Święty Tomasz Morus i idea suwerenności władzy

W 2000 roku Papież Jan Paweł II ogłosił Świętego Tomasza Morusa patronem polityków

W 2000 roku Papież Jan Paweł II ogłosił Świętego Tomasza Morusa patronem polityków. W Liście Apostolskim Motu proprio czytamy: „Z życia i męczeństwa św. Tomasza Morusa wypływa przesłanie, które dociera poprzez stulecia do ludzi wszystkich czasów i mówi im, że sumienie ma niezbywalną godność [...]. Gdy człowiek jest posłuszny wezwaniom prawdy, sumienie kieruje nieomylnie jego czyny ku dobru. Właśnie ze względu na swoje świadectwo o prymacie prawdy nad władzą, składane aż do przelania krwi, św. Tomasz Morus jest czczony jako zawsze aktualny wzór wierności wyznawanym zasadom moralnym. Również poza Kościołem, zwłaszcza wśród tych, którzy powołani są, aby kierować losami narodów, jego postać postrzegana jest jako źródło inspiracji dla polityki, która za swój najwyższy cel uznaje służbę człowiekowi”. Za wierność wierze i Kościołowi Morus zapłacił swoim życiem, został bowiem skazany na śmierć i zgładzony z rozkazu króla angielskiego Henryka VIII, któremu wiele lat służył, piastując najwyższe urzędy, i który był niegdyś jego serdecznym przyjacielem...

Tomasz Morus (Thomas More) żył w latach 1478-1535. Urodził się i wychował w Londynie, w rodzinie mieszczańskiej. Otrzymał solidne wykształcenie humanistyczne i prawnicze, by wykonywać następnie zawód adwokata. Od 1504 roku zasiadał w parlamencie, a od 1510 roku zaczął pełnić znaczące funkcje urzędnicze na dworze Henryka VIII. Współcześni nie mieli wątpliwości o wielkiej inteligencji, pracowitości i skromności pana More. Wysoko cenił go młody król, dla którego szybko stał się najbliższym doradcą W 1529 roku Morus objął najwyższy urząd ówczesnej Anglii, lorda kanclerza. Wybitny humanista popadł jednak w niełaskę. Spotkał się bowiem — choć może sam tego nie dostrzegał — z zupełnie nowym stylem sprawowania władzy, odmiennym od wzorów znanych ze Średniowiecza.

Morus był autorem kilku znanych książek, ale najsłynniejsza jest niewielka rozprawa opublikowana w 1516 roku pod absurdalnie długim tytułem: Książeczka zaiste złota i niemniej pożyteczna jak przyjemna o najlepszym ustroju państwa i nieznanej dotąd wyspie Utopii, nazywana w skrócie: Utopia. Sam tytuł jest grą słów, może być wyjaśniany jako „dobre miejsce” — po grecku ou topos, lub „miejsce, którego nie ma” — eu topos. Autor przedstawił w nim, rzekomo jako opowieść zasłyszaną od podróżnika, idealne państwo, znajdujące się gdzieś daleko stąd, na nieznanej wyspie. Propozycje ustrojowe Morusa, o ile brać je dosłownie, brzmią przerażająco. Na „wyspie” nie ma własności prywatnej, wszyscy otrzymują ubrania i żywność z państwowych magazynów, wszyscy też muszą pracować, choć tylko 6 godzin dziennie. Za to gwarantowana jest równość, dostatek, możliwość nauki i studiowania i demokratyczny rząd. W związku z tym wielu interpretowało Utopię jako pochwałę rewolucji społecznej, a wydana w PRL encyklopedia nazywa More'a wprost „pierwszym przedstawicielem komunizmu utopijnego”. Mimo to, Utopia to przede wszystkim gorzka satyra wymierzona w niesprawiedliwość świata. Morus, zarówno jako pisarz, jak i urzędnik, był zagorzałym tropicielem nadużyć władzy, korupcji i krzywdy biednych.

Dlaczego uczciwy, zdolny i ceniony przez króla mąż stanu musiał zginąć? Bezpośrednią przyczyną była odmowa złożenia przysięgi wierności Henrykowi VIII jako głowie kościoła anglikańskiego. Nieco wcześniej Henryk postanowił uniezależnić administrację kościelną w swoim kraju i ogłosił siebie samego głową kościoła. Był to tak zwany Akt o Supremacji. A wszystko dlatego, że papież Klemens VII odmówił udzielenia królowi rozwodu z żoną, Katarzyną Aragońską. Henryk VIII znany jest do dziś z tego, że miał osiem żon, pragnął bowiem mieć syna, następcę tronu, a z jakichś przyczyn nie było to możliwe. Jakkolwiek postępowanie króla budzi oburzenie, pewne racje przemawiały za nim, sprawa następstwa tronu była w tamtych czasach jedną z najważniejszych kwestii politycznych. Czy dla realizacji interesów królestwa władca może łamać prawa religijne? W XVI wieku takie pytania pojawiły się z całą ostrością w związku z Renesansem i Reformacją, dwoma zjawiskami, które wypowiedziały wojnę kulturze i porządkowi społecznemu Średniowiecza.

Wieki średnie znały dobrze spory i walki pomiędzy władzą świecką i duchowną, w Polsce pamiętamy przecież o biskupie Stanisławie zabitym przez Bolesława Śmiałego w 1079 roku. Jednak nawet słynny spór o inwestyturę (powoływanie biskupów) między cesarzem a papieżem toczył się wewnątrz pewnej wizji powszechnego, etyczno-politycznego porządku, co do którego panowała zgoda. Dzisiejsza historiografia określa średniowiecznych monarchów mianem suzerenów, czyli najwyższych seniorów (zwierzchników feudalnych). Nie należy mylić suzerena z suwerenem! Pojęcie władzy suwerennej, tj. najwyższej i nieograniczonej, nie ma dla tych czasów zastosowania. W Średniowieczu władza była rozdzielona pomiędzy dwór i kościół, ale była też podzielona pomiędzy różne szczeble hierarchii feudalnej. Na jej szczycie, owszem, stali królowie, ale składali się na nią także książęta, szlachta, miasta i prowincje, których autonomii monarcha nie mógł naruszyć bez ryzyka wojny domowej. W wyobrażeniu ludzi średniowiecza prawo po prostu istniało, uświęcone tradycją i koniecznie zgodne z wolą Bożą, natomiast do władzy różnych szczebli należała tylko egzekucja praw i obyczajów. Renesans przyniósł kres tej wizji. Nowocześni królowie chcieli być niezależni, nieograniczeni w swoich decyzjach. Oczywiście nawet najgorsi tyrani powoływali się przy tym na dobro państwa.

Ideę suwerenności opisał teoretycznie filozof młodszy od Tomasza Morusa, francuz J. Bodin (1530-1596). „Suwerenność — pisał — to absolutna i nieustająca władza rzeczypospolitej”. W tej nowej (choć czerpiącej z tradycji cesarskiego Rzymu) doktrynie wola władcy jest najwyższym prawem. W przeciwieństwie do wyobrażeń poprzedniej epoki renesansowi humaniści uważali, że najważniejszym atrybutem władcy jest właśnie stanowienie prawa. Nie jest więc on związany ani wcześniejszymi regulacjami, ani tradycją, ani nauką i prawami Kościoła. Władza jest po prostu niepodzielna. Okazję do wzmocnienia pozycji monarchy dawała reformacja. Marcin Luter głosił prymat władzy świeckiej nad duchowną we wszystkich sprawach doczesnych, łącznie z ingerencją w funkcjonowanie Kościoła. Jak komentował to historyk myśli politycznej Lech Dubiel: „Koncepcja taka prowadziła wprost do pełnego uznania absolutyzmu sprawujących władzę i konieczności pełnego podporządkowania się jej przez obywateli”.

Wiek XVI to okres gwałtownych sporów pomiędzy dwoma porządkami społeczno-politycznymi. Z jednej strony bronili swych pozycji zwolennicy tradycyjnej, chrześcijańskiej wizji społeczeństwa, w której każdy ma, mniej więcej, swoje miejsce, swobody i obowiązki są jasno określone, a na straży godności osoby ludzkiej stoją obyczaje, które nie pozwalają żadnemu podmiotowi politycznemu osiągnąć absolutnej przewagi nad innymi. Z drugiej strony powstali zwolennicy prostego i pozornie racjonalnego porządku, który w centrum zainteresowania, zamiast Boga, umieścił człowieka. Według nich państwa i narody potrzebują klarownych ustrojów, bez skomplikowanych, wzajemnych zależności. W ten sposób zarówno renesansowy humanizm, jak i reformacja, otwierały drogę dla monarchii absolutnych.

Opór Morusa wobec polityki Henryka VIII miał wymiar zarówno religijny, jak i polityczny. Niedawny lord kanclerz i najbliższy doradca króla nie zgodził się na monarszy absolutyzm. Król Henryk chciał sam siebie uczynić głową kościoła nie tylko po to, by wziąć rozwód i móc mianować biskupów. Chciał, by jego władza była nieograniczona, w związku z tym wyczuł, że musi rzucić wyzwanie autorytetowi Kościoła. Być może gdyby nie banalne problemy z poczęciem syna, nie zdecydowałby się na bunt przeciw Rzymowi, ale swoją decyzją doskonale wpisał się w zjawisko występujące w całej Europie. Idea suwerenności, której nie znało Średniowiecze, a do której my, w XXI wieku, jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni, torowała sobie drogę po trupach tradycji — i jej obrońców. Według wyroku sądu Morus miał być „włóczony po ziemi, potem powieszony, ale odcięty zanim się udusi. Brzuch ma mieć rozpruty, wnętrzności wycięte, następnie ma być poćwiartowany, części jego ciała powieszone na czterech bramach miasta, głowa zaś na Moście Londyńskim”. „Hojny” w swej łaskawości Henryk VIII zmienił wyrok na śmierć przez ścięcie głowy, bez tortur. Tomasz Morus został beatyfikowany w 1886 i kanonizowany w 1935 roku, jako męczennik za wiarę.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama