Obrazy męskości: krótka historia amerykańskiego paradygmatu mężczyzny

Współczesny amerykański mężczyzna bardzo różni się od "saturnowego" farmera, który przybył do Nowego Świata kilka wieków temu. Niestety ten współczesny, zbyt miękki wzorzec męskości, ma duże oddziaływanie także na naszą kulturę

Obrazy męskości: krótka historia amerykańskiego paradygmatu mężczyzny

Autor książki Żelazny Jan analizuje historię paradygmatu mężczyzny w społeczeństwie amerykańskim. Dostarcza on ciekawych, uniwersalnych informacji i refleksji mogących mieć bezpośrednie odniesienia do każdego społeczeństwa, a więc również do polskiego. Twierdzi, że współcześni mężczyźni w Ameryce bardzo się różnią od Saturnowego (w mitologii greckiej Saturn był bogiem rolnictwa) farmera, który przybył do Nowej Anglii w 1630 roku, chlubiącego się swą introwersją, „gotowego przesiedzieć trzy nabożeństwa w nieogrzewanym kościele”. Na południu Ameryki ukształtował się później typ „ekspansywnego, matkocentrycznego zawadiaki”.[1]

W Ameryce w latach pięćdziesiątych XX wieku mężczyzna wstawał do pracy wcześnie, porządnie pracował, utrzymywał żonę i dzieci i był zwolennikiem dyscypliny. Niestety, taki człowiek nie miał zbyt wysokiego mniemania o duchowym wnętrzu kobiet, ale potrafił docenić ich walory cielesne. Jego pogląd na kulturę w ogóle i kulturową rolę Ameryki był chłopięcy i optymistyczny. Na pierwszy rzut oka tego typu mężczyzna przedstawiał sobą silny, pozytywny charakter, ale wdzięk osobisty i pozerstwo ukrywały (i ukrywają nadal) poczucie osamotnienia, deprywacji i bierności, ponieważ jeśli nie ma wroga, człowiek taki nie jest pewny, czy naprawdę żyje. Według Blya, od mężczyzny lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia oczekiwano, że będzie lubił piłkę nożną, że będzie agresywny, że nigdy nie zapłacze, nigdy nie zawiedzie w służbie ojczyźnie i że w każdej sytuacji będzie można nań liczyć. W tym obrazie mężczyzny brakowało jednak przestrzeni wrażliwości czy intymności. Tak kreowana osobowość była zbyt statyczna. Psychice brakowało współczucia, czego wyrazem była uporczywa kontynuacja wojny wietnamskiej; podobnie jak później brak było czegoś, co można by nazwać „tęsknotą do ogrodu”. Mężczyzna lat pięćdziesiątych XX w. miał wyraźne wyobrażenie tego, kim jest mężczyzna i jakie są jego obowiązki, lecz niepełność i jednostronność tego wyobrażenia bywały groźne. W kolejnej dekadzie — w latach sześćdziesiątych — pojawił się nowy typ mężczyzny. Marnotrawstwo i przemoc wojny wietnamskiej sprawiły, że mężczyźni zaczęli kwestionować swoją dotychczasową wiedzę na temat natury dojrzałego mężczyzny. Jeśli męskość oznacza Wietnam, to zadawali oni sobie pytanie, czy chcą być męscy w takim sensie? W tym czasie ruch feministyczny skłonił mężczyzn do przyjrzenia się kobietom naprawdę, zmuszając ich do uświadomienia sobie niepokojów i cierpień, od których mężczyzna lat pięćdziesiątych minionego wieku usilnie starał się odwracać. Gdy mężczyźni zaczęli badać dzieje kobiet i kobiecą wrażliwość, niektórzy z nich ujrzeli kobiecą stronę własnej osobowości. Ta świadomość pogłębiała się i dziś większość mężczyzn ma ją w mniejszym lub większym stopniu.[2]

Pomimo wielu pozytywnych stron tego procesu Bly zauważa w nim także mnóstwo niepokojących tendencji, które wręcz degenerują mężczyznę. Uważa on, że w ciągu ostatnich lat mężczyzna stał się bardziej wrażliwy i subtelny. Nie stał się jednak przez to bardziej wolny. Nazywa ten model mężczyzny „miłym chłopcem, podobającym się nie tylko swojej matce, ale również młodej kobiecie, z którą żyje”.[3]

Siedemdziesiąte lata przyniosły zjawisko „mężczyzny miękkiego”, o którym Bly pisze:

„Są to mili, wartościowi ludzie; podobają mi się — nie chcą szkodzić przyrodzie czy wszczynać wojen, cała ich egzystencja i styl życia przepojone są łagodnością i umiarkowaniem. Jednak łatwo zauważyć, że wielu z tych mężczyzn nie jest szczęśliwych. Brak im energii. Należą oni do kategorii ludzi chroniących życie, w odróżnieniu od tych, którzy dają życie. Stąd też, prawem kontrastu, mężczyźni ci często wiążą się z silnymi kobietami promieniującymi energią”.[4]

„Miękki mężczyzna” jest to człowiek młody, dobrze wychowany, górujący świadomością ekologiczną nad swoim ojcem, życzliwie nastawiony wobec całego wszechświata, ale przy tym obdarzony niewielką siłą witalną. W procesie tym ważną rolę odegrały kobiety i ich oczekiwania wobec mężczyzn. Preferencje te wpłynęły na ukształtowanie mężczyzn. Niewrażliwość u mężczyzny została utożsamiona z przemocą, a wrażliwość była nagradzana. Z biegiem czasu jednak wrażliwość może być tak czczona, że może przemienić się w nadwrażliwość.

Z perspektywy lat dziewięćdziesiątych XX wieku Bly pisze:

„Wiele energicznych kobiet — zarówno wtedy, jak i teraz, w latach dziewięćdziesiątych — wybierało sobie i nadal wybiera za kochanków, i w pewien sposób chyba synów, »miękkich« mężczyzn. Młodzi mężczyźni z różnych powodów pragnęli »twardszych« kobiet, a kobiety zaczęły pragnąć bardziej »miękkich« mężczyzn. Wydawało się przez pewien czas, że jest to zdrowy układ, ale żyjemy już w jego ramach wystarczająco długo, by dostrzec, iż tak nie jest. [...] W każdym związku raz na jakiś czas potrzeba czegoś dzikiego; potrzebuje tego zarówno on, jak i ona. Jednak w momencie, w którym pojawiała się taka potrzeba, młody mężczyzna często nie potrafił stanąć na wysokości zadania. [...] Miękki mężczyzna mógł powiedzieć: »Czuję twój ból, uważam twoje życie za tak ważne jak moje, zaopiekuję się tobą, pocieszę cię«. Nie potrafił jednak określić, czego pragnie i trzymać się tego. Brakowało mu zdecydowania”.[5]

Bly zamyka tę historię poszukiwania paradygmatu mężczyzny, porównując ją do drogi, na której mężczyzna odnalazł najpierw jedną swoją stronę, a potem drugą. Mimo że podjęta przez wielu Amerykanów podróż w „miękkość”, wrażliwość czy „rozwijanie kobiecej strony osobowości” była niezwykle wartościowa i ubogacająca obraz mężczyzny, jednak na niej droga się nie kończy. Autor dodaje: „Ta droga nie ma końca”. Bly nie znajduje odpowiedzi, czego tak właściwie mężczyzna szuka, do czego zmierza, jaki jest kierunek tej drogi, „która nie ma końca”. Opisując te zjawiska w skali społecznej, można nawet wysnuć wniosek, że mężczyzna po wielu latach poszukiwań dalej nie wie, kim jest ani czego chce. Jak wielu pisarzy i myślicieli zajmujących się duchowym życiem człowieka (w tym wypadku mężczyzny), również Bly nie daje odpowiedzi na najważniejsze pytania, nie ma nawet żadnej propozycji ani żadnego przeczucia. Co ma robić ze sobą mężczyzna, któremu już jest dane odnaleźć swoją męską i kobiecą stronę? A jaki jest w ogóle sens, aby mężczyzna miał te obydwa oblicza, których tak mozolnie szuka, o które walczy? Duchowość chrześcijańska jest także taką historią mężczyzn (oczywiście także kobiet), którzy usilnie poszukują swojej tożsamości. Odnalazłszy wszystkie zagubione skarby swojej osobowości, mężczyzna chrześcijanin musi wyruszyć w drogę na jeszcze jednym poziomie — poziomie sensu i kontaktu ze Stwórcą i Autorem całego zamysłu, aby mężczyzna był mężczyzną.

Autor książki Żelazny Jan przedstawia historię, która przypomina bardziej miotanie się mężczyzny XX wieku niż autentyczne poszukiwanie. Proponuje on co prawda tzw. trzecią drogę, ale jest ona zstąpieniem w pewien świat archetypu męskości zawartego w baśniach, niż poszukiwaniem tego, co „w górze”, albo inaczej: „w głębi”, czyli w zamyśle Stwórcy. Stąd w duchowości chrześcijańskiej musi powstać pytanie: w jaki sposób mężczyzna ma szukać Boga, aby być prawdziwym mężczyzną, skoro taki był zamysł Stwórcy wobec niego? Jaki paradygmat mężczyzny obecnie proponuje świat, a jaki duchowość chrześcijańska XXI wieku?

Młodzi chłopcy stają się dziś mężczyznami w świecie w pewnym sensie postfeministycznym. Niektórzy twierdzą, że to właśnie feminizm zakwestionował obowiązujący przez wieki sposób bycia mężczyzną. I o ile nietrudno bronić — w słowach — tradycyjnych wartości męskich jak honor, odpowiedzialność czy bohaterstwo, o tyle trudno poradzić sobie z uzasadnionym zarzutem dominacji, dążenia do władzy i męskiej pogardy dla praw bliźniego (w tym przypadku — kobiety). Zasadne wydają się więc przypuszczenia, że tradycyjny wzór bycia mężczyzną stał się dla ludzi młodych co najmniej podejrzany, a już na pewno nieaktualny.

Być może kobiety lepiej sobie radzą z dekonstruowaniem tradycyjnego wzoru bycia kobietą, a w tworzeniu nowego mają znacznie więcej osiągnięć niż mężczyźni. Szukanie jakiegoś nowego, dobrego wzorca dla dzisiejszego mężczyzny staje się więc koniecznością, bo albo będzie się odwoływał do zamierzchłych czasów, albo się zagubi i będzie chciał naśladować przejrzyste i imponujące wzory kobiece.[6]



[1] R. Bly, Żelazny Jan, tłum. J. Tittenbrun, Poznań 1993, s. 11.

[2] Tamże, s. 12.

[3] Tamże.

[4] Tamże.

[5] Tamże, s. 14.

[6] Zob. J. Bomba, Starzy mężczyźni—młodzi mężczyźni, „Tygodnik Powszechny” 2938(2005), nr 44, s. 16.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama