O. Marian Żelazek - guru z Poznania

O postaci o. Mariana Żelazka - misjonarza i kandydata do Nagrody Nobla

Mimo 84 lat ojciec Marian nie wybiera się na emeryturę. Zorganizował chrześcijański aśram — centrum rekolekcyjne dla chrześcijan i hinduistów. W świętym mieście Puri zbudował Matce Bożej kościół, uznawany za jeden z najpiękniejszych w Indiach. Stworzył kolonię dla trędowatych i szkołę, do której chodzą dzieci ze zdrowych i chorych rodzin. Jego przyjaciele z całego świata chcą, by otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Prośbę tę poparł indyjski parlament.

Jak opisać życie o. Żelazka, polskiego werbisty z Poznania — świadka śmierci kilku męczenników beatyfikowanych w 1999 r., misjonarza Chrystusa w Indiach, opiekuna trędowatych i przyjaciela naczelnego kapłana świątyni w świętym mieście Puri?

O ojcu Marianie powstało już kilka książek, Anna Pietraszek z telewizji nakręciła o nim trzy filmy. On sam, odnosząc się do gratulacji i pochwał z okazji złotego jubileuszu kapłaństwa w 1998 r., powiedział skromnie, że to raczej program do zrealizowania niż odzwierciedlenie rzeczywistości...

Ślub w Dachau

Ile razy jeden z moich kolegów seminaryjnych umierał w obozie, biorąc z sobą do obozowego krematorium niewypełnione pragnienie zostania kapłanem misjonarzem, stawałem się jakby spadkobiercą i jego powołania. W obozie mój ideał misjonarza wzrósł jeszcze silniej. Złożyłem ślub: jeśli Pan Bóg przedłuży moje ziemskie życie ponad czas kacetu, ofiaruję je dla ratowania życia wiecznego dusz nieśmiertelnych na misjach — tak o swoim powołaniu o. Żelazek opowiada w jednej z książek.

Amerykanie wyzwolili obóz 29 kwietnia 1945 r. — na cztery godziny przed planowaną przez Niemców likwidacją więźniów. Po wyzwoleniu kleryk Żelazek pojechał do Rzymu, gdzie po trzech latach przyjął święcenia kapłańskie. Potem udał się do Indii, by świadczyć swoimi czynami, że człowiek dla człowieka musi być człowiekiem.

Całe wioski przechodziły na chrześcijaństwo

Pracę w Indiach rozpoczął wśród Adibasów — pierwotnej ludności Indii, którą hinduiści pogardzali, nazywając — z powodu skąpego ubioru — ludźmi-małpami. Adibasi przyjęli Chrystusa otwartymi sercami. Religia niosąca miłość zamiast pogardy, bezinteresowność i poświęcenie zamiast wyzysku i krzywdy, była niemal rewolucją. Całe wioski przechodziły na chrześcijaństwo. Wiara Adibasów nie była powierzchowna. Ojciec Marian wspomina, że na przykład podczas peregrynacji figury Matki Bożej Fatimskiej prosili nie o dobre plony, pieniądze czy inne — tak bardzo im potrzebne — rzeczy materialne, ale o to, żeby w ich rodzinach były powołania kapłańskie. Pół wieku temu w Indiach pracowało 28 werbistów, obecnie jest ich 117.

— Spośród moich uczniów dwóch zostało biskupami. I tak być powinno — mówi polski werbista.

W świętym mieście Puri

W 1975 r. o. Żelazek otrzymał misję w Puri — jednym z centrów hinduizmu. Codziennie do świątyni Dżagannathy — Pana Świata — przychodzi ok. 10 tysięcy pielgrzymów. Ojciec założył w Puri kolonię trędowatych, w której mieszka obecnie 600 stałych pacjentów z rodzinami. Tym, którzy mogą pracować, zapewnia się zatrudnienie. Ojciec Marian najbardziej dumny jest z działającej w sąsiedztwie kolonii szkoły, do której chodzą dzieci ze zdrowych i chorych rodzin. Ideą przewodnią było to, by dzieci nie przebywały cały czas w towarzystwie chorych i nie czuły się gorsze od rówieśników. Wśród nauczycieli znajdują się także trędowaci, którym udało się pokonać chorobę. Od wielu lat polski werbista zbiera na całym świecie fundusze na leczenie chorych i rozbudowę ośrodka. Stałymi ofiarodawcami są również Polacy — zarówno osoby indywidualne, jak i instytucje oraz organizacje — przede wszystkim zgromadzenie werbistów oraz Ruch Solidarności z Krajami Trzeciego Świata „Maitri”.

Aśram dla chrześcijan i hinduistów

Kilkaset metrów od świątyni Dżagannathy, w samym centrum Puri, chrześcijański kapłan wybudował w 1986 r. świątynię pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Niektórzy zastanawiają się do tej pory, jak to było możliwe. Przecież to tak, jakby koło Jasnej Góry postawić hinduską świątynię. Sam ojciec Marian podsumowuje swoje dzieło jednym zdaniem: „Należało się to Chrystusowi”. Z pewnością niemały wpływ na wydanie pozwolenia na budowę miał szacunek dla chrześcijańskiego misjonarza. Ojciec Marian od lat przyjaźni się z najwyższym kapłanem świątyni boga Dżagannathy, który gościł na jego jubileuszu 50-lecia kapłaństwa. Władze miasta zapraszają go do różnych komitetów i towarzystw, których celem jest nie tylko pomoc najbiedniejszym, ale również wymiana myśli i dialog między kulturami i religiami. Trudno przecenić ten wymiar pracy o. Żelazka. W powszechnej opinii Hindusów chrześcijanie nie są religijni, ponieważ nie stosują rytualnych kąpieli, nie kontemplują i nie składają ofiar, a przede wszystkim zabijają krowy i jedzą ich mięso. Mimo tych, zdawałoby się, nieprzekraczalnych barier ojcu Marianowi udaje się prowadzić dialog. Często słowa zastępuje uczynkami i przykładem. Fundamentalną zasadą tego dialogu jest proces wzajemnego wzbogacania się. Łączenie metafizyki Wschodu z ideą Wieczernika i Golgoty.

Polski misjonarz otworzył na terenie misji Centrum Poszukiwania Prawdy — Bibliotekę Chrześcijańską, z której dziennie korzysta blisko sto osób, głównie studentów. Zakłada też chrześcijański aśram, czyli centrum rekolekcyjne dla chrześcijan i hinduistów. Także dla tych, którzy przybywają do Indii z Europy i Ameryki i szukają Boga w duchowości Wschodu. — Mam nadzieję, że może w naszym aśramie odkryją wartości tkwiące w chrześcijaństwie, odnajdą Zbawiciela Jezusa Chrystusa — ufa o. Marian.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama