Maryja naszą Matką

"Bogu Trójjedynym, Matce Bożej i Świętych, życiu duchowym i eschatologii" Tom trzeci serii wydawniczej.



Maryja naszą Matką
wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
Ignacy Posadzy TChr
Dzieła. Tom III.
Bogu Trójjedynym, Matce Bożej i Świętych, życiu duchowym i eschatologii
ISBN: 978-83-60214-98-5

To już trzeci tom serii wydawniczej, która obejmuje całą spuściznę Sługi Bożego o. Ignacego Posadzego. Zawiera pisma poświęcone duchowości: zarówno osobistej Sługi Bożego, jak i tej, którą starał się przekazać kolejnym pokoleniom chrystusowców. Podstawą zbioru są konferencje, homilie i przemówienia Autora. Tematyka rozważań sprawia, że mogą one służyć szerszej grupie czytelników - zarówno osobom duchownym, jak i wiernym świeckim.
Wybrane fragmenty:

MARYJA MATKĄ NASZĄ

[Konferencja z 8 grudnia 1953 roku]
Źródło: Archiwum Postulatora,
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. IX — Maryja, s. 49-50

Nikt dzisiaj nie wątpi, że współczesność nasza napiętnowana zbezczeszczeniem miłości należy do okresów wielkich krzywd wyrządzanych człowiekowi, przez niego bardzo żywo odczuwanych. Ten krzywdzony człowiek pozbawiany jest dzisiaj systematycznie tego, co w nim piękne, a zawłaszcza szlachetności swoich uczuć. Usiłuje się narzucić mu drogą zbiorowej sugestii i wymyślnej propagandy cały szereg nawyków, którymi wyłącznie ma się kierować. Nawyki te i przyzwyczajenia czynią z człowieka poddane narzędzie produkcji, służące molochowi — państwu. Nowoczesne wychowanie i urabianie człowieka niszczy w nim „zmysł rodzinny” i wyzwala z więzów rodzinnych. Stwierdzenie tego faktu wskazuje na jedną z największych aktualnych krzywd ludzkich.

Rzeczywiście, słowa o dogłębnej treści, jak rodzina, matka, macierzyństwo, ojcostwo, nie mają dla naszych stępiałych, zobojętniałych braci żadnej wymowy. A przecież do tych ludzi trzeba trafić. Im również należy odkryć bogactwa ich serc i dusz, bo jedynie one potrafią wypełnić przeraźliwą pustkę ich życia. Kto jak kto, ale właśnie ten człowiek tęskni całą swoją istotą za ciepłem troskliwości, oddania i miłości. Nie znajduje tego w wyrafinowanych przyjemnościach, całe jego otoczenie wyzute jest z takich „słabości”.

Oczywiście życie dostarcza narkotyków i namiastek, ale one nie wytrzymują konkurencji z tym, co może wypełnić próżnię ludzkiej nędzy. Dlatego właśnie chrześcijaństwo posiada dzisiaj olbrzymie szanse, zakładając, że mówi się o prawdziwym, niezakłamanym chrześcijaństwie. Takie chrześcijaństwo może zaspokoić jedno z pragnień ludzkich — może mu ofiarować posiadanie matki. Maryja jest Matką. Twierdzi się, że tą myślą żyją katolicy. Nie odpowiada to pełnej rzeczywistości, jeżeli pomimo uważania Maryi za Matkę na świecie tyle krzywd, krzywd wynikających z bezwