Zabawa w Haloween to tylko z pozorów "zabawa" - demony traktują ją bowiem całkowicie poważnie
Czy kuszenie ze strony okultyzmu może grozić nam już od najmłodszych lat? Znam przypadki, gdy w niektórych przedszkolach z okazji Dnia Dziecka rozdawano maluchom laleczki Witch z dołączonymi do nich książeczkami. Czy może to być niebezpieczne duchowo, czy też można spoglądać na to z przymrużeniem oka jak na lalkę Baby Jagi na miotle?
Co znaczy słowo „witch”? Po angielsku są to czary. Czary zaś — jak piszą św. Paweł Apostoł i św. Jan Ewangelista — to grzech, z powodu którego można stracić zbawienie. Tak więc ta laleczka jest figurką czarownicy. Baba Jaga była brzydka i kojarzona ze złem. Nasza sympatia stała po stronie Jasia i Małgosi, a nie Baby Jagi. Tymczasem Witch jest piękna i atrakcyjna. To jest zupełnie inna tradycja. Poza tym pojawia się ona w określonym kontekście — razem z czasopismami „Witch”, do których dołączone są okultystyczne gadżety: talizmany, amulety, wahadełka. To cały sprawnie zorganizowany przemysł lalkarski, zorganizowany przemysł lalkarski, który ma swoją komercyjną strategię i od najmłodszych lat oswaja dzieci z atrakcyjnością czarów. Dzieci zaś są szczególnie podatne na tego rodzaju wpływy. Po co je więc narażać? Kto zagwarantuje, że z czasem nie wejdą one w to głębiej?
A co sądzić o coraz częstszym obchodzeniu w polskich przedszkolach i szkołach uroczystości Halloween?
Halloween nie jest świętem chrześcijańskim, lecz wywodzi się z tradycji pogańskiej, z celtyckich uroczystości ku czci boga śmierci Samhaina. Później tradycja ta została zawłaszczona przez satanistów, którzy noc z 31 października na 1 listopada połączyli z czarnymi mszami, orgiami seksualnymi i obrzędami jednoczenia się z demonami. W niektórych sektach satanistycznych było to związane nawet ze składaniem ofiar z ludzi. Założyciel Kościoła Szatana, Anton Szandor LaVey w swej „Biblii Szatana” pisał, że Halloween, obok Nocy Walpurgii, to jedno z dwóch najważniejszych świąt satanistycznych. W tym kontekście symptomatyczne jest, że w powieści „Harry Potter” Halloween, celebrowane jako Noc Duchów, jest jednym z najważniejszych świąt w szkole Hogwart. Można więc powiedzieć, że obchodzenie Halloween w szkołach czy przedszkolach oswaja dzieci z klimatami demonicznymi, tym bardziej że łączy się je w sposób synkretyczny ze Świętem Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym. Powoduje to zamieszanie w kwestii naszego stosunku do świata zmarłych. Zamiast wołania do Boga o zbawienie dusz mamy wywoływanie duchów, zamiast modlitwy — zaklęcia, zamiast religii — magię.
Ale przecież to wszystko jest traktowane jako zabawa.
Nie do końca. Nawet zabawa nie gwarantuje bezpieczeństwa, bo zły duch nie zna się na żartach. Zwłaszcza gdy wchodzimy na jego teren, gdy „dotykamy” rzeczy zakazanych przez Boga, gdy przekraczamy pewne granice, które są często niewidzialne. Stąd należy raczej „dmuchać na zimne”. Wiele osób traktowało wywoływanie duchów jako zabawę, a kończyło się na zniewoleniach duchowych. Święty Tomasz z Akwinu pisał, że magia zakłada wysyłanie zaproszenia do demonów poprzez różne znaki, gesty czy symbole. Szczególną kwintesencją takiej postawy są święta pogańskie czy celebracje satanistyczne koncentrujące się wokół rytów przywołujących świat duchów. I oto nagle okazuje się, że taki właśnie dzień staje się okazją do świętowania. Jednocześnie pojawiają się konkretne znaki otwierające nas na rzeczywistość duchową. Na przykład przebieranie się w różne kostiumy ma na celu zmylenie duchów, które mają zwyczaj nawiedzać ludzi ostatniego dnia października. Tymczasem choćby z praktyki egzorcystycznej wiadomo, że nękać ludzi mogą tylko złe duchy, które często imitują duchy zmarłych, co jest zresztą typowe dla spirytyzmu. Poważniejsze wydaje się jednak inne zagrożenie: Halloween wypiera Święto Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny w świadomości — i w przeżywaniu — wielu dzieci. Ich stosunek do świata zmarłych przestaje być kształtowany przez dogmaty wiary, które ulegają zbanalizowaniu. Nie ma wtedy świętych obcowania, nie ma modlitwy za zmarłych, jest beztroska zabawa i igranie z ogniem. Dlaczego więc mielibyśmy obchodzić jako swoje święto pogańskie i satanistyczne?
Jak w takim razie traktować andrzejki, które niemal powszechnie w polskich szkołach rozumiane są jako okazja do powróżenia?
Zastanawia mnie, dlaczego wciąż nie traktujemy grzechu wróżbiarstwa poważnie. Święty Tomasz nazywał ten grzech „uzurpacją prerogatyw boskich”. Biblia zakazuje nam nawet „dotykać” tych rzeczy, zaś Katechizm Kościoła Katolickiego w artykule 2116 mówi bardzo wyraźnie:
Należy odrzucić wszelkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, wywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie tajemnych mocy. Praktyki te są sprzeczne z czcią i szacunkiem — połączonym z miłującą bojaźnią — które należą się jedynie Bogu.
Inaczej mówiąc, chodzi o grzech bezbożności.
