Z cyklu "Rozpacz pokonana"
Anonimowy autor opublikowanej w roku 1568 legendy o namalowaniu obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej miał nie tylko duszę poety, ale zapewne niejedną godzinę spędził na kontemplacji Obrazu Taką bowiem wiedzę o tym, czym jest święty obraz, zdobywa się tylko przez praktykę. Centralnym tematem legendy są oczy Matki Bożej: żywe, pełne mocy, zdolne przemienić człowieka. Autor legendy musiał sam wielokrotnie zaznać tej mocy, żeby w ten sposób o niej pisać. Zresztą posłuchajmy:
Abowiem jako czytamy Jana świętego nade wszystki Apostoły Chrystus umiłował, tak nade inne Dziewica Błogosławiona umiłowała Łukasza, któremu tajemnice Boskie zjawiła, i sługą swym najwierniejszym udziałała (...). Oblicza jasnego z częstego patrzenia na Dziewicę Naświętszą, w czym się on bardzo kochał. A wszakoż nie dosyć był o tym się i często poglądać (taka była cudność Dziewice Naświętszej), ale też o tym zawsze myślał, o tymże tako sobie w pamięć wlepił, i też chocia jej świętej miłości oblicza nie widział, a wszakoż mniemiał iżby zawsze przed sobą na nię patrzał... Do którejże gromada apostolska, wszystko zebranie wiernych chrześcijanów schodziło się do jej świętej miłości. Gdzie Apostołowie słowy swymi ku wierze nawrócić nie mogli wszechne skały, z której tylko widzenia wiele ludzi ku wierze świętej przystawało.
Święty Dionizy - kontynuuje legenda - przyciągnięty famą o niezwykłej piękności Najświętszej Dziewicy, kiedy ją zobaczył, wpadł w ekstazę, a wróciwszy nieco do siebie, powiada:
A abych wiary nie miał, byłbych tego domniemania, aby Bóg wszego stworzenia nad cię nie był cudniejszy. Ale wiem, iż ten, który ma światłość nieogarnioną, ciebie do nas jako promień swój posłał, aby oświeceni byli ci, których pierwsza niewiasta Ewa ślepe uczyniła.
Nie przypadkiem Dionizego wybrała legenda na bohatera tego wydarzenia. W średniowieczu uważano go bowiem za największego mistyka czasów apostolskich, widziano w nim między innymi autora cieszącej się ogromną popularnością Hierarchii niebieskiej.
Początkiem idei namalowania obrazu Bogurodzicy było - według tej legendy - głębokie poczucie osierocenia po Jej odejściu do nieba. Obraz miał uobecniać Tę, której tak dotkliwie zabrakło apostołom. Do dzieła tego - przejrzysta wskazówka dla malarzy! - najbardziej nadawał się Łukasz, jako ten, który najdłużej z Nią przebywał i najbardziej przeniknięty był Jej obecnością:
O jako szczęśliwymi byli, o jako wesołymi byli z częstego poglądania święci na Dziewicę Marią. Zasię jako nieszczęśliwi, jako smętni, gdy była od nich w niebo wzięta. Dlatego wszystka ona obec święta Łukasza świętego prosiła, aby jej obraz wymalował, aby tak potomkowie chrześcijańscy ku nabożeństwu więtszemu i też miłosierdzia Boskiego otrzymaniu, patrząc na taką cudność byli poruszeni.
Legenda powiada jeszcze, że obraz namalowany został na desce ze stołu Świętej Rodziny:
A tako był stół Dziewice Mariej z drzewa cyprysowego, przy którym częstokroć z Synem swoim miłym ochłodę brała, tamże też robiła i o tajemnicach Boskich rozmawiała. Który oni dotykaniem rąk swoich przenaświętszych poświęcili.
Pokrewieństwo kultu świętych obrazów z tajemnicą Eucharystii stanowi jedną z podstawowych idei teologii ikony. Natomiast sam motyw stołu z Nazaretu pojawia się stosunkowo często w kazaniach ku czci Pani Jasnogórskiej. Nawiązywali do niego również w jednej ze swoich pieśni konfederaci barscy:
Tam Twoje serce, kędy skarb przebywa, Gdzie królewski stół Twój obraz nakrywa: Niech odrobiny z niego nam spadają, Twoi synowie niech głodu nie znają.
