Z cyklu "Szukającym drogi"
Czy według Kościoła wierność zmarłemu małżonkowi jest jakąś wartością? Proszę mi uwierzyć, że nie pytam z ciekawości. Jest to dla mnie sprawa życiowo ważna.
Spójrzmy najpierw na to całkiem zdroworozsądkowo. Niewątpliwie istnieją tacy wdowcy i wdowy, którzy mają wszelkie dane po temu, aby myśleć o powtórnym małżeństwie, a jednak rezygnują z tego ze względu na pamięć o zmarłym małżonku, któremu chcą zachować wierność nawet po śmierci. Niezależnie od tego, czy jest to dla nich decyzja łatwa czy trudna, ludzie ci na ogół nie wątpią w jej sens. Oni w ogóle nie mają potrzeby uzasadniania swojej postawy, jej sens staje przed nimi jako coś oczywistego, oni go takim po prostu doświadczają. Społeczność na ogół szanuje takie wybory, widzi w nich coś wzniosłego, pięknego i rzeczywiście sensownego. Historia zaś i literatura przekazuje nam mnóstwo konkretnych potwierdzeń tej prawdy, która bodaj najpiękniej i najtrafniej została sformułowana w Piśmie Świętym: „miłość mocniejsza jest niż śmierć”.
Z drugiej strony sytuacja życiowa częstokroć jakby zmusza owdowiałych małżonków do powtórnego małżeństwa. Powodem będzie tu zwykle wzgląd na wychowanie dzieci, lęk przed samotnością, jakieś racje ekonomiczne, a czasem ta po prostu okoliczność, że ktoś sobie nie wyobraża możliwości innego życia niż w małżeństwie.
Jak na sprawę powtórnego małżeństwa patrzy Kościół? Sympatie Kościoła zdecydowanie stoją po stronie dobrowolnie wybranego wdowieństwa, choć zarazem Kościół dopuszcza wdowców do sakramentu małżeństwa, a więc uważa takie małżeństwo za w pełni godziwe i dopuszczalne. Takie stanowisko jest dokładnie zgodne z regułą apostolską, która ogólnie biorąc zaleca wytrwanie we wdowieństwie: „Mówię zaś nie poślubionym oraz wdowom: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak ja” (1 Kor 7,8), w wypadkach szczegółowych jednak dopuszcza, a niekiedy nawet zaleca, powtórne małżeństwo: „Chcę, żeby młodsze wdowy wychodziły za mąż, rodziły dzieci, były gospodyniami domu, żeby stronie przeciwnej nie dawały sposobności do rzucania potwarzy” (1 Tm 5,14). To ostatnie zalecenie wypowiada zresztą św. Paweł z ciężkim sercem, mianowicie w związku z tym, że jakieś młode owdowiałe chrześcijanki prowadziły dość gorszący tryb życia (por. 1 Tm 5,10—13).
Kościół zaleca wytrwanie we wdowieństwie przede wszystkim ze względów religijnych. Tu warto przypomnieć, że religijne wartości wdowieństwa wysoko ceniono już w Starym Testamencie. Wdową, która poświęciła się bez reszty Bogu, była młoda i piękna Judyta: „Wielu pragnęło ją pojąć za żonę, ale żaden mężczyzna nie poznał jej przez wszystkie dni jej życia, począwszy od dnia, w którym zmarł jej mąż Manasses i połączył się z ludem swoim” (Jdt 16,22). Święty autor mówi o tym postanowieniu Judyty z głębokim podziwem i aprobatą, a z całego obrazu bohaterki, jaki rysuje, wynika jednoznacznie, że wybór takiego stanu życia umożliwił jej całkowite oddanie się Bogu (por. Jdt 8,4—8).
To samo trzeba powiedzieć o innej wdowie, wspomnianej w Ewangelii, ale należącej przecież jeszcze do Starego Testamentu: „Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Siedem lat żyła z mężem od czasu swego panieństwa, i pozostawała wdową aż do osiemdziesiątego czwartego roku życia. Nie rozstawała się ze świątynią, gdzie dniem i nocą służyła Bogu w postach i modlitwie” (Łk 2,36n). Św. Hieronim pięknie zauważa, że dzięki swojemu pobożnemu wdowieństwu Judyta stała się figurą Kościoła, który odcina głowę szatanowi, Anna zaś dostąpiła tej łaski, że pierwsza z kobiet przyjęła w świątyni Zbawiciela świata.
Wymieniliśmy na razie tylko jeden motyw religijny, jaki Kościół przedstawia swoim owdowiałym wiernym, proponując im dozgonny celibat ze względu na Boga. Dodajmy do tego głęboki argument psychiczny. Mianowicie małżeństwo chrześcijańskie — o ile jest rzeczywiście chrześcijańskie — jest obrazem tego nieskończenie wspaniałego małżeństwa, jakie Chrystus zawarł ze swoim Kościołem. Jeśli małżonków łączy prawdziwa, ofiarna miłość, jeśli są zjednoczeni w Bogu i w Bożych przykazaniach — ich życie małżeńskie jest prawdziwą cząstką tej odpowiedzi, jaką Chrystusowi na Jego miłość daje Kościół. Otóż Chrystus ma tylko jedną Małżonkę nawet bramy śmierci nie ograniczają miłości Kościoła do Chrystusa: Chrystus jest przecież Zwycięzcą śmierci!
Rzecz jasna, że ludzka miłość małżonków jest zawsze niedoskonała, toteż Kościół w swej wyrozumiałości nie odmawia wdowcom sakramentu małżeństwa. Niemniej Kościół bardziej się cieszy, jeśli wdowcy — ze względów religijnych — decydują się na bezżenność. Bo wówczas pełniej odzwierciedlają w sobie tę Najwyższą Miłość, do uczestnictwa w której zostaliśmy powołani. Pani w swoim liście pisze o wierności zmarłemu małżonkowi. Ojcowie Kościoła znacznie pogłębili ten — i tak już głęboki — argument. Argument ten jest oczywiście znany od bardzo dawna. Zapewne spontanicznie pojawia się zawsze, kiedy śmierć wkracza w prawdziwą miłość małżeńską. Przypomnijmy choćby Wergiliusza:
Ten, co mnie pierwszy kochał, mą miłość dla siebie
Na zawsze wziął: niech ma ją i pośród mogiły.
(Eneida 4,28n)
W czym Ojcowie pogłębili ten argument? Powołam się na św. Hieronima, choć rozprawy na ten temat pisali również św. Ambroży, św. Jan Złotousty, św. Augustyn i inni. Otóż zdaniem św. Hieronima, istnieje głęboki związek między wiernością zmarłemu małżonkowi a wiarą w życie wieczne. Łatwiej jest wdowie wytrwać w wierności zmarłemu mężowi, jeśli wierzy, że nie tyle utraciła męża, co on ją wyprzedził w drodze do wieczności. Wdowieństwo zaś nie jest wówczas tylko bólem, bo jest przeniknięte radością nadziei (por. np. List 123,10). Ponadto wdowa — dzięki specyfice swojego stanu — zaczyna rozumieć, że „powinna zachować swoją czystość nie tylko dla tego, który umarł, ale i dla Tego, z którym ma królować” (List 79,7). To doświadczenie wdów jest również pouczeniem dla tych, którzy aktualnie żyją w małżeństwie: że ich miłość może — i powinna — swego ostatecznego wypełnienia szukać w Miłości Nieskończonej.
To jest właśnie charakterystyczne dla chrześcijańskiej pochwały wdowieństwa, że wygłasza się ją z całym szacunkiem dla stanu małżeńskiego, uświęconego przecież specjalnym sakramentem. Szczególnie piękne jest pod tym względem dzieło św. Augustyna O dobru wdowieństwa. Autor poświęca całe strony, żeby przekonać czytelników, że „dobrem jest małżeńska skromność, zaś wdowia wstrzemięźliwość jest dobrem większym” (PL 40,434).
Niekiedy w Kościele zachęcano wdowców i wdowy do składania prywatnych ślubów czystości. Przytoczę wypowiedź św. Franciszka Salezego na ten temat: „Prawdziwa wdowa powinna być wdową nie tylko ciałem, ale i sercem. Chodzi o to, by miała niezłomną wolę pozostać w stanie czystego wdowieństwa. Wdowy bowiem tymczasowe, czekające sposobności powtórnego zamążpójścia, odłączone są od mężów tylko ciałem, lecz wolą serca są z nimi złączone. Jeżeli prawdziwa wdowa dla umocnienia się w stanie wdowieństwa zechce uczynić Bogu ślub czystości, przyozdobi bardzo swoje wdowieństwo, a postanowienie swoje mocno zabezpieczy. Wiedząc bowiem, że po takim ślubie już jej nie wolno tracić czystości bez utraty nieba, tak zazdrośnie będzie strzegła swego postanowienia, iż nie pozwoli ostać się w swym sercu ani na chwilę najlżejszej nawet myśli o małżeństwie. Tym sposobem ślub ten święty wzniesie mocną przegrodę między jej duszą a wszelkim zamiarem przeciwnym jej postanowieniom” (Filotea 3,40).
Oczywiście, niech nikt takiego ślubu nie składa zbyt pochopnie. Kto jednak złoży ten ślub, niech pokornie modli się o wytrwanie i cieszy się swoją szczególną bliskością z Bogiem. Wszakże religijna decyzja na dozgonne wdowieństwo jest piękna nawet wówczas, kiedy nie jest potwierdzona żadnym ślubem.
opr. ab/ab