Biografia Karola Wojtyły - rozdział 1
Tytuł oryginału: Storia di Karol
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo "M", Kraków 2002
ISBN 83-7221-215-5
Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl
Był 18 maja 1920 roku. Po powrocie z kampanii wojennej na Ukrainie marszałek Józef Piłsudski został przyjęty w Warszawie jak prawdziwy zwycięzca.
Polska po przeszłostuletniej niewoli niedawno odzyskała niepodległość. Naczelnik nowo powstałej Rzeczypospolitej usiłował odzyskać dawne granice na jej wschodnich krańcach. Nie udało mu się co prawda w pełni zrealizować postawionych sobie celów, ale w zamian za to pokonał Armię Czerwoną i zdobył Kijów.
Do stolicy Piłsudski przybył specjalnym pociągiem, ozdobionym kwiatami, a następnie przejechał karetą miejskimi ulicami, na których tłoczył się rozentuzjazmowany tłum. W kościele św. Aleksandra odprawiono za odniesione zwycięstwo mszę świętą, a na końcu odśpiewano uroczyste Te Deum.
W tym samym czasie w Wadowicach, tak jak z całą pewnością w wielu innych polskich miejscowościach, w mieszkaniu państwa Wojtyłów, którego okna wychodziły na kościół parafialny, urodziło się dziecko.
Gdy nastąpiły bóle porodowe w tamtych czasach kobiety rodziły w domu mama Emilia, usłyszawszy dzwony nawołujące na nabożeństwo majowe, poprosiła akuszerkę, aby otworzyła okna na oścież. Wkrótce potem wydała na świat Karola Józefa: Karol ponieważ takie imię nosił ojciec niemowlęcia, a Józef tak jak Franciszek Józef, cesarz Austro-Węgier, w którego wojsku kiedyś pan Wojtyła służył.
Symbolika tego wyjątkowego dnia, chociaż była wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności, nie mogła mieć bardziej polskiego charakteru.
Od zarania dziejów Polska to kraj silnie naznaczony tradycjami religijnymi. Może dlatego, że narodziny Polski katolickiej i narodu polskiego zbiegły się z Wielkanocą 966 roku.
U podstaw chrztu Mieszka I, księcia i założyciela państwa polskiego, leżał niewątpliwy wpływ katolickiej żony, czeskiej księżniczki Dobrawy. Najprawdopodobniej jednak na ostateczną decyzję wpłynął też wzgląd na przyszłe korzyści geopolityczne. Nie bez przyczyny, godząc się na przyjęcie chrześcijaństwa, Mieszko obrał dłuższą "drogę": zamiast wyruszyć do Bizancjum, zwrócił się do Rzymu, do Papieża, który był znacznie potężniejszym i bardziej autorytatywnym protektorem.
Decyzja o wprowadzeniu Polski do kręgu wpływów chrześcijaństwa rzymskiego i, szerzej rzecz pojmując, wpływów łacińskiego Zachodu sprawiła, że stała się ona terenem, na którym spotykały się dwie cywilizacje, mostem łączącym kulturę słowiańską z kulturą Europy Zachodniej. Nawet po zaistniałych w kolejnych stuleciach podziałach w łonie chrześcijaństwa ta katolicka "obecność" trwała pomiędzy dwoma blokami polityczno-religijnymi: z jednej strony światem prawosławnym, najpierw rządzonym przez carów, a w późniejszym czasie zdominowanym przez ateistyczną ideologię marksistowską, z drugiej zaś światem germańskim wyznającym protestantyzm.
Tak było przez tysiąc lat. Tak było w roku 1920 w Polsce, w której wiara katolicka była nadal silnie zakorzeniona w życiu i obyczajach całego narodu. I tak też było w Wadowicach, i w tamtej kamienicy położonej naprzeciw kościoła parafialnego, w której rytm codzienności wyznaczały bijące dzwony. A na fasadzie domu umieszczony był zegar słoneczny z napisem łacińskim przypominającym nieustannie o sprawach duchowych: "Czas ucieka głosiło łacińskie zdanie wieczność czeka".
Wadowice to miasteczko założone w XIII wieku u podnóża Beskidów nad rzeką Skawą, odległe od Krakowa o jakieś 60 km. W samym centrum znajduje się rynek, otoczony najważniejszymi budynkami: ratuszem, Kościołem Najświętszej Marii Panny o cebulastej kopule i szkołą podstawową. Każdy czwartek był w mieście dniem bardzo ruchliwym: rynek zapełniał się wozami okolicznych chłopów, którzy handlowali swoimi wyrobami.
Nic, czego nie można by spotkać w innych miasteczkach polskiej prowincji. A jednak Wadowice posiadały trzy cechy szczególne. Przede wszystkim bogate życie kulturalne i społeczne. Cztery gimnazja, liczne stowarzyszenia artystyczne, trzy publiczne biblioteki, kółko teatralne, stowarzyszenia sportowe. A poza tym mieściła się tu siedziba Sądu Okręgowego.
Prawie jedną trzecią mieszkańców stanowiła liczna wspólnota żydowska. W odróżnieniu od innych regionów, gdzie spotkać można było jeszcze pewien anty semityzm, natury raczej handlowej i społecznej, będący pozostałością po dawnych uprzedzeniach, w Wadowicach większość Żydów brała czynny udział w życiu miasteczka. Nie istniały żadne konflikty, a wzajemne kontakty charakteryzował szacunek, by nie powiedzieć wręcz przyjaźń. Polska zawsze była krajem tolerancji i gościnności: w czasach Reformacji przyznano jej tytuł "Państwa bez stosów".
Trzecią cechą charakterystyczną tej miejscowości były koszary, w których stacjonował 12 Pułk Piechoty, słynny z powodu uczestnictwa w wojnie przeciwko bolszewikom.
Państwo Wojtyłowie zamieszkiwali skromne mieszkanie pod numerem drugim na ulicy Kościelnej; kamienica należała do pana Bałamutha, Żyda, który posiadał także sklepik z rowerami i motocyklami, mieszczący się przy samym rynku. Z dziedzińca wchodziło się na górę. Na pierwszym piętrze znajdował się długi balkon z drzwiami wejściowymi, przy których wmurowana była mała kropielnica z majoliki; za drzwiami kuchnia, sypialnia i pokój dzienny. Wokół masa książek, a na ścianach fotografie i wizerunki świętych.
Pani Emilia utrzymywała wszystko w należytym porządku. Była kobietą drobnej postury, pełną wdzięku, o czarnych oczach rzucających głębokie, żywe i często ironiczne spojrzenia. Pomimo wątłego zdrowia zajmowała się wyszywaniem niegdyś wyuczonym fachem, aby uzupełnić skromny budżet domowy. Edmund, najstarszy syn, przeprowadzał się właśnie do Krakowa, gdzie miał rozpocząć studia medyczne. Teraz, kiedy urodził się Karol, przyda się wolne miejsce w mieszkaniu, ale będą też potrzebne dodatkowe pieniądze.
Pan Wojtyła był staroświeckim dżentelmenem o wielkiej kulturze osobistej, zafascynowanym historią. Pozornie chłodny i surowy, miły jednak i uprzejmy w obejściu; miał siwiejące włosy i małe wąsiki. W młodości pracował jako krawiec, później służył w administracji wojsk austro-węgierskich w stopniu oficerskim, a teraz pracował dla wojska polskiego. Zwany był przez wszystkich "panem kapitanem".
Karol dorastał w pogodnym i spokojnym otoczeniu, przesyconym akcentami religijnymi i patriotycznymi. Jego pokolenie było pierwszym urodzonym i dojrzewającym w niepodległej Polsce, która odzyskała wolność po 120 latach poddaństwa, ucisku i gwałtu zadawanego podstawowym prawom jej obywateli.
Od 1772 do 1795 roku ówczesne wielkie potęgi Rosja, Prusy i Austria w trzech kolejnych rozbiorach skreśliły ten kraj z mapy Europy. Na nic zdały się liczne próby, mające doprowadzić do uwolnienia Polski z obcego jarzma. Na nic zdała się insurekcja kościuszkowska. Na nic utworzenie przez Napoleona niepodległego Księstwa Warszawskiego. Na nic powstanie listopadowe z 1830 roku przeciwko carowi Mikołajowi I i późniejsze krwawo zduszone przez wojsko rosyjskie powstanie styczniowe z roku 1863, w wyniku którego tysiące polskich patriotów skończyło na syberyjskim zesłaniu i nigdy już nie powróciło do kraju.
Zachód zawsze przyglądał się temu ze spokojem, obojętny, bierny. "Porządek panuje w Warszawie" takimi słowami, bardzo prawdziwymi, aczkolwiek pełnymi cynizmu, minister spraw zagranicznych, Horacy Sebastiani, przedstawił sprawę polską parlamentowi francuskiemu.
Niedawno rozpoczął się nowy wiek, który przyniósł ze sobą pierwszą wojnę światową. Austria i Niemcy zostały pokonane, a Rosją wstrząsnęła rewolucja październikowa. Europa potrzebowała pokoju, toteż zwycięskie mocarstwa postanowiły rozwiązać najbardziej drażliwe problemy. W 1919 traktat wersalski przyznał narodowi polskiemu niepodległość i przywrócił w przybliżeniu wcześniejszą linię granicy zachodniej.
Nad wschodnią stroną młodego państwa wisiała groźba agresji sowieckiej; Polacy jednak zbyt cenili niedawno odzyskaną wolność, by ulec bez walki. Kiedy w sierpniu 1920 roku Lenin wysłał konnicę gen. Budionnego przeciwko Rzeczypospolitej, aby po jej pokonaniu ruszyć dalej na Europę, Piłsudski wraz ze swoimi dywizjami rozgromił Armię Czerwoną, a zwycięstwo to do dzisiaj wspominane jest jako "cud nad Wisłą".
Minęły lata, Karol poszedł do szkoły. W pierwszej klasie siedział w jednej ławce z chłopcem tak samo szczupłym jak on, o włosach tak samo krótko ściętych: był to Jerzy Kluger, syn znanego adwokata i przewodniczącego miejscowej społeczności żydowskiej. Od razu się polubili. Często grali w piłkę razem z innymi chłopcami, jak na przykład bliźniętami Piotrowskimi; latem pluskali się w Skawie, a zimą jeździli na łyżwach albo grali w hokeja. Ich kije hokejowe były bardzo prymitywne, ale i tak świetnie się bawili.
Aż przyszedł tamten straszny dzień. Karol wrócił ze szkoły; sąsiadka przytuliła go do siebie, szepcząc boleśnie: "Twoja mama poszła do nieba". Spojrzał na nią bardziej zaskoczony niż zrozpaczony, jak gdyby mówiła o jakiejś innej mamie, nie jego. Ostatnimi czasy rzadko ją widywał, była bardzo chora. A jednak nie wierzył, nie chciał uwierzyć, że odeszła na zawsze. Miał zaledwie dziewięć lat. Dopiero z czasem zaczął dotkliwie odczuwać brak matki i mówić o niej.
"Pan kapitan", który był już na emeryturze, całkowicie poświęcił się synowi. Na obiady chodzili do jadłodajni znajdującej się nieopodal domu, natomiast całą resztą zajmował się sam: przygotowywał kolacje, mył talerze, sprzątał. Uszył nawet ze swoich starych mundurów garniturek dla Karola.
Był mu ojcem i matką. Był zawsze blisko. Pomagał w odrabianiu zadań. Nauczył go życia, modlitwy, kontemplacji Tajemnicy Boga. Daleki był jednak od wszelkiego konformizmu i bigoterii: pragnął, by syn, gdy dorośnie, sam wykształcił w sobie silną i dojrzałą wiarę.
Razem czytali Biblię, razem odmawiali różaniec. Razem też grali w pokoju dziennym w piłkę zrobioną ze szmatek. Kiedy do Karola przychodził Jerzy, aby odrobić zadania domowe, "pan kapitan" wyciągał z biblioteczki ilustrowaną książkę do historii i opowiadał o bohaterskich dziejach Polski. Albo czytał im piękne wiersze, takie jak wspaniały i sugestywny poemat Cypriana Kamila Norwida Fortepian Szopena.
Gdy powstanie z 1863 roku zalane zostało krwią patriotów, pogrzebano marzenia o niepodległej Polsce. Wtedy to warszawskie kobiety postanowiły przybrać żałobę.
Norwid widział we Fryderyku Chopinie symbol nie tylko najwyższego kunsztu artystycznego, ale także drogi, jaką jego Ojczyzna ma jeszcze do przebycia ku odrodzeniu, odzyskaniu wolności.
Patrz!... z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki:
Po sto po sto
Gmach zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów i oto pod ścianę
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane
Chłopcy słuchali poematu z otwartymi z emocji ustami i wytrzeszczonymi oczyma. Wiedzieli, że poeta opisuje rzeczywiście zaistniałe wydarzenia.
W listopadzie 1863 roku w Warszawie miał miejsce zamach na generał-gubernatora carskiego Berga. Kamienica, z której zrzucono bomby, została splądrowana przez żołnierzy z gwardii litewskiej, którzy, nakazawszy uprzednio lokatorom, między innymi siostrze Chopina, opuszczenie mieszkań, wyrzucili przez okna wszystkie przedmioty. W tym także i fortepian wielkiego kompozytora.
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają... runął... runął... Twój fortepian!(*)
Karol został ministrantem. Pewnego dnia podczas Mszy Świętej wszedł nagle do kościoła Jerzy. Jakaś kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem i coś powiedziała; Jerzy zatrzymał się i stał już tak nieruchomo do końca nabożeństwa. Po Mszy wytłumaczył przyjacielowi, że chciał mu tylko obwieścić radosną wiadomość: zdali egzaminy wstępne, co oznaczało, że w przyszłym roku rozpoczną naukę w gimnazjum.
A czego chciała tamta pani? zapytał Karol.
Zdziwiła się, widząc w kościele Żyda i to na dodatek syna przewodniczącego społeczności żydowskiej - odpowiedział Jerzy.
Karol wybuchnął głośnym śmiechem:
Tak? Czyż nie powiedziano nam, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi?
opr. mg/mg