda nam się dostrzec, czerpiąc przykład z Matki Bożej. Nie można zrozumieć Boga jako Osoby, korzystając z naszego doświadczenia osoby, ale jeśli osoba jest istnieniem ludzkim w relacji, wówczas „osoba” to imię właściwe tylko Bogu, ponieważ Bóg jest osobą w najwyższym tego słowa znaczeniu, albowiem jest w relacji ze wszystkimi. Nie można projektować doświadczenia, jakie posiadamy odnośnie do własnego ojca (które może być dramatyczne) na ojcostwo Boga, ale zrozumiałe jest, że prawdziwe doświadczenie ojcostwa jest takie, iż Ojciec to imię własne tylko Boga i że ludzkość przyobleka się w to imię w takiej mierze, w jakiej objawia Jego samego.
To samo można powiedzieć o oblubieńcu i oblubienicy. W pięknej homilii Jakuba z Sarug o welonie Mojżesza ten syryjski poeta opisuje, że Mojżesz zobaczył Chrystusa i nazwał go „mężczyzną”, ujrzał Kościół i nazwał go „kobietą” i opisywał w Księdze Rodzaju mężczyznę i jego kobietę. Ale trzeba było czekać na Chrystusa i Kościół, aby ta tajemnica została objawiona i ukazała się w świetle i promieniowała nim także na relację mężczyzny i kobiety. Realizmem jest liturgia, jest nowy człowiek, nie my, którzy żyjemy naszym doświadczeniem grzechu jak „nowym życiem” i które — co gorsza — projektujemy na tajemnice wiary.
Trzeba to dobrze zrozumieć. Nie oznacza to, że powinniśmy być fundamentalistami czy negować rzeczywistość i dobroć ludzkiego doświadczenia. Świat, z korzeniami zapuszczonymi w Mądrości Bożej, jest Boski, ponieważ Bóg stworzył go z niczego, czyli sam z siebie, wyrzucając coś z siebie na zewnątrz siebie i nadając temu samoistność. Ale ten świat został śmiertelnie zraniony grzechem. I doświadczył uzdrowienia tylko w nowym Adamie i we wszystkich tych, którzy są zaszczepieni w nim i poprzez to zaszczepienie uwalniają świat z niewoli zniszczenia. Grzech znika, zostanie wessany przez otchłań owego nic, nad którą zostało rzucone — jak most — stworzenie. A zatem nie możemy przenosić tego nic na to, co jest, rozumieć tego, co jest, wychodząc od blasków i cieni naszego istnienia.
Zdolność postrzegania świata jako sakramentu bazuje na takim przesłaniu: wewnątrz realia istnieje wymiar realiora, który nie umniejsza znaczenia realia, ale wręcz pozwala dostrzec splendor, jaki jest w nich ukryty, do jakiego są powołane, prawdziwą przyczynę ich stworzenia, wyrywając nas z naszego tak zredukowanego rozumienia, jakim się posługujemy. Ten, kto został ochrzczony, został przeniesiony na obszar, gdzie — jeśli pozwoli Duchowi działać — ten Duch uświęci świat wokół niego i otworzy oczy wiary, pozwalając wszędzie i wyraziście dostrzec ukryty korzeń rzeczy. Dla niektórych chleb jest tylko chlebem, dla innych jest tak połączony z Panem, że nie można go od niego oddzielić. Tak jest ze wzrastaniem drzewa, wzrastaniem dziecka, osobą, którą się kocha, śmiercią osoby drogiej.
Jak mówi Święty Paweł, przyobleczenie człowieka nowego rozpoczyna się przede wszystkim od „odnawiać się duchem w waszym myśleniu” (por. Ef 4, 23). Metanoía pochodzi od metanoeín, czyli wychodzić poza nasz sposób pojmowania, myślenia. To wyjście, do którego przyczynił się sakrament chrztu, ale o które musimy zabiegać całe życie. Dopełnimy go w sposób radykalny w takiej mierze, w jakiej wsłuchamy się w osobiste wezwanie Pana skierowane do nas. To wyjście jest metodą, jaką w najszybszy i najbardziej radykalny sposób osiągniemy to odnowione myślenie. Otwieramy tym samym obszerny rozdział powołania jako osobistej drogi, którą każdy, w sposób najbardziej odpowiedni dla niego, podąża, aby osiągnąć zmartwychwstanie całkowite, które zostało antycypowane w sakramencie chrztu. Aż do momentu, kiedy — eliminując stopniowo czynny bunt, w którym zniekształca się nasza zraniona natura — przejdziemy poprzez długotrwałe bóle wzrastania człowieka nowego, aż stanie się człowiekiem doskonałym (por. Ef 4, 13), jak kobieta, która doznała smutku, bo przyszła jej godzina, będziemy odczuwali tylko radość (por. J 16, 21). W takiej wędrówce po raz kolejny fundamentem staje się liturgia, wydarzenie pełne Chrystusa, który angażuje nas, a we współdziałaniu z nim nasza wola bazuje tylko na mocy Ducha Świętego:
Chleb duchowy Eucharystii czyni nas lekkimi i pozwala wznosić się... Za pośrednictwem chleba duchowego każdy staje się orłem, który wznosi się aż do Raju.
opr. aw/aw