Prymas i Jan Paweł II

Treść kontaktów Prymasa z Janem Pawłem II w pierwszych dniach jego pontyfikatu nie ograniczała się do uzasadnionego patosu i wspaniałych wzruszeń. Już wtedy omawiane były sprawy wagi ogólnopolskiej i ogólnokościelnej

Treść kontaktów Prymasa z Janem Pawłem II w pierwszych dniach jego pontyfikatu nie ograniczała się do uzasadnionego patosu i wspaniałych wzruszeń. Już wtedy omawiane były sprawy wagi ogólnopolskiej i ogólnokościelnej, szczególnie chrześcijańskiego wschodu Europy.

Przede wszystkim należało ustosunkować się do kwestii tzw. polityki wschodniej Stolicy Apostolskiej. W zgodnej ocenie papieża i Prymasa musiała ona ulec, jak to się dziś określa, „redefinicji”.

Co z polityką wschodnią?

Według Janusza Zabłockiego Jan Paweł II nadał dyplomacji watykańskiej „nowy kierunek”. Polegał on na łączeniu dorobku polityki wschodniej związanej z nazwiskiem abp. Casarolego ze zdaniem pasterzy Kościoła z krajów bloku podporządkowanego Moskwie. Oznaczało to, że linia Casarolego nie zostaje przekreślona, lecz znacząco zmodyfikowana. Zgadza się z tym wypowiedź samego Jana Pawła II, który 5 czerwca 1979 roku w toku zwołanego na jego życzenie spotkania Rady Głównej Episkopatu na Jasnej Górze oświadczył: „Oczywiście, gdy chodzi o tzw. politykę wschodnią, to ona ma swoje wąskie znaczenie; zlokalizowana jest na poczynaniach Pawła VI do krajów bloku Związku Radzieckiego. Tych poczynań nie można odwrócić, trzeba je kontynuować. Przy różnych okazjach w prasie zachodniej pojawiały się takie opinie: politykę wschodnią ten papież będzie kontynuował, bo w tej chwili on sam jest najlepszym ekspertem od polityki wschodniej; przedtem zarzucano Watykanowi, że tych ekspertów mu brak. Ekspertów mu nie brak, tylko brak ludzi mających doświadczenie i wolnych od kompleksów. Cały Zachód jest obciążony kompleksami, wielorakimi kompleksami. Jest w pewnym sensie ideologicznie rozłożony”. Widać, że papież z niezwykłą precyzją lokalizował problem i stawiał trafną diagnozę. Słowa o kompleksie Zachodu nie straciły nic ze swojej aktualności. Szkoda, że nadziei papieża na przezwyciężenie owego odwiecznego kompleksu nie spełnia zjednoczona Europa, której emanacją stała się Unia Europejska. W czerwcu 1979 roku odbywały się pierwsze w historii wybory do parlamentu europejskiego, w związku z czym papież liczył, że „cała ta inicjatywa parlamentu europejskiego, jednoczenia się Europy jest po to, żeby się z tego kompleksu wydobyć”.

Co na to Prymas Polski? Czy akceptował konieczność przedłużania mocy dyplomatycznych wizji, które jemu przysparzały tylu kłopotów w kontaktach z urzędnikami Sekretariatu Stanu? Otóż o wysokich kwalifikacjach politycznych Prymasa świadczy to, że nie tylko rozumiał racje Jana Pawła II, ale sam polecał mu abp. Casarolego jako nowego sekretarza stanu! Mimo podnoszonych wcześniej wobec niego obiekcji, twierdził, że Casaroli jest jednak człowiekiem wiary, modlitwy i gorliwym sługą Kościoła. Nawet przekonywał Casarolego, aby zgodził się w przyszłości przyjąć od papieża proponowany mu urząd. Natomiast nie znajdował żadnych racji dla dalszego powierzania funkcji sekretarza stanu kard. Jeanowi Villotowi. Radził wręcz papieżowi, aby odwołał z niej dawnego arcybiskupa Lyonu, ale Villot nie żył już długo. Zmarł 9 marca 1979 roku, a jego następcą został Casaroli. Na jedno wszak Prymas Polski nie mógł się zgodzić: na podpisany 1 sierpnia 1975 roku traktat końcowy OBWE w Helsinkach. W dalszym ciągu też surowo recenzował wygłoszone wówczas wystąpienie Casarolego, które zraziło wiele poddanych Sowietom narodów, w szczególności Litwinów.

Oczy zwrócone na chrześcijański wschód Europy

Trzeba dodać, że Prymas Polski niezwykle poważnie traktował swoją misję wśród katolików na Wschodzie, nie tylko mieszkających w wewnętrznym imperium, czyli na terenie samego ZSRS, ale też w krajach zależnych, na Węgrzech i w Czechosłowacji. Właśnie za pontyfikatu Jana Pawła II wzmogła się jego korespondencja ze Stolicą Apostolską dotycząca ich położenia. Prymas prosił nawet Ojca Świętego o udzielenie mu nadzwyczajnych uprawnień wobec wspólnot katolickich egzystujących pośród zniewolonych narodów: „Wiele spraw wymaga — absolutionis — gdyż dla dobra Kościoła muszą być prowadzone, a właściwie nie mam uprawnień. Zresztą nie może ich być, gdyż muszą pozostać w tajemnicy. Zwłaszcza sprawy zakonów ukrytych”.

Powyższe dążenia wpisywały się z całą pewnością w szeroką, pełną rozmachu wizję Jana Pawła II, która przyświecała mu przez cały jego pontyfikat i która po raz pierwszy z mocą doszła do głosu w czasie papieskiego kazania wygłoszonego 3 czerwca 1979 roku w Gnieźnie. Była to śmiała, na owe czasy wręcz rewolucyjna (w pierwotnym, zakłamanym potem przez różnych rewolucjonistów sensie słowa „rewolucja”, które oznacza powrót do pierwotnego, właściwego stanu) wizja i strategia dowartościowania całej Słowiańszczyzny, przyznania jej odpowiedniego miejsca w Kościele. Do tego swojego przemówienia, które wywołało zaniepokojenie władz PRL, papież powrócił na wspomnianym spotkaniu z Radą Główną na Jasnej Górze. Powiedział wtedy: „I jeszcze im przypomnieliśmy, że istnieje Słowiańszczyzna, że istnieją Czechy, że istnieje Ukraina. Litwini, że istnieje Rosja chrześcijańska od tysiąca lat”. Papież od razu, bez najmniejszych wątpliwości, ustawił się w pozycji rzecznika i głosu chrześcijan tzw. „młodszej”, uciskanej teraz Europy. Ważną kwestią była dla niego w szczególności sytuacja unitów, katolików obrządku wschodniego, pośród nich zaś tych, którzy mieszkali w  Rumunii i na Ukrainie. „Jednym z pierwszych, którzy się do mnie zgłosili na audiencję z Episkopatem, to był kard. Slipyj ze wszystkimi swoimi znanymi pretensjami, patriarchami itd. Ale także z jedną ofertą bardzo dla mnie sympatyczną. Mianowicie powiedział: za 10 lat będzie tysiąclecie chrztu Rusi kijowskiej. Chcemy się do tego przygotowywać przez 10 lat. Zaczniemy od pielgrzymki do Ziemi Świętej. Czy moglibyśmy dostać messaggio — przynajmniej w jego zarysie. Potem z ks. bp. Władysławem (Rubinem, późniejszym prefektem Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich — dop. ks. PJ), który jest specjalistą od tych spraw, długośmy się nad tym głowili. Myślę, że gdyby to dostali w ręce ci od jedności chrześcijan, toby tam pewne rzeczy przytłumili, ale okazało się, że tego nie widzieli. Ukraińcy powinni czuć się dowartościowani. Ktoś bowiem powiedział o nich ich historyczną prawdę. Kościół nie ma prawa odbierać im historycznej prawdy o nich w imię ekumenizmu. Tak samo krzyczące pod adresem Rosji, jak i Rumunii jest zniszczenie Kościoła unickiego, zniszczenie administracyjne”. Optyka papieża jest tu jednoznaczna, prawda musi mieć pierwszeństwo przed dyplomacją i ekumeniczną poprawnością. Jeśli jest inaczej, dzieje się niesprawiedliwość. Ojciec Święty był w pełni samodzielny w swoim myśleniu, ale czyż nie taka właśnie była polityczna szkoła Prymasa Wyszyńskiego?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama