Misja wychodźcza

"O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu" - wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr



Misja wychodźcza
wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
Ignacy Posadzy TChr
Dzieła. Tom II.
O życiu zakonnym, Towarzystwie, wychodźstwie i Założycielu
ISBN: 978-83-60214-93-X

Drugi tom z serii wydawniczej dokumentującej instrukcje i listy poświęcone życiu zakonnemu, Towarzystwu Chrystusowemu, wychodźstwu i Założycielowi Towarzystwa Chrystusowego - kard. Augustowi Hlondowi. W serii znajdą się 4 tomy wystąpień oraz dodatkowy tom osobistych wspomnień i dzienników ojca Posadzego. Całość to nie tylko zapis przemyśleń duchowych o. I. Posadzego współzałożyciela zgromadzenia Chrystusowców, ale też znakomity przyczynek do poznania dziejów Kościoła w Polsce w przełomowych okresach: po odzyskaniu niepodległości; w czasie II wojny śwatowej i po wojnie, kiedy Towarzystwo zostało skierowane do tworzenia struktur Kościoła na Ziemiach Zachodnich. (Rh)
Wybrane fragmenty:

MISJA WYCHODŹCZA

[Przemówienie wygłoszone na rekolekcjach kapłańskich w Poznaniu dnia 29 lipca 1965 roku]
Źródło: Archiwum Postulatora,
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. XII - Varia, cz. 1, s. 99-100

Kardynał Hlond, nasz Założyciel, często ubolewał nad tym, że są zgromadzenia, które utraciły swój pierwotny cel i że tym samym stały się zbędne w Kościele Bożym. I dlatego długo waha się zanim założy nowe zgromadzenie. Było to w lipcu 1930 roku. Przed drugim moim wyjazdem do Południowej Ameryki, udałem się do pałacu Prymasa, by otrzymać błogosławieństwo na drogę. Po raz pierwszy usłyszałem z ust jego o zamiarze założenia zgromadzenia. Mówił dużo na ten temat. W końcu jednak dodał z rezygnacją: „Vedremo - zobaczymy”. Wahał się.

W następnym roku założył nasze zgromadzenie na wyraźny rozkaz Piusa XI. W art. 2 Ustaw jak najwyraźniej sprecyzował cel zgromadzenia - „apostolstwo na rzecz rodaków za granicami państwa, a jeżeli konieczność tego wymagać będzie, także na rzecz innych wychodźców.” Ten cel obwarował artykułem 4: „Aby się nie sprzeniewierzyć posłannictwu, Towarzystwo bez wyraźnego zlecenia Stolicy Apostolskiej nie będzie się podejmowało żadnych innych zadań. Skieruje natomiast wszelkie energie i wysiłki ku misji wychodźczej, którą członkowie będą pojmowali jako szczytne swoje powołanie oraz jako drogę swego uświęcenia i zbawienia wiecznego”.

Szkicując charakterystycznego ducha Towarzystwa, domaga się bezgranicznego ukochania sprawy Bożej w wychodźstwie oraz żądzy ofiary z siebie i radosnego poświęcenia sił i wygód dla dobra tułaczy polskich. W obrzędach profesji kładzie w usta profesów słowa: „Służbę Chrystusową rozumiemy jako służbę miłości i ofiary. W ofiarnej pracy dla wychodźstwa chcemy strawić siły i życie nasze”.

W swych listach nawołuje do pielęgnowania ducha apostolskiego. „Na grobach apostołów modliłem się o ducha apostolskiego dla członków Towarzystwa, o pełne i wyłączne oddanie się jego zadaniom, o taki żar gorliwości, iżby spalił wszystko co samolubne... , o serca wielkie, by wszystko i wszystkich ogarnęły. Bo któż zliczy biedę wychodźstwa, jego bóle i męki?”.

Tym duchem żyliśmy w Potulicach. Praca dla wychodźstwa była najgorętszym pragnieniem każdego z nas. Tym duchem żyliśmy w czasie wojny. Przypomina mi się scena, której chyba nigdy nie zapomnę. Niemcy wywożą coraz więcej Polaków do Rzeszy. Były to setki tysięcy rodaków biednych, opuszczonych duchowo i moralnie. Chodziło więc o to, by mieli wśród siebie polskiego kapłana. Wezwałem więc czterech naszych księży. Każdemu z osobna stawiałem pytanie: „Mój Drogi, czy chciałbyś pojechać do Rzeszy jako robotnik, pod przybranym nazwiskiem?” I każdy z nich, świadomy celu Towarzystwa, wypowiedział ochotnie: „Ad sum” [Jestem]. I pojechali. Był to prawdziwy heroizm. Każdy z nich wiedział, że w razie zdemaskowania grozi mu sąd wojenny i niechybna śmierć. Pojechali cicho, bez rozgłosu. Nie było akademii pożegnalnych, nie było przemówień. I wszyscy czterej chlubnie wywiązali się ze swego zadania. Byli to: ks. Rauer, ks. Przybylski, ks. Malec, ks. Delimat.

Okoliczności po wojnie sprawiły, że ten duch apostolsko - wychodźczy zaczyna słabnąć w naszych szeregach. Zwrócił na to uwagę Wizytator Apostolski w czasie ostatniej wizytacji. W Dekrecie Powizytacyjnym Ks. Prymas umieścił słowa znamienne, dla nas bardzo przykre: „Mnoży się liczba członków, którzy tracą z oczu szczytne posłannictwo Towarzystwa”. A przecież realizacja tego posłannictwa jest rękojmią naszego dalszego rozwoju. Odejście zaś od tego wytyczonego nam celu oznaczałoby kary Boże i upadek.

Dlatego zwołaliśmy w lutym br. [1965] Zjazd Przełożonych i Wychowawców. W tym celu, by uaktywnić i zmobilizować ducha apostolstwa w naszych szeregach. Postanowiliśmy wówczas, by w czasie każdej serii rekolekcji, odprawione zostało osobne nabożeństwo w tym celu.

Czy posłannictwo Towarzystwa jest nadal aktualne? Czy jesteśmy Polonii zagranicznej potrzebni? Jeden z ostatnich numerów „Gazety Niedzielnej” wychodzącej w Londynie, zamieszcza artykuł o braku kapłanów polskich w Anglii. Jedyne gimnazjum polskie w Fawley Court, prowadzone przez Księży Marianów, nie wydało dotychczas ani jednego polskiego kapłana. A przecież polscy kapłani w Anglii powoli wymierają. Przeciętny wiek tamtejszych duszpasterzy wynosi ponad 60 lat. A przecież w Anglii żyje 100.000 Polaków. Więc Anglia czeka na kapłanów naszego Towarzystwa. Czeka na nich Francja. Czekają inne kraje Europy zachodniej. Czeka na nas zwłaszcza Południowa Ameryka. Żyje tam 500.000 Polaków rozproszonych wśród 220 milionów katolików. Tam można łączyć duszpasterstwo polonijne z duszpasterstwem ogólnym. Mam u siebie w pokoju globus. Jest on tak ustawiony, że wzrok mój pada nieustannie na kontynent południowo - amerykański. Ten kontynent jest najwięcej zagrożony pod względem religijnym. 600 biskupów południowo - amerykańskich bije na alarm. Niebezpieczeństwo wzrasta z każdym dniem.

Ostatnio rozmawiałem z Ks. Prymasem [ks. kardynałem Stefanem Wyszyńskim]. Mówił on o swoich rozmowach z Kard. Kard. Silva Henriquez z Santiago de Chile. Niewiarygodna ignorancja religijna, masowa apostazja, panoszenie się sekt protestanckich. Protestanci już więcej oderwali katolików od Kościoła, niż to uczyniła reformacja na kontynencie europejskim. Toteż Paweł VI w lutym 1964 r[oku]. powiedział do członków Głównej Komisji Episkopatu południowa - amerykańskiego: „Istotnie na waszym kontynencie ważą się losy Kościoła”.

W marcu 1963 r[oku] miałem wykład do kleryków Seminarium Polskiego w Orchard Lake. Mówiłem m.in. o wielkich potrzebach duchowych katolików i Polaków w Południowej Ameryce, skąd właśnie wróciłem. Po wykładzie dwóch kleryków zgłosiło swą gotowość wyjazdu do Południowej Ameryki z chwilą otrzymania święceń kapłańskich. Żaden kapłan, uwrażliwiony na potrzeby Kościoła, nie może pozostać obojętny na to wszystko, co się rozgrywa w tej chwili na tym dalekim kontynencie.

Co czynić? „Ducha nie gaście” [(1Tes 5,19)] - wołał św. Paweł. Nie gasić ducha w sobie. Podtrzymywać go, rozpalać na nowo. Nie gasić ducha u innych. Byłby to grzech niewybaczalny, osłabiać tego ducha u tych, którzy żywią gorące pragnienie realizacji posłannictwa Towarzystwa.

Św. Paweł pisał do Tymoteusza: „Admoneo te ut resuscites gratiam Dei, quae est in te” - „Napominam Cię, abyś wskrzesił na nowo łaskę, która została ci dana” [(2Tm 1,6)]. I myśmy w chwili naszej profesji otrzymali specjalną łaskę i związaną z nią siłę („robur” [moc]), byśmy potrafili sprostać naszej misji wychodźczej. Idzie więc o to, by tę łaskę na nowo w sobie wskrzesić i ją uaktywnić.

Nasz Założyciel powiedział mi w Potulicach: „Już tym młodym nowicjuszom trzeba bezustannie mówić, że z chwilą wstąpienia do Towarzystwa, każdy z nich jest odpowiedzialny za wychodźstwo polskie. Niech się za nie modli, niech ofiaruje za nie dobre uczynki”. Z racji swego powołania każdy z nas jest odpowiedzialny za losy naszych rodaków za granicą. Każdy z nas musi zapragnąć ofiary ze siebie na rzecz wychodźców polskich. Każdy z nas musi być gotowy na wyjazd w charakterze misjonarza, jeśli przełożeni do tego apostolstwa nas wyznaczą.

W Niemczech istnieją wielkie możliwości dla pracy duszpasterskiej wśród Polaków - księża, czynniki rządowe mniej zachłanne aniżeli we Francji. Niemiecka Republika Federalna ma utworzyć ambasadę w Warszawie. Zaistnieje większa możliwość wyjazdu do Niemiec. W Niemczech powstanie nasza centrala. Nie we Frankfurcie lecz w Essen lub Kolonii. Pobuduje się nowy dom, ośrodek szkoleniowy, rekolekcyjny dla poszczególnych stanów. Mamy w Bogu nadzieję, że Królowa Wychodźstwa Polskiego pobłogosławi.

Pamiętajmy o wychodźstwie, to jest nasze posłannictwo! Pamiętajmy o Polakach we Francji, w Niemczech, w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, w Brazylii, w Paragwaju, Urugwaju, Australii. Oni tam nas oczekują. Oni nas potrzebują. Czego żądają od nas? Modlitwy, bo na wychodźstwie polskie dusze giną. Na wychodźstwie dzieje się źle. Taka skarga płynie ku Polsce od dalekich siedlisk naszych tułaczy. Takim zarzutem obciąża zagranica sumienie narodu. O kapłanów polskich woła i błaga osiem milionów Polaków na obczyźnie. Czyż mogłaby Ojczyzna odmówić opieki duchowej swym najnieszczęśliwszym dzieciom? Mimo wszystko trzeba wykończyć i uruchomić Seminarium Zagraniczne w Poznaniu! Niech dla ratunku emigracji powstanie ten pomnik miłości chrześcijańskiej i polskiego patriotyzmu!” (X. Prymas). Oni spodziewają się po nas, że my do tej pracy jak najlepiej się przygotujemy. Obyśmy nie zawiedli ich nadziei. Niech te rozważania was zelektryzują. Niech będą bodźcem, byśmy na nowo przejęli się hasłem: „Wszystko dla Boga i polskiej rzeszy wychodźczej”.



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama