Gdy przyjdzie kryzys

Fragmenty książki "Gdy cierpienie mnie przerasta..."



Gdy przyjdzie kryzys

Danuta Mastalska

Gdy cierpienie mnie przerasta...

ISBN: 978-83-60703-85-4

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008





Fragmenty dostępne na naszych stronach: Słowo wstępne / Cierpienie - i co dalej? / Czy cierpienie jest dobrem? / Zbytnie troski / Czy cierpienie jest karą za grzech? / Przyjąć krzyż / Gdy przyjdzie kryzys / Nie dać się złamać / Samotność wśród ludzi


Gdy przyjdzie kryzys

Im ciemniej wokół nas, tym szerzej musimy otwierać nasze serce na światło z góry.

E. Stein

W życiu nieraz przeżywamy rozmaite kryzysy. Mogą one być słabsze lub silniejsze, miewają też różne źródła. Często pochodzą z zewnątrz, od innych ludzi czy zdarzeń, czasem zaś rodzą się w nas samych. Wydaje się, że te zewnętrzne problemy, które nas dotyczą, są łatwiejsze do przezwyciężenia niż wewnętrzne dylematy i zmagania. Trudno jednak zarówno jedne, jak i drugie spotkać w czystej postaci. Zazwyczaj przenikają się wzajemnie: konflikty z ludźmi, zmagania z przeciwnościami losu wprowadzają w nas wiele ciemności i wewnętrznych załamań, i na odwrót - gdy przeżywamy wewnętrzne kryzysy, odbija się to niekorzystnie na kontaktach z ludźmi, na podejściu do wielu spraw.

Wszelkie konflikty i kryzysy mają swe źródło w słabości ludzkiej natury zranionej przez grzech. Nie oznacza to bynajmniej, że skłonność do grzechu i wszelka niedoskonałość wiszą nad nami jak potężne nieprzezwyciężalne fatum, z którym nie da się nic zrobić. Przeciwnie: człowiek, dopóki jest człowiekiem, nie może akceptować tego, co w nim złe, lecz ciągle wyrywać się ku dobru. Człowiek na tyle jest człowiekiem, na ile się nim staje. Jak wiele pod tym ­względem można osiągnąć, świadczy życie całej rzeszy świętych. Świadomość naszej słabości nie może prowadzić nas do bagatelizowania krzywd wyrządzanych jednym przez drugich czy też przez nas osobiście. Jednakże samo pojawianie się konfliktów między ludźmi ma też pozytywny wymiar (w sytuacji naszej niedoskonałości). Pozwala bowiem lepiej rozumieć innych, a także coraz bardziej rezygnować z własnego egoizmu (z wszystkiego, co "własne" - do czego może jesteśmy zanadto przywiązani) i wychodzić naprzeciw oczekiwaniom drugiego. Ułatwia spotkanie się z nim na wyższej płaszczyźnie. Burzenie, którego dokonuje konflikt, kryzys, pozwala od nowa, lepiej budować.

Tak jest również w przypadku wewnętrznych kryzysów. Wskutek zagnieżdżonego w nas grzechu istnieje w naszym wnętrzu rozdarcie, o którym mówi św. Paweł, sprawiające, że człowiek czyni to, czego nie chce, czego swym rozumem i sumieniem nie akceptuje, a kieruje się w stronę różnych niższych czy niewłaściwych dążeń. Nasze "ja" chce w nas rządzić i poddawać nas (naszą wolę, naszego ducha) egoistycz­nym pragnieniom. Jeśli mu ulegniemy, rozpanoszą się w nas złe skłonności i poddadzą sobie w niewolę, w to, czego tak naprawdę nie chcemy, nie akceptujemy. Przeciwstawianie się złym skłonnościom powoduje ich sprzeciw, stąd poczucie kryzysu. Jeśli prowadzi do naszego wyzwolenia i wzrostu, jest pozytywnym kryzysem natury moralnej. Rzecz jasna, istnieją też kryzysy dotyczące wiary. Często nasza wiara jest słaba i niedojrzała - za bardzo oparta na ludziach i na różnych zewnętrznych postawach i działaniach. Duch Święty pobudza jednak naszą duszę do prawdziwej miłości Boga, do oparcia wiary wyłącznie na Nim. Niełatwo pójść za Jego wezwaniami, bo to zawsze wymaga wysiłku z naszej strony i porzucania "starego człowieka" w nas. Przypomina przepoczwarzanie się larwy w motyla i okazuje się dla nas bolesne. Jednak tylko wtedy będzie możliwy lot ku Bożemu Światłu i radowanie się widokiem "górnych" przestrzeni. Gdy więc przychodzi kryzys, trzeba z odwagą przyjąć krzyż, który - niczym dźwignia - może nas wydźwignąć z naszej "niskości".

Jeśli w kryzysie dochodzi do konfliktu wiary z wiarą, to znaczy wiary słabej z wiarą dojrzałą, która chce się w nas zakorzenić i do której wzywa nas Pan, mówimy o "próbie wiary". Istotnie, złoto naszej wiary wytapia się w ogniu prób - im cięższe i lepiej przeżyte, tym wyżej nas wznoszą i głębiej wkorzeniają w nas naszą wiarę. Często w takiej sytuacji mówi się, że to Bóg poddaje próbie naszą wiarę, co nie jest w pełni słuszne - On ją jedynie dopuszcza. Bóg bowiem zna nas na wylot i nie potrzebuje nas doświadczać cierpieniem, by poznać "stan" czy "poziom" naszej wiary. On po prostu, tak jak we wszelkich okolicznościach życia, jest przy nas również w cierpieniu, w trudnościach, jakie przeżywamy - zwłaszcza wtedy. Natychmiast staje przy nas i wzywa nas, byśmy tę próbę, a więc tę okoliczność, która budzi w naszym sercu wątpliwości w wierze, wykorzystali właśnie do dojrzewania naszej słabej wiary. To życie nas "testuje" i my możemy ów test zaliczyć (nawet z najwyższą oceną) lub oblać. Jeśli chcemy go zdać, nie możemy oprzeć się na własnych siłach i możliwościach, lecz mamy przechodzić go z Bogiem. Nawet jeśli niewiele możemy zrozumieć, tym bardziej mamy przyzywać obecności Boga i prosić o Jego światło.

Ponieważ jednak kryzys to zawsze burzenie naszych dotychczasowych "fundamentów", czujemy się zagubieni, rozbici i nasze reakcje nań mogą być niszczące. Dlatego mówi się, że kiedy pojawia się kryzys, nie wolno samemu podejmować żadnych radykalnych decyzji. Konieczne jest wówczas zwrócenie się o pomoc w rozeznaniu sytuacji do kierownika duchowego czy kogoś roztropnego, kto pomoże nam spojrzeć na całą sprawę z dystansu.

Przede wszystkim zaś w czasie kryzysu mamy się jeszcze więcej modlić (tym bardziej, im bardziej nie mamy na to ochoty) - "otwierać się na światło z góry".

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama