Zafałszowane granie

Jaka jest jakość teologii uprawianej w Polsce?

MONIKA SKARŻYŃSKA: — Czy Ksiądz Profesor czytał w ostatnim numerze „Polityki” artykuł o teologii polskiej?

KS. PROF. DR HAB. ANTONI PACIOREK: — Rzeczywiście, ktoś ze znajomych zwrócił mi uwagę na ten artykuł i przeczytałem.

— Jakie budził on refleksje?

— Na wstępie proszę pozwolić na krótkie zastrzeżenie. Wypowiadam się wyłącznie w moim imieniu. Nie czuję się uprawniony ani upoważniony do zabierania głosu w imieniu wszystkich teologów polskich. A teraz już do sprawy. Otóż jest bardzo dobrym zwyczajem, a może nawet normą wśród ludzi zajmujących się nauką, do których i ja się jakoś zaliczam, przyjmować z zainteresowaniem i pokorą kierowaną pod swoim adresem, pośrednio lub bezpośrednio, krytykę. Nie będę więc wyjątkiem, jeśli powiem, że z pokorą i uwagą starałem się odczytać słowa krytyki w artykule Joanny Cieśli „Teolog na niskich graniach”. Przyznam jednak, że niełatwo było mi wykrzesać w sobie wspomnianą wyżej postawę, ponieważ dominowało uczucie niesmaku. Rozumiem, że — według niektórych — trzeba było „przyłożyć” o. Tadeuszowi Rydzykowi z okazji jego doktoratu. Ale żeby przy tej okazji wrzucić tyle niedorzeczności na temat teologii i jej nauczania w Polsce?! Krytyka jest potrzebna, ale krytyka dokonana ze znawstwem materii, której dotyczy.

— Więc ta w „Polityce” nie była dokonana ze znawstwem?

— W sposób oczywisty. Przykładowo: Autorka zgłasza pretensje pod adresem teologii, że... jest teologią (zupełnie jak ów bohater z Arystofanesa [Od Redakcji: chodzi zapewne o bohatera Moliera, pana Jourdain], który nie był świadom, że mówi prozą). Otóż Joanna Cieśla zbulwersowana jest faktem, że o obsadzie kadrowej wydziałów teologii decydują — jak to ujmuje — hierarchowie. Szanowna Pani! Teologiem katolickim można być tylko i wyłącznie wewnątrz wspólnoty wierzącej Kościoła. Tej wspólnoty, której nauczycielem wiary, ale i jej wyrazicielem, jest Urząd Nauczycielski Kościoła. Stanowią go wszyscy biskupi w łączności z Papieżem. Jeśli ktoś nie pozostaje w łączności wiary z Urzędem Nauczycielskim Kościoła, a tym samym w łączności wiary z całą wspólnotą Kościoła, nie jest teologiem katolickim. Jeszcze raz: teologiem nie można być poza wspólnotą wierzących i dlatego na Wydziale Teologii Katolickiej nie może funkcjonować jako wykładowca teologii katolickiej ktoś, kto poprzez aprobatę biskupa diecezjalnego, na którego terenie mieści się uczelnia, nie został włączony w grono nauczycieli wiary. Takie udzielenie aprobaty, czyli — jak to Autorka ujęła — wpływ na obsadę kadrową wydziałów teologicznych, nie jest przywilejem biskupa — jest istotnym jego obowiązkiem, takim jak głoszenie Ewangelii. No cóż, zdarza się brak znajomości katechizmu nawet u wykształconych ludzi.

— Stąd — jeśli dobrze zrozumiałam — były jezuita, prof. Stanisław Obirek, na którego opinię o teologii powołuje się Autorka artykułu, nie jest teologiem katolickim?

— Dokładnie tak. Nie jest nim także były dominikanin Tadeusz Bartoś, dla którego tak krytyczna wobec teologii polskiej Autorka znalazła jednak sporo pochwał, ani też wymieniany w artykule były ksiądz diecezji poznańskiej Tomasz Węcławski. Odnosi się nawet wrażenie, że wystarczy być byłym teologiem katolickim, aby zasłużyć na uprzejmości w „Polityce”. Konsekwentnie idąc, trzeba byłoby sądzić, że teologia polska zasłużyłaby na pochwałę w „Polityce”, gdyby... jej nie było.

— W artykule wymieniani są jednak w pozytywnym kontekście księża profesorowie, którzy bez wątpienia są polskimi katolickimi teologami.

— Nie będę szeroko rozwijał tematu kryterium owego wymieniania, bo znowu nie ustrzegłbym się sarkazmu. Ograniczę się więc do spostrzeżenia, że ks. prof. Wiesław Przyczyna, który z pewnością ma za sobą prace godne uwagi, został w artykule zaliczony do nielicznych „rodzynków” teologii polskiej, dlatego że w Instytucie Liturgicznym UP JP II wykładają „rabin, prawosławny ksiądz i pastor”. Można byłoby sądzić, idąc tokiem rozumowania Autorki, że gdyby ponadto we wspomnianym Instytucie wykładał buddysta, hinduista i mahometanin, to wykładana tam liturgia katolicka byłaby na jeszcze wyższym poziomie. Z wielkim uznaniem Autorki spotkało się także to, że wspomniany profesor „eksperymentuje — w czasie zajęć zaczyna mówić rzeczy sprzeczne z oficjalną doktryną”. Jak widać, zdaniem Autorki, która czuje się powołana do oceny poziomu teologii w Polsce, im dalej od „oficjalnej doktryny teologicznej” — tym lepiej dla teologii.

— Artykuł więc — podsumujmy — preferuje raczej tych odleglejszych od „oficjalnej doktryny”. Ale przecież pojawia się w nim również abp Alfons Nossol. Autorka — rysując niewesoły obraz polskiej teologii — stwierdza m.in.: „do Izraela wyjeżdża w poczuciu braku miejsca dla siebie Romuald Jakub Weksler-Waszkinel, ksiądz żydowskiego pochodzenia, emerytowany wykładowca filozofii KUL-u, na którym ksiądz Hryniewicz współtworzył wraz z biskupem Nossolem pierwszy w Polsce Instytut Ekumeniczny”.

— Abp. Nossolowi — jak mi się wydaje — przyznana została funkcja uwiarygodniania wygłaszanej krytyki. Zaszczyt wątpliwy, ale cóż robić, każdego z nas może to spotkać. Dodam tylko, że o wielu innych inicjatywach w KUL-u, a nie tylko o Instytucie Ekumenicznym można powiedzieć: „pierwsze w Polsce”. Co do ks. Waszkinela — uprzedzę pytanie. Nie znam jego bliższych i dalszych planów, ale jeślibyśmy nawet przyjęli, że „emerytowany wykładowca filozofii KUL-u wyjeżdża do Izraela w poczuciu braku miejsca dla siebie”, to czy jest w tym wina teologii w Polsce lub teologii w KUL-u? Oczywiście, że nie! Ale widać, że wszystko dobre, co choćby pozornie nadaje się do tego, aby „przyłożyć” polskiej teologii. Nie jest także winą Wydziału Filozofii KUL-u, że jej pracownik przeszedł na uzasadnioną wiekiem emeryturę. Zresztą, o ile wiem,
ks. Waszkinel prowadził zajęcia do wieku emerytalnego, nie mając habilitacji, co jest raczej przywilejem i nie wszyscy mają taką szansę. A w ogóle, nie byłbym tak pewien owego wyjazdu do Izraela na stałe, ponieważ ks. Waszkinel, pomimo swych żydowskich rodziców, jako chrześcijanin nie otrzyma obywatelstwa tamtego kraju, co wiązać się będzie z wieloma niedogodnościami. Wprawdzie będzie miał obywatelstwo polskie i emeryturę polską, ale to może się okazać za mało wobec tamtejszych uwarunkowań.

Rozgadałem się o ks. Waszkinelu, ale to dlatego, że go znam osobiście i szanuję niezależnie od tego, czy wyjedzie na stałe „w poczuciu braku miejsca dla siebie”, czy też nie. Może więc jeszcze jeden szczegół związany z ks.Waszkinelem. Kiedyś zdarzyło mi się z okazji 11 listopada reprezentować duszpasterstwo polonijne na spotkaniu w przedstawicielstwie polskim przy ONZ w Genewie. Przedstawiając się gospodarzowi spotkania, wspomniałem, że jestem pracownikiem naukowym KUL-u. Rozpromieniony Ambasador powiedział, że z KUL-u zna ks. Waszkinela i że u nich w Ambasadzie był o nim wyświetlany bardzo ciekawy film. Pomyślałem sobie, że jak wrócę, to poproszę Księdza Rektora KUL-u, aby zainteresował się możliwością nakręcenia filmu o całym KUL-u. Bo skoro o jednym pracowniku ktoś nakręcił tak ciekawy film, to przecież film o całym KUL-u byłby wręcz fantastyczny. Ale czy będą go pokazywać w polskich ambasadach?

— Chciałabym zapytać o jakość kształcenia teologii. Jak czytam w artykule, pewna pani „związana z rynkiem kapitałowym” zapisała się na zaoczną teologię na UKSW...

— Już wiem, wiem. Zapisała się na zaoczne studia teologii, ale zupełnie się zawiodła na wykładowcach, bo jedni nie przychodzili na zajęcia, a ci, którzy przychodzili, „monotonnym głosem odczytywali archaiczne definicje”, w związku z czym nie porywali studentów „na kręte drogi abstrakcyjnej myśli o Bogu”. Ponieważ pani „związana z rynkiem kapitałowym (...) zna biegle język francuski i angielski, wystąpiła więc o indywidualny tok studiów, w ramach którego mogłaby śledzić najnowsze światowe publikacje teologiczne”. Ale, o zgrozo, od władz uczelnianych, nie dostała zgody. Mogło się to okazać — jak sugeruje Autorka artykułu — katastrofą dla teologii polskiej, ale się nie okazało, ponieważ pani ta — jak się dowiadujemy z artykułu — „razem z Tadeuszem Bartosiem, wówczas jeszcze dominikaninem, założyli nową szkołę — „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii”. Po odejściu Bartosia z zakonu i po usunięciu przymiotnika „dominikańskie” rozpoczął się — jak czytamy w artykule — burzliwy rozwój „Warszawskiego Studium Filozofii i Teologii”. Teraz jest ono „jedyną tego typu szkołą niezależną od struktur kościelnych, w której można pogłębić wiedzę o teologii, filozofii i historii Kościoła” — entuzjazmuje się na łamach „Polityki” „kompetentny” krytyk polskiej teologii.

Cóż dodać? Rzeczywiście, istnieje teraz możliwość indywidualnego toku studiów, ale trzeba spełnić określone kryteria. Domyślam się, że w tej sprawie nastąpiła różnica zdań pomiędzy „panią związaną z rynkiem kapitałowym” a Dziekanatem Teologii na UKSW, tzn. ta pani uważała, że kryteria spełnia, a Uczelnia — że nie.

— Autorka artykułu podkreśla słabość prac magisterskich i doktorskich, z których większość jakoby „stanowi streszczenie myśli klasyków, Jana Pawła II, w najlepszym przypadku komentarze do nich”. W dodatku — jak stwierdza anonimowy teolog przywoływany w artykule — „teologia w polskim wydaniu ma więcej wspólnego z pogłębionymi lekcjami religii, umacnianiem w wierze niż z nauką: burzeniem stereotypów, wstrząsaniem porządkiem, stawianiem twórczych, czasem prowokujących pytań i poszukiwaniem na nie odpowiedzi”. A zatem, proszę Księdza Profesora, gdzie my jesteśmy?

— Wątków wiele. Odpowiem tak. Nie znam promotora, który twierdziłby, że prace u niego osiągnęły taki punkt doskonałości, że nie mogą być doskonalsze. Tutaj zgoda. Czy jednak jest ideałem taka sytuacja, w której teologia nie jest umacnianiem w wierze?! Patrząc na kondycję Kościoła w obszarach języka francuskiego i angielskiego, pojawia się poważna wątpliwość, czy naprawdę „najnowsze publikacje teologiczne” zawsze wyznaczają najlepszy kierunek. A co, jeśli nie zawsze? Może lepiej iść powoli we właściwym kierunku, niż ze wszystkich sił biec w kierunku fałszywym? Historia teologii zna przypadki błędnych tendencji, które w najlepszym swym rozkwicie nie do końca były uświadamiane jako błędne. Tak więc może ważniejsze i bardziej owocne od „burzenia stereotypów, wstrząsania porządkiem” jest spoglądanie na „znaki drogowe”, czyli na klasyków, na Jana Pawła II, co tak bardzo nie podoba się Autorce artykułu.

— Ksiądz Profesor broni więc współczesnej polskiej teologii?

— Obroni się sama. Ja tylko starałem się pokazać, że p. Joanna Cieśla przystąpiła do sporządzenia swego materiału z tezami, które pamiętają czasy, kiedy „Polityka” wydawana była w peerelowskiej szacie. Jak się okazuje, za zmianą szaty zewnętrznej nie zawsze podążają istotniejsze zmiany. W niektórych dziedzinach nie widać ich wcale. A szkoda.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama