O postaci ks. Walentego Bala, wybitnego rzeszowskiego duszpasterza, zm. 10.01.2002
10 stycznia 2002 r. Odszedł do Boga ks. Walenty Bal. Był osobą tak dobrze znaną w Rzeszowie i całej diecezji, że o świątyni przy ul. 3 Maja mówiło się jako o kościele ks. Bala. Wielu uczyło się od tego kapłana miłości do Boga i do Kościoła. Spotkanie z nim stawało się lekcją patriotyzmu, a dla kapłanów nauką kaznodziejstwa.
Nie lubił, gdy ktoś czytał kazania. Mawiał: „Zawsze chciałem, aby moja mowa była odbiciem wnętrza”. Swój talent oratorski okazał już wówczas, gdy jako przemyski licealista przemawiał przy odsłonięciu pomnika Orląt Lwowskich 11 listopada 1938 roku. Otrzymał wiele odznaczeń i tytułów (kanonik gremialny Kapituły Jarosławskiej, Zasłużony dla Oświaty, kapelan AK, Związku Miłośników Lwowa i Kresów Wschodnich oraz Cechu Rzemieślników), ale przede wszystkim zdobył sławę jako rektor i pierwszy proboszcz parafii Świętego Krzyża w Rzeszowie.
Autor różnych trafnych powiedzonek, często funkcjonujących jako przysłowia, był bohaterem wielu anegdot, które nie tylko bawiły, ale nade wszystko uczyły rzeczowego spojrzenia na życie. Był człowiekiem prawdziwym, szczerym i dobrym, urzekającym bezpośrednim sposobem bycia i humorem.
Urodził się 17 stycznia 1920 roku w Jasionce k. Rzeszowa, w rodzinie Piotra i Marii z domu Lech. Odbywał naukę w szkołach podstawowych w Jasionce (1925—1931) i Rzeszowie (1931—1933), a następnie w I Gimnazjum im. S. Konarskiego w Rzeszowie (1933—1935) oraz w II Państwowym Gimnazjum i Liceum im. K. Morawskiego w Przemyślu (1935—1939), gdzie zdobył klasyczne — można rzec — wykształcenie, gdyż były to szkoły z łaciną i greką.
Po maturze wstąpił do seminarium duchownego, które mieściło się w tym trudnym, wojennym czasie (1940—1945) w tzw. „Anatolówce” koło Brzozowa. Święcenia przyjął z rąk bpa F. Bardy 30 grudnia 1944 r. w Starej Wsi k. Brzozowa. Jako wikariusz pracował trzy lata w Borku Starym, a potem całe jego 55-letnie duszpasterstwo związało się z Rzeszowem. Najpierw był wikariuszem parafii farnej w Rzeszowie, a później przez długie lata rektorem, proboszczem (od 1970 r.) i dziekanem (od 1985 r.) w popijarskim kościele gimnazjalnym Świętego Krzyża.
W tej centralnie położonej parafii miasta stopniowo rozwijał duszpasterstwo; od jednej Mszy św. w niedzielę do siedmiu. W latach 1966—1970 został mianowany przez bpa I. Tokarczuka pierwszym duszpasterzem akademickim Rzeszowa. Był także duszpasterzem inteligencji, prowadził kursy przedmałżeńskie, Akcję Katolicką oraz parafialną aptekę leków zagranicznych. Służył słowem na ambonie, przez radio (1998—2001) i przy innych okazjach (np. na zjazdach absolwentów). Mimo że już chory, był niestrudzony w konfesjonale, swą gorliwą postawą budując młodszych kapłanów. Obok ołtarza najważniejsze były dla niego zawsze konfesjonał, ambona i sala katechetyczna.
Ważnym polem działalności Księdza Infułata stały się trudne i kosztowne remonty, a w zasadzie wewnętrzna i zewnętrzna restauracja późnobarokowej świątyni Świętego Krzyża, która odzyskała swój dawny blask. Ludzie przyzwyczaili się do swego kościoła, w którym, o czym każdy wiedział, można się było zawsze wyspowiadać. Powstała w ten sposób pewna tradycja tego miejsca, bo chociaż wspólnota zmniejszyła się i postarzała (dzisiaj ma ok. 2 tys. wiernych), to przez związki rodzinne i sentyment odbywają się tu także chrzty i śluby osób należących do innych, nieraz odległych parafii. Proboszcz podkreślał zawsze udział wiernych w tworzeniu obrazu wspólnoty parafialnej.
W trakcie pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny (2—10 czerwca 1979 r.) ks. W. Balowi udało się odzyskać dla kościoła kaplice św. Filipa Nereusza i św. Jana Nepomucena, za co był szykanowany i obrażany. W 1992 r. mianowany został prałatem papieskim, a niedługo przed śmiercią, 31 grudnia 2001 r., protonotariuszem apostolskim, infułatem Jego Świątobliwości Jana Pawła II. Otrzymał także 23 kwietnia 1994 roku tytuł Honorowego Obywatela Miasta, obok abp. I. Tokarczuka i gen. dyw. S. Maczka.
W uroczystościach pogrzebowych 14 stycznia br. uczestniczyło, oprócz ok. 400 kapłanów, pięciu biskupów: Kazimierz Górny i Edward Białogłowski z Rzeszowa, Bolesław Taborski i Adam Szal z Przemyśla oraz Kazimierz Ryczan z Kielc. W rzeszowskiej Farze zgromadził się sześciotysięczny tłum wiernych. Żegnali Zmarłego przedstawiciele władz miasta i województwa, a przede wszystkim parafianie i mieszkańcy Rzeszowa. Zważywszy na 54 lata jego posługi duszpasterskiej w tym mieście, słowa bpa K. Górnego: „Będzie go nam brakowało” wyrażały uczucia wszystkich zgromadzonych.
Zmarły kapłan umiał łączyć miłość do Ojczyzny z umiłowaniem rodzinnych stron, swej małej ojczyzny, Rzeszowa i okolic, zgodnie z tym, co wypisane jest na sztandarze miasta: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. W jego herbie umieszczono krzyż, co też jest wymowne w kontekście wieloletniej służby duszpasterskiej ks. Bala w tym właśnie mieście i w tej parafii.
Na życzenie rzeszowskiego Biskupa ks. Bal głosił często słowo Boże w trakcie uroczystości z okazji obchodów 3 Maja czy 11 Listopada. Potrafił nie tylko wzruszyć, ale powiedzieć prawdę o Ojczyźnie jako o dziedzictwie, któremu należy być wiernym. Powiedział kiedyś: „Kocham Ojczyznę — Polskę. To jest moja Matka. Ona, która 123 lata była w grobie, ale w 1918 roku zmartwychwstała”.
Ksiądz Walenty Bal stał się postacią kojarzoną słusznie z oporem wobec komunistycznych władz w walce o katechezę w szkole. Ten katecheta szkół podstawowych (Staroniwa, Pobitno) i średnich (Technikum Mechaniczne, I LO im. ks. S. Konarskiego) był wychowawcą wielu pokoleń młodzieży, z których liczna rzesza na całym Podkarpaciu, i nie tylko, sprawuje odpowiedzialne funkcje.
Był gościnnym gospodarzem, szanującym i rozumiejącym innych. Jego życiowa mądrość, humor i dobre serce zjednywały ludzi. Stał się powiernikiem wielu emerytowanych i chorych księży. Był swoistą „encyklopedią” Rzeszowa, znał rodzinne koligacje wielu osób. Zahartowany przez życie, miał świadomość wielkości swego powołania i tego, że ludzie potrzebują kapłana, który na miarę swych ludzkich, „nędznych” możliwości ma — i potrafi — reprezentować Pana Boga.
Szczególnie w ostatnim czasie myśli ks. Walentego biegły ku Krzyżowi i ku Ojczyźnie: „Kiedy moje życie dobiega kresu, modlę się za Polskę, aby nie straciła zaszczytnego »Polonia semper fidelis«” (listopad 2001 r.). Wyraził życzenie, aby na jego grobie umieszczono taki napis: „Tu spoczywa i czeka na zmartwychwstanie rektor i pierwszy proboszcz kościoła Św. Krzyża (...). To jest koniec książki: 50 lat rektoratu, ale nie koniec historii. Ten koniec to jest nasz Bóg i na ten koniec pokornie oczekuję. Amen!”.
opr. mg/mg