"Tak" Maryi wypowiedziane wobec anioła nie ujmowało nic suwerenności Wszechmogącego Boga, jednak było potrzebne: Bóg nie jest tylko urzędową instancją, ale Osobą
Bóg dokonuje wszystkiego w sposób adekwatny; jeśli więc przychodzi wskrzeszać zlekceważoną przyjaźń — to nie na siłę.
Tytułowe niefrasobliwe stwierdzenie — a może bardziej zarzut skierowany nie wiadomo przeciw komu — wypowiadany przez tych ukrywających się w przebraniu obrońców Boga i Jego wszechmocy, łatwo zdemaskować; właśnie podnosząc maskę i zerkając na twarz, która wyglądnie spod niej, twarz nieprzyjaciela człowieka, a co za tym idzie: również nieprzyjaciela Boga. Boży Przyjaciel nie obawia się przecież o to, że obdarowany przyjaźnią przez Boga coś temu ostatniemu ujmuje; ma bowiem osobiste doświadczenie Boskiej ekonomii zbawienia realizowanej według stałej zasady: „Inicjatywa należy do Mnie, ale decyzja o przyjęciu propozycji — do człowieka”.
A jeśli już jesteśmy przy podarunku przyjaźni, zwróćmy uwagę, że nawet w relacjach ludzkich nie jest mile widziane, żeby przyjaciel niejako „na siłę” sprawiał drugiemu prezenty. Raczej rządzą w przyjaźni prawa wzajemności, a jeśli jeden z przyjaciół miałby jednak drugiemu sprawić nie do odwzajemnienia prezent, to chciałby raczej usłyszeć zgodę tamtego niż podjąć się podrzucania podarunku jakby to było kukułcze jajo. Im większej wartości byłby to dar, tym słuszniejsze byłoby uzyskanie wpierw przyzwolenia ze strony obdarowywanego.
Tym bardziej, jeśli przyjaciel odrzucił wcześniejsze podarunki. A tak przecież się działo w relacji człowieka z Bogiem: ten pierwszy wyrzucił Tego drugiego za drzwi, i mimo że człowiek tylko dzierżawił własność należącą do Boga, Ten nie mógłby — już bowiem nawiązał przyjaźń, już stał się „niewolnikiem” miłości — odzyskiwać jej siłą. W takim razie pozostało Mu jedynie kołatać, aż przekręcą zamek. I rzeczywiście w końcu znalazł kogoś, kto usłyszał stukanie do tych dziwnych drzwi, które klamkę mają jedynie po stronie wewnętrznej. Zakołatał, i otworzyła Mu niewiasta, która posłyszała głos (por. Ap 3,20). Anioł, jak napisano, wszedł do Niej (por. Łk 1,26-28), jakby do wnętrza, bo właśnie tam, w głębi oddanego Bogu ducha znajduje się to tajemne przejście pomiędzy światami Boskim i ludzkim.
Ojciec miłosierdzia czekał na ufne dziecięce fiat Maryi, w przeciwnym bowiem razie — gdyby bez pytania o przyzwolenie miał się stać człowiekiem — zaprzeczyłby sam sobie: na siłę wpraszałby się ze swoją łaską. Oczywiście Bóg może okazywać swoją łaskę na wiele sposobów, ale ten najlepszy z nich — pomysł przyjścia w ciele — zakładał przyjęcie tego ciała od człowieka. Syn Boży nie mógł „spaść” z nieba, bo duch nie ma ciała (por. Łk 24,39), a Bóg jest (raczej: był) przecież duchem, nie ciałem. Chyba że nastąpiłoby nowe stworzenie, całkiem różne od starego, ale wtedy nie byłoby ciągłości między Adamem a Chrystusem, którego Pismo nazywa Ostatnim Adamem (1Kor 15,45). Dlatego „«zesłał Bóg Syna swego» (Ga 4, 4), lecz by «utworzyć Mu ciało», chciał wolnej współpracy stworzenia” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 488), od którego miał otrzymać naturę ludzką.
Oczywiście można by zadać pytanie bardziej ogólne: czy wybrana przez Boga droga wkroczenia na świat jest jedyną możliwą? Święty Tomasz z Akwinu próbował bronić zarówno wszechmocy Boga (historia zbawienia mogła potoczyć się inaczej, Bóg jest wolny w swoim działaniu), jak i konieczności wcielenia (to optymalny sposób, dzięki któremu Boży cel może zostać zrealizowany). „Zgodnie z perspektywą Akwinaty — uważa dominikanin Michał Paluch — uznanie wolności Boga w urzeczywistnianiu takiego a nie innego planu zbawienia nie przeszkadza w akcentowaniu niezwykłości wcielenia. Wręcz przeciwnie: właśnie dlatego, że historia zbawienia mogłaby potoczyć się całkiem inaczej, że Bóg nie musiał wcielić się dla uratowania całego rodzaju ludzkiego, Jego szalony gest miłości ma tak wielkie znaczenie...” (Traktat o zbawieniu, w: Dogmatyka t. 3, Warszawa 2006, s. 422).
W tej perspektywie należałoby również patrzeć na rolę Maryi. Jeśli brać pod uwagę to, czemu Jego wcielenie miało służyć — nie można Mu było przyjść na świat inaczej niż przez Maryję. Bóg dokonuje wszystkiego w sposób adekwatny; jeśli więc przychodzi wskrzeszać zlekceważoną przyjaźń — czyni to nie bez złożenia deklaracji: „spróbujmy raz jeszcze”. To dlatego Ojcowie Soborowi za Ojcami Kościoła wskazali na paralelę pomiędzy Ewą, która stała się powodem grzechu, a Maryją, dzięki której objawia się łaska: „Było zaś wolą Ojca miłosierdzia, aby Wcielenie poprzedziła zgoda Tej, która przeznaczona została na matkę, by w ten sposób, podobnie jak niewiasta przyczyniła się do śmierci, tak również niewiasta przyczyniła się do życia” (Lumen gentium, 56).
Czy jednak Niewiasta może decydować za całe stworzenie? Oto pytanie, które musi paść z ust współczesnych, pytanie zresztą wcale nieodległe od niewiary w wyjątkowość Jezusa: jakże to być może, że zbawienie całego świata i wszystkich ludzi zawisnąć może na tym „jednym włosku” zakrwawionym męką krzyżową? Młody kardynał Joseph Ratzinger zwracał uwagę na to, że grzech pierworodny nie bazuje na jakiejś biologicznej dziedziczności, ale jego podejrzanego „genu” należy szukać w pewnym z góry zastanym przez człowieka układzie; innymi słowy: żaden człowiek nie zaczyna od zera, jakby żył całkowicie samodzielnie, wyłączony z historii czy środowiska, ale „dziedziczy” z powszechnej atmosfery duchowej ludzkiego życia niepoddanego Bogu.
To dlatego potrzeba było Chrystusa, który mógł dokonać zmiany tego duchowego „genotypu”. „Jednostka jest zbawieniem całości, całość otrzymuje zbawienie tylko od jednego człowieka, który jest nim prawdziwie, przez co przestaje istnieć tylko dla siebie” (Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 2012, s. 262). Podobnie jak przełamania tego diabelskiego status quo dokonał Ostatni Adam — Bóg i Człowiek, tak również trzeba było, aby człowiek, dla którego przecież ten exodus się zrealizował, mógł żyć w tej nowej odkupionej atmosferze. W imieniu nowego początku, nowego stworzenia, wypowiada swoje fiat Niepokalana, pierwsza Odkupiona, Nowa Ewa, Matka wierzących.
Tekst ukazał się w Rycerzu Niepokalanej nr 2 (681) 2013 r.
opr. mg/mg