Przelotnie odwoływał się do tego motywu Cyprian Norwid w Częstochowskich wierszach, aby w ten sposób dać wyraz swojemu zachwytowi, że Syn Boży naprawdę przeszedł przez tę ziemię jako jeden z nas:
A ta deska skąd - wiecie? Oj, ze stołu, gdzie jadał Nasz Pan Jezus, i siadał Za tym stołem, tu, w świecie.
Ale wróćmy do motywu oczu Matki Bożej - miłosiernych dla grzesznika, dodających otuchy upadającemu, groźnych dla szatana - oczu, które każdemu mają coś do powiedzenia, a mówią to, czego każdemu najbardziej potrzeba. Musiał to być częsty wątek w staropolskim kaznodziejstwie maryjnym, a zapewne również w pieśniach, skoro luteranin Erazm Glicner w roku 1598 "napadał na obraz częstochowski: nie mogła tak wyglądać Matka Boska i z oczyma tak nie strzygła, jako ten obraz ma oczy ciekawe, patrząc w każdą stronę za każdym, gdzie się kolwiek obróci: dziwno, że tej mataninie tak wieldzy i roztropni ludzie wierzą".
Tej prawdy - że Maryja patrzy na swoje dzieci, dobre i złe, ale także na ich wrogów - nie da się jednak usunąć z pobożności maryjnej. Jej niewysychającym źródłem jest antyfona Witaj Królowo, ze swoją prośbą "przeto miłosierne oczy Twoje na nas zwróć", ale przede wszystkim żywy kontakt z Bożą Matką obecną tajemniczo w swoim obrazie.
Spojrzyj na nas miłosiernie, o miłosierna Królowo! - wołał w roku 1717 ojciec Cyprian Sapecki na Jasnej Górze podczas jednego z nabożeństw poprzedzających koronację Obrazu - Twoje bowiem, łaskawe oko jak słońce rozpędza grzechowe ciemności. Twojego oka nie mogą znieść szatani, dlatego uciekają. Na kogo Ty wejrzysz, o Pani łaskawa, by był największy grzesznik, to zapłakać musi!
Ale właśnie ten wątek - najściślej religijny, któremu potrzebna jest najlepsza duchowa gleba, bo gleba kontemplacji - przedstawia się stosunkowo ubogo w naszej poezji jasnogórskiej. Nie znaczy to oczywiście, że jest to poezja mało religijna, bo często przenika ją wręcz religijna żarliwość: płynie ona jednak raczej z duszy narodu, który czci w Maryi swoją Królowę, niż z modlitewnego wpatrywania się w Wizerunek. Obrona Jasnej Góry podczas potopu szwedzkiego kazała poetom czcić Panią Jasnogórską jako zwycięską Królowę, do której w pełni odnoszą się słowa liturgicznej antyfony, zaczerpnięte z Pieśni nad pieśniami, że jest ona groźna dla nieprzyjaciół, terribilis ut castrorum acies ordinata (6,4 i 10). Później, kiedy naród poddawany był coraz to nowym próbom i utrapieniom, widziano w Jasnogórskiej Królowej niejako współtowarzyszkę cierpień, pocieszycielkę, która odsłania sens narodowych doświadczeń i wskazuje drogę duchowego odrodzenia. Dopiero stosunkowo niedawno poeci zaczęli się w skupieniu i uważnie przypatrywać samemu Obrazowi.
Rzecz jasna, zarysowane przed chwilą trzy części niniejszej wypowiedzi nie obejmą wszystkich znanych mi wierszy ku czci Matki Jasnogórskiej (a przecież wielu wierszy zapewne nie znam). Nie zmieszczą się w tym ujęciu ogólne prośby o błogosławieństwo (np. Sarbiewskiego Do Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, tłum. Wł. Syrokomla) ani Jej przebywania wśród ludzi (np. Wespazjana Kochowskiego Hymen Jasnogórski). Nawet żarliwego oddania się Pannie Częstochowskiej, jakie po śmierci żony wypełnił Wincenty Pol, nie będziemy bliżej omawiać. Przypomnijmy jedynie ten fragment, w którym poeta; składając Adresatce swojego wiersza to co ma najdroższego, ma świadomość powtórzenia jak gdyby gestu dawnych królów i hetmanów:
Tu - gdzie królowie składali koronę, Tu - gdzie hetmani składali buławę, Ja się uciekam pod Twoją obronę Życiem złamany i boleścią krwawy... Przyjm moje pióro i pierścionek żony I niech po stracie łaska Twa posili I silna wiara.
Oczy Pani Jasnogórskiej po raz pierwszy pojawiają się w naszej poezji w dużym poemacie Oblężenie Jasnej Góry Częstochowskiej, napisanym przed rokiem 1673. Są to oczy groźne, straszliwe dla tych, którzy chcą skrzywdzić jej dzieci. Oto Matka Boska jakby zstępuje z obrazu i obchodzi mury swojej oblężonej przez Szwedów twierdzy:
Nic nie mówiła, a przecie tak sroga Była i taka od Jej twarzy trwoga Na wojsko biła, że drudzy padali I od Jej wzroku zaraz umierali; Drudzy twarz, kędy chodziła schylali Albo czapkami oczy zasłaniali.
Nie jedyna to forma Jej potężnej interwencji. W utworze wykorzystany został na przykład popularny w ikonografii motyw opiekuńczego płaszcza, którym Matka Boża osłaniała oblężonych:
A gdzie najbardziej strzelano z armaty, Tam zasłaniała ściany krajem szaty. Ani z żelaza ni z miedzi ulane Ni z dyamentu baszty wykowane Nigdy takowej twardości nie miały, Jak te, które się szaty dotykały Niebieskiej Pani, pod którą w pokoju Stały i najmniej nie bały się boju.
Co więcej, Maryja stała się wówczas Bojowniczką, która czynnie włączyła się do walki. Ujęcie takie umożliwiło poecie jego założenie, że walka oblężonych ze Szwedami była starciem sił dobrych z mocami zła:
Gniewliwa, straszna, i tak wykrącała Mieczem, jakoby obóz wyciąć chciała; Twarzą groziła, a z miecza błyskały Ognie tak wielkie; że świat oświecały. Za każdym machem tak się wszystkim zdało, Jakby się niebo jasne otwierało, A kędy tylko końcem sztych podała, Chociaż z daleka, choć się nie tykała Namniej ich ciała, od strachu padali I bez zadanej rany umierali.
Potop szwedzki był wydarzeniem proroczym, w którym Polacy na całe wieki otrzymali wytyczną postępowania na sytuacje po ludzku beznadziejne. Dopóki trwa Jasna Góra, ta polska arka Noego, nie wolno nam wątpić w ratunek i odrodzenie. W poemacie znajdziemy inną jeszcze metaforę: Jasna Góra jest sercem Królestwa Polskiego. Dopóki serce zdrowe i nietknięte, jest nadzieja, że zadane nam rany da się uleczyć:
Aby Królestwo po tym Polskie znało, Że gdy już prawie przez rozdarte ciało Do serca przyszedł nieprzyjaciel srogi, Ona go Sama zbiła z dalszej drogi I jako Pani, swego obroniła Państwa i do sił pierwszych przywróciła.
Przypomina się tu słynna wypowiedź gubernatora Franka o znaczeniu Jasnej Góry dla Polaków.
Potęga Królowej Polski jest trwałym wątkiem poezji jasnogórskiej, również tej, która powstała w czasach narodowych nieszczęść. Na szczególną uwagę zasługuje tu Częstochowska Wiktora Gomulickiego, wiersz napisany na samym początku XX wieku. Potęga Tej, którą poeta lęka się nazwać po imieniu, której nie śmie nawet nazywać Matką ani Królową, ani Dziewicą, przekracza oczywiście nasz rozum: "tam, gdzie lśni Twa potęga, Już rozumu grot nie sięga". Potęga ta przejawia się w kosmicznej współpracy nieba z ziemią, w której Ona - Częstochowska - jest Świadkiem i Pośredniczką gigantycznego przepływu energii duchowej w obu kierunkach:
Gdyby zebrać w jedno łoże Łzy, co płyną Tobie w dani, Wielkie bólów ludzkich morze Zgasiłoby żar otchłani; I Bóg może łzami tymi Zmyłby grzechy naszej ziemi. Gdyby skupić wszystkie blaski, Wszystkie dobra i pociechy, Które rozsiał dar Twej łaski — I na trony i na strzechy, Światła tego by starczyło, By dzień zatlić - pod mogiłą.
Groźne oczy tej Pani nie patrzą już - jak w Oblężeniu Jasnej Góry... - na innych, ale na nas samych, dla naszego dobra. Rozpraszają w nas siły rozpraszające, które usiłują zniweczyć owoce owego gigantycznego zespalania się nieba z ziemią:
Tu namiętność, ówdzie nędza Falom życia szaleć każą; Częstochowska szał rozpędza Miłościwą Swoją twarzą; Na świat cisza idzie od Niej, W której naród kroczy zgodniej.
Dodajmy jeszcze, że jest to mariologia ściśle teocentryczna: potężna Pani jest jedynie pokorną Pośredniczką. Żeby to podkreślić, Gomulicki używa popularnej w mariologii metafory zwierciadła:
Twój jest obraz, jak zwierciadło Promieniste, choć w ukryciu; Światło Boże gdy nań padło, Nam odsyłasz je w odbiciu.
Potężną pomoc Maryi w zmaganiu się sił dobra i zła wyrażać może metafora zwycięstwa nad zbójcami. Piosenka ludowa śpiewana w Łęczyckiem opisuje następujący epizod, jaki miał się wydarzyć podczas przewożenia świętego obrazu do Częstochowy:
Czterech zbójców przyleciało, obraz święty szarpać chciało. - Stójcie, zbójce, nie szarpajcie, bo tu marnie wyginiecie. Zbójce się tak polękali, aże krzyżem popadali.
W Wierszu na cześć Matki Boskiej Częstochowskiej Kazimiery Iłłakowiczówny ruch jest dwukierunkowy - potężne siły zła słabną w jej Obecności, zaś osłabione dobro nabiera sił:
Od świętej twarzy, pozłocistego płaszcza ucieka wilk, kryje się warcząc w chaszcze, ptak zziębnięty do stóp jaśniejących przypada.
Jako podsumowanie powyższych uwag warto przypomnieć Modlitwę do Bogarodzicy Baczyńskiego. Wiersz ten nie należy ściśle do poezji jasnogórskiej, jednak poeta wyraził w nim samą istotę obecności Bożej Matki w walce dobra ze złem:
Która ziemi się uczyłaś przy Bogu, w której ziemia jak niebo się stała, daj nam z ognia Twego pas i ostrogi, ale włóż je na człowiecze ciała.
Jest to więc specyficznie chrześcijański program przeduchowienia ziemi, program wynikający z tajemnicy Wcielenia. Postać Bogarodzicy nie tylko wyznacza cel tej walki - już ziemia może i powinna stawać się niebem (nadzieja zaiste wbrew nadziei, jeśli pamiętać, że były to czasy okupacji). Za pośrednictwem Bożej Matki może dokonywać się jakby kontynuacja Wcielenia: wielki ideał przekroczy sferę marzeń czy bezowocnych wysiłków, bo naprawdę wcieli się w nas moc Boża.
Tylko w religiach bałwochwalczych klęska narodu jest odbierana jako znak słabości jego bogów. Toteż Polacy, nawet w najciemniejszych godzinach swojej historii, nie zwątpili w moc swojej Królowej. Początkowo, zwłaszcza w czasach konfederacji barskiej, wiarę tę wyrażano przez prostą ufność w Jej obronę. W miarę jak poniżenie narodu się przedłużało i biorąc po ludzku, nie było powodów do nadziei, modlitwy poetów stają się głębsze i bardziej żarliwe. Poeci błagają Królową Polski o ratunek, często zaś po prostu o to, aby doznawanym cierpieniom nadała ona wartość męczeństwa. A więc są to modlitwy podobne do tych, jakie ludzie zanoszą również w chwilach osobistych utrapień.
Przypatrzmy się pod tym kątem modlitwom Zygmunta Krasińskiego. Jego Hymn to coś dużo więcej niż głośne wołanie o wskrzeszenie Ojczyzny i odwiązanie jej "od katowskich kołów". Jest to wołanie do Tej, która nie tylko jest wystarczająco potężna, aby dokonać tego cudu, ale z własnego doświadczenia zna zarówno ciężar cierpienia, jak radość zmartwychwstania:
Królowo Polski, Królowo Aniołów! (...) Wiesz, co rozpaczy wrzący w sercu ołów, Co krzyż i gwoździe i rany i ciernie, Wiesz, co krwi ziemskiej i łez ziemskich cieki I jak konania ból boli bezmiernie (...) Lecz wiesz zarówno, jakim blaskiem płonie Ukrzyżowany - wniebowzięt po zgonie.
Poeta przypomni więc tylko "Królowej Polski, Królowej Aniołów", że Polska - mimo swoich cierpień i wbrew powszechnej apostazji narodów - jest wciąż wierna i że "poznasz, Królowo, poddanych po głosie".
W Psalmie dobrej woli, Ta, na której "skroniach lśni polska korona", błaga o uchrystusowienie polskiej krwi przelanej za wolność Ojczyzny:
W dłoniach jej śnieżnych jakby dwa puchary — Krew Twoją własną w prawym Ci kielichu Podaje, Panie - a w lewym, co niżej, Krew krzyżowanych na tysiącach krzyży Poddanych swoich - krew płynną przez lata Po wszystkich ziemiach pod mieczem Trój-kata! I boskim, tamtym wzniesionym kielichem Błaga drugiemu przełaski Twej, Panie!
Prośby do Pani Jasnogórskiej często odwołują się do historii. Chrześcijanie przejęli zwyczaj zakorzeniania swoich modlitw w historii jeszcze od starożytnych Żydów, którzy prosząc o Boże dary, przypominali Bogu Jego łaski dawniejsze i błagali Go o ich odnowienie. W poezji jasnogórskiej odwołanie się do historii ma zwykle dwie formy: albo wskazuje się na pomoc, jaką otrzymaliśmy od Bożej Matki w obronie przed Szwedami, albo też podkreśla się, że przecież wolna Polska zawsze wiernie służyła Chrystusowi. Świadomość niedopełnienia ślubów Jana Kazimierzowych zaczęła drążyć duszę polską dopiero po upadku powstania styczniowego (w poezji dał jej wyraz zwłaszcza Stanisław Wyspiański w Królowej Korony Polskiej). Poeci romantyczni przeważnie idealizowali historię swojej Ojczyzny. Oto jedna z próśb Zygmunta Krasińskiego:
Niegdyś Cię, Mario, w świętej Częstochowie O lud swój polscy błagali królowie, Niegdyś Cię Polska, jeszcze wielka, cała, Królową swoją przed zgonem obrała, Naród ten niegdyś służył Ci orężno, Bój Chrystusowy tocząc z poganami — Królowo Polski i Litewska Księżno, Zmiłuj się nad nami!
Pochodząca z Beniowskiego, z Pieśni IX, słynna scena dwóch spotykających się Matek Boskich - Poczajowskiej i Podkamieńskiej, jak twierdzi Juliusz Kleiner - domaga się krótkiej uwagi wstępnej. Mianowicie cechy charakterystyczne żadnej z dwóch postaci nie odpowiadają rzeczywistym wizerunkom, jakie znajdują się we wspomnianych sanktuariach. Ta natomiast, która powiada o sobie, że króluje "z Poczajowa", która skarży się żałobnie na bezmiar udręki swoich poddanych, została wyposażona w obie najbardziej charakterystyczne cechy Wizerunku Jasnogórskiego: "twarz miała czarną" oraz ranę na twarzy. W obu cechach poeta dostrzegł zresztą głębsze znaczenie, o czym za chwilę. Rzecz to skądinąd paradoksalna: pierwsze w naszej poezji głębsze wpatrzenie się w Wizerunek Jasnogórski przedstawiono pod imieniem zupełnie innego wizerunku, również zresztą sławnego i bardzo czcigodnego.
Na obraz Matki, sczerniałej od nieszczęść swojego ludu, nakłada Słowacki obraz Żniwiarki i Ogrodniczki, która gromadzi dla swojego Syna - również przecież niegdyś zabitego - Jego męczenników. Językiem ludzkim nie da się już chyba bardziej przejmująco wyrazić bezmiaru męczeństwa, a zarazem niełatwej wiary w jego sens:
Królestwo moje, rzekła matka czarna, Wyniszczone jest mieczem i płomieniem; Ptaszęta małe, gdy lecą po ziarna, Znajdują pola, siane kul nasieniem. Ja jestem matka ludzi gospodarna, Zbieram, co sieją... i nad pokoleniem Umarłych - moje wysłałam Anioły, Męczennikami napełniać stodoły. (...) O siostro moja! morem ja owiana I czarna dymem smętnego jałowcu, Do mego Dziecka krwawego i Pana Każę się często nieść... i na grobowcu Siedząc, mam dziatek umarłych kolana Pełne - nie mówię, na jakim manowcu Zbierałam kwiaty ludzkie nieszczęśliwe, Lecz On je widzi u nóg - te nieżywe...
Zauważmy, że oblicze Matki Bożej Słowackiego jest czarne z zupełnie innych powodów niż twarz Oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, która wołała: "Czarna jestem, lecz piękna (...) nie patrzcie na mnie, żem czarna, bo opaliło mnie słońce" (1,5n). W duchu Pieśni nad pieśniami, z uwzględnieniem niektórych interpretacji patrystycznych, odczyta czarne oblicze Częstochowskiej Matki dopiero Anna Kamieńska w swojej Pieśni Jasnogórskiej:
W wielkim Słońcu całaś opalona Twoje blizny dwie łez koleiny Całaś mroczna cała zamyślona Jakby moje zmroczyły Cię winy
Bolesna obecność w męczeństwie swych dzieci odnawia - zdaniem Juliusza Słowackiego - bliznę, jaką niegdyś zraniono jej twarz:
Tak się skarżyła siostrze, a zadana Turecką szablą na twarzy obraza, Po której... uśmiech pozostał i rana, Stała się teraz widną, jako skaza Nowo boląca.
Tu z kolei przypomina się Czarny portret Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, która tę samą prawdę - że rana na obliczu Pani Częstochowskiej została przecież zadana Komuś Żywemu - odkrywa po swojemu. Mianowicie policzek "Madonny hebanowej" został pocięty nienawiścią. Dlatego najbardziej drogocenne wota, ani nawet żywe serce
nie ukoją, nie uciszą zdumienia które się w oczach twych mieni...
Z kolei dla Lechonia, zraniona twarz Matki Boskiej Częstochowskiej, która przecież żyje, jest źródłem nadziei, że również rany, jakie zadawane są naszemu narodowi - a był to już piąty rok okupacji, moment męczeństwa powstańczej Warszawy - nie sprowadzą śmierci:
I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną, A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno.
Królowa męczeńskiego narodu - podkreślaliśmy już to - jest Matką bolesną, ale nie bezsilną: Niemoc Matki wobec krzywd zadawanych dzieciom jest pozorna, świadczy jedynie o tym, że zamysły Boże wobec tych, których On kocha, są tajemnicze. Przecież losy Polaków nie są pierwszym przykładem Bożego milczenia wobec krzywdy zadawanej sprawiedliwemu. Bóg milczał nawet wówczas, kiedy ukrzyżowano Jego Syna. Rzekoma bezsilność Królowej Polski w męczeńskich dniach Jej narodu - zauważali poeci - wynika stąd, że oto jakby odnawia się tajemnica Wielkiego Piątku. Myśl tę znajdujemy w ostatniej zwrotce Do Najświętszej Marii Panny Norwida:
Kraju, co jako Syna Twego szata, Porozrywany na wiatrach ulata, Ludu, co rodzi się z łez wyczerpnięciem — Co rozpoczyna mękę nie-mowlęciem, A kona wieki i skonać nie może: "Czemuś opuścił mię (wołając) Boże!" Ludu - co świata rozrządzał połową I nie ma grobu ze swymi orłami... O! Matko dobra Ty, P o l s k a K r ó l o w o, Módl się za nami...
W kaznodziejskim niemal wywodzie prawdę tę rozwija siostra Nulla (Lucyna Westwalewiczówna) w wierszu Matka Boska Zwycięska w roku 1944:
Nie przeszkodziłaś Męce, nie wołałaś do Ojca z rozpaczą: - "Ratuj Syna! Chciej porazić Jego sierpaczy siarki i ognia deszczem!" Tylko duszą i ciałem - sercem wszystką tkliwością nabrzmiałym BYŁAŚ PRZY NIM. Jak przy nas teraz JESTEŚ. Pod naszym wielkim stoisz krzyżem pośród szrapneli świstów. (...) A jeśli dzisiaj znowu tak jak wtenczas - przy Twoim Pierworodnym i Jedynym - milczysz, chociaż na Twoje słowo musiałyby okowy a łańcuchy wrosłe w ciało pęknąć — to widać i ten krzyż także, pod którym stoisz z pochyloną twarzą, Matko Boleści mężna, w zachodu łunach rdzawych - ten polski krzyż, który rozdzielił świat granicznym słupem, coś jeszcze musi w nas odkupić i coś zbawić. Lecz Ty w krzyżu naszym ZWYCIĘŻYSZ.
Wczytanie się w poezję jasnogórską ostatnich kilkudziesięciu lat pomoże zrozumieć głębsze - nie zawsze uświadamiane - powody, dla których rozpowszechnił się ostatnio obraz Matki Częstochowskiej bez korony. Poezja jest nadzwyczaj wrażliwą obserwatorką przemian duchowych - zwykle pierwsza je zauważa i pierwsza potrafi je nazwać po imieniu. Otóż w wierszach poetów współczesnych i niedawno zmarłych odnajdujemy dwa nowe wątki. Nie całkowicie nowe, rzecz jasna, jednakże nigdy przedtem z taką wnikliwością nie rozwijane. Po pierwsze, że opieka Bożej Matki rozciąga się nie tylko na naród, ale na każdego z jego członków. I po wtóre: poeci zaczynają coraz uważniej kontemplować Częstochowski Wizerunek. Następuje więc obustronne zbliżenie: Pani Jasnogórska niejako jeszcze bardziej zbliża się do nas, do każdego z nas, z drugiej zaś strony, my sami zbliżamy się do Niej. Dwukierunkowość bardzo charakterystyczna dla współczesnego renesansu wiary.
Jeśli więc nie przywiązujemy dzisiaj tej samej co dawniej wagi do Jej królewskiego tytułu, nie wynika to z jakiejkolwiek negacji, ale właśnie z pogłębienia naszych związków z Matką Zbawiciela królującą na Jasnej Górze. Jest Ona naszą Królową, oczywiście, ale w tytule tym dostrzegamy coś dużo więcej, niż może się w nim zmieścić. Wolimy więc niekiedy unikać tytułu i oglądać Ją bez korony, żeby "tego więcej" nie zagubić. Jest tylko jeden tytuł na miarę tej Pani: Matka.
Przypatrzmy się więc błaganiom poetów, aby Królowa Polski - właśnie Królowa! - objęła swoją potężną opieką każde ze swoich dzieci z osobna. Jan Lechoń niejako wyjmuje nam te słowa z ust, bo przecież od dawna wiemy, że Jej królowanie na tym właśnie polega:
Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy. I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę, Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę. Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną, Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną, I od Twego, łez pełnego, Królowo, spojrzenia Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia. Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną, Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.
Iłłakowiczówna - ten wiersz również już był cytowany - wykorzysta znany już nam motyw zstąpienia Maryi z obrazu:
Gdy zachoruje dziecko w domu jakim na Mazowszu, gorączkuje, i kaszle, i zdaje się że już nie będzie zdrowsze, gdy zaśnie na fotelu w nocy pielęgniarka lub służąca, a serce bije mocno tak i głowa tak gorąca — któż to zsuwa się jak jasny obłok po ścianie? kto z obrazu zszedł i pochylony nad chorym czuwa? kto zmienia okład, poduszkę wyżej podsuwa? Oczy jaśniejące szczęściem, a na ustach o dziecko troska... To Częstochowska Pani, o mili moi, to Matka Boska!
W wierszu Królowa wygnańców Bogdana Ostromęckiego Matka jest natomiast "bosa i bez korony". Ale właśnie wtedy Jej królewskość ujawnia całą swoją wielkość: ta Królowa nigdy nie opuszcza swego ludu, a zwłaszcza w dniach klęski chce być jego światłem. Czyż mogłoby być inaczej? Przecież Maryja jest promieniem Tego, którego ognisty rydwan Obecności - jak czytamy u proroka Ezechiela - towarzyszy ludowi nawet w ziemi niewoli. W wierszu Ostromęckiego nie zabraknie też wzmianki o tym, że Królowa ta pojawia się zwłaszcza przy najsłabszych i najbardziej bezradnych:
Królowo bosa i bez korony słyszymy szelest Twoich stóp po ziemi tej, podległej tylko Tobie, Światło idące na wygnanie koleinami piaszczystych dróg, Światło idące z ludem w żałobie. To Ty poiłaś dziecko zabitej a osłoniłaś starcowi oczy, aby bez zgrozy skonać mógł, Twój cień, Twój profil, Twoja ręka, gdy pięścią niebo zasłaniał wróg, gdy Człowiek - klękał.
Trzy jeszcze wiersze chciałbym zasygnalizować, a wszystkie trzy wydają się być owocem jakiejś błogosławionej godziny zażyłości z Matką Jasnogórską. Mam na myśli Niewidomą dziewczynkę ks. Jana Twardowskiego, Pieśń Jasnogórską Anny Kamieńskiej oraz wiersz zaczynający się od słów Matko Boska ciemnolica Wiktora Woroszylskiego.
Niewidoma dziewczynka, oglądająca Obraz palcami, to prostaczek, któremu objawiono mądrość Bożą, zakrytą przed uczonymi i teologami (por. Mt 11,25). Zauważmy, że palce jej zaledwie na krótko zatrzymują się na koronie Matki Boskiej: "korona Twoja zimna - ślizgam się po niej jak po gładkiej szybie". Poeta wykracza tu poza moralistyczne przesłanie, że miłość szukająca spotkania z Ukochaną Osobą, nie zna żadnych przeszkód. Dziewczynka bowiem ogląda Obraz Jasnogórski nie tak jak widzący, lecz w sposób doskonalszy od nich. Potrafi bowiem odczytać dalszy ciąg Magnificat, jaki Matka Boska - wypłakawszy swoje oczy w Wielki Piątek - pisze alfabetem Braille'a, "którego nie znają teologowie, bo za bardzo widzą". A właśnie w wielkopiątkowych nocach człowiek najściślej jednoczy się z tą Matką. Wprawdzie wówczas
nie można poznać To nic wystarczy kochać słuchać i obejmować
Pieśń Jasnogórską Anny Kamieńskiej uważam za jeden z najlepszych wierszy tej poetki. Nie tu miejsce, żeby analizować jego niezwykle kunsztowną strukturę. Od strony treści, wiersz ten jest owocem jakiegoś serdecznego "sam na sam" z Wizerunkiem, którego każdy dosłownie szczegół nabiera duchowego i to wielorakiego znaczenia. Blizny na twarzy, ciemne oblicze, usta Bożej Matki, zdobiące Obraz klejnoty, a przede wszystkim Dzieciątko - mówią poetce o tym samym, choć w różny sposób: że Matka ta zna aż do końca zarówno ludzkie łzy, jak i naszą grzeszność, ale właśnie dlatego jej uśmiech objawia radość ostateczną.
Stara idea, że bogate ozdoby Obrazu są niczym w porównaniu do Skarbu prawdziwego, nabrała u Kamieńskiej niezwykłej prostoty, a przez to prawdziwości. Kiedyś Gomulicki myśl tę wyrażał w duchu drażniącej nieco deklaratywności i egocentryzmu:
Obciążonaś srebrem, złotem, Sukienkami perłowymi; Lecz najdroższym Twym klejnotem: Miłość całej naszej ziemi.
Kamieńska - bez silenia się na głębię, a tak głęboko! - zauważa Skarb większy jeszcze niż "miłość całej naszej ziemi":
Po co Ci turkusy i rubiny Srebro złoto chciwości się lęka Wszystko to nie warte tej Drobiny Tego Skarbu co trzymasz na rękach
Właśnie dzięki temu Skarbowi nasze bóle i grzechy nie kończą się na sobie samych:
Krwią człowieczą Prawda nasycona Mlekiem ludzkim Mądrość wykarmiona
Toteż cały wiersz - choć tyle w nim mowy o łzach i winach - przenika atmosfera niebiańskiego spokoju:
Niech uśmiechną mi się usta Twoje Choć widziały dość bólu ludzkiego A mnie pozwól spocząć w Twym pokoju W szczęściu Twego smutku matczynego
Natomiast blask drżący na rzęsach Matki Boskiej ciemnolicej Woroszylskiego oświeca raczej ciemności stosunków międzyludzkich. Poeta modli się o łaskę podwójnego upodobnienia do Niej. Ona przecież, która "przybyła z dalekich stron", jest nam tak bliska, zaś rany Jej zadane jednak zabliźniły się:
Matko Boska ciemnolica przybyła z dalekich stron spraw by nikt tu nie był obcy każdy żeby miał tu dom Matko Boska ze szramami rany ducha zasklep nam krwawe rowy dzielą ludzi niech się ściągną na kształt szram
Z pewnością trzeba było osobiście doświadczyć świętej atmosfery, jaką emanuje ten Wizerunek, żeby napisać takie słowa.
A przecież - choć tyle autentycznej głębi religijnej we współczesnych wierszach jasnogórskich - wciąż jeszcze poeci raczej mówią do Bożej Matki, niż Ją słuchają. Kochające oczy Królowej Polski nie przeniknęły jeszcze do głębi polskiego słowa poetyckiego. Poezja jasnogórska zapewne nie osiągnęła jeszcze przeznaczonych jej szczytów.
opr. aw/aw