Proszę porozmawiać z nauczycielami i rodzicami. Nikt z nich nie uważa tego za odwoływanie się do Szatana. Dla nich jest to tylko zwykła zabawa. Mogą też powiedzieć, że nikt nie został przecież opętany przez andrzejki.
Nie chodzi tylko o Szatana, ale o niebezpieczne przekraczanie granic. Czy możemy je wyraźnie wytyczyć? Czy mamy taką pewność? Czy posiadamy taką wiedzę? Nie chodzi przecież o emocjonalny strach, ale roztropną obawę o charakterze intelektualnym, mającą podstawy teologiczne i duszpasterskie.
Co roku 30 listopada obchodzimy liturgiczne wspomnienie św. Andrzeja. Powinniśmy więc tego dnia wspominać owego apostoła i męczennika, tymczasem urządzamy jakieś dziwne celebracje, nie mające nic wspólnego z chrześcijaństwem i opierające się na pogańskich zwyczajach wróżbiarstwa. Tu problemem nie jest to, że ktoś zostanie opętany przez andrzejki, ale to, że od najmłodszych lat lekceważy się pewne zakazy i niszczy się pewne bariery. Podważony zostaje autorytet Biblii, która bardzo wyraźnie sprzeciwia się jakimkolwiek tego typu praktykom.
W Dziejach Apostolskich mamy scenę, gdy św. Paweł egzorcyzmuje opętaną wróżbitkę, wskazując zarazem na konieczność radykalnego odrzucenia każdej formy wróżenia. Tymczasem my oswajamy i banalizujemy grzech, o którym Pismo Święte wypowiada się z największym oburzeniem. Poza tym celebracja andrzejek i podobnych pogańskich zwyczajów łączy się coraz częściej z narastającą otoczką kultu szczęścia i bogactwa, które się w tym czasie wróżbiarsko przepowiada, obiecując osiągnięcie powodzenia finansowego, sukcesów zawodowych czy szczęścia osobistego. Nie ma przecież andrzejkowych wróżb — a przynajmniej ja się z takimi nie zetknąłem — które zapowiadałyby katastrofy, wypadki, nieszczęścia. W ten sposób andrzejki, a więc wróżby, łączą się podświadomie z dobrymi życzeniami, wręcz z błogosławieństwem. Mamy więc do czynienia z odwróceniem znaczeń, gdyż Biblia mówi, że wróżbici niszczą ducha wiary i moralność narodu oraz ściągają nań przekleństwa. Czy mamy odwagę odrzucić Objawienie?
To ciekawy wątek: powiązanie szczęścia z pieniądzem, jakie stale pojawia się we wróżbach.
Generalnie jest tak, że praktyki okultystyczne zmieniają świadomość w kierunku akceptacji i przywiązania do grzechu, w tym także żądzy pieniądza. Dlaczego ludzie wybierają bogactwo wbrew wzniosłym ideom swych ojców czy moralnym wartościom? Także dlatego, że kuszą ich, często przebrani za psychologów i terapeutów, wróżbici i magowie.
Często obiecują złote góry jako najwyższe wartości: pieniądze i szczęście, bogactwo i zdrowie — zawsze w nierozerwalnym związku. W Dziejach Apostolskich, we wspomnianej już przeze mnie scenie, gdy św. Paweł wyrzuca złego ducha z opętanej wróżbitki, pojawia się wyjaśnienie, że celem działalności owej kobiety było przynoszenie zysku jej panom. Powiązanie między magią a pieniądzem pojawia się także w innych miejscach Dziejów Apostolskich, np. w epizodzie z Szymonem Magiem, który chciał kupić dary Ducha Świętego za pieniądze, czy podczas pobytu św. Pawła w Efezie. Chrześcijanie w tym mieście poznosili księgi magiczne, których wartość oszacowano na kolosalną sumę 50 tysięcy denarów w srebrze, a następnie publicznie je spalili. Często więc wybór między Ewangelią a magią sprowadza się do wyboru między Bogiem a mamoną.
Wielu chrześcijan unika jednak dzisiaj takiego stawiania sprawy na ostrzu noża. Nie chcą podejmować radykalnych decyzji i dokonywać ostatecznych wyborów. Skąd, zdaniem Księdza, to się bierze?
Myślę, że w niektórych przypadkach wynika to ze złej woli, która pozostaje obezwładniona przez grzechy. Sądzę jednak, że większość ludzi nie ma dostatecznej wiedzy na temat zagrożeń duchowych. Ich dezorientację potęguje panujący wokół zamęt pojęciowy, do którego przyczynia się kultura masowa promująca postawy otwarcia na okultyzm. Jeśli mój ulubiony bohater filmowy i literacki gwałci Prawo Boże, to i ja mogę uczynić to samo - brzmi zakodowany komunikat. Badania socjologiczne wśród młodzieży wykazały, że większość z nich traktuje okultyzm pozytywnie i nie dostrzega w nim zagrożenia. Podobnie jest zresztą w większości produkcji filmowych, co z pewnością ma wpływ na młodych ludzi. Trzeba się temu przeciwstawić.
Czy Biblia rzeczywiście tak surowo ocenia wróżbiarstwo?
Bardzo surowo. Nazywa je „splugawieniem”, „nierządem”, „obrzydliwością”. Potwierdza to wyraźnie znany biblista ks. prof. Roman Pindel w swojej ważnej książce „Magia czy Ewangelia?”. To nie tylko grzech bałwochwalstwa, ale także duchowego oszustwa, którego ostatecznym celem jest utwierdzenie ludzi w grzechu i odwiedzenie ich od drogi zbawienia. Dlatego zasługuje ono na najwyższy stopień moralnego potępienia.
opr. mg/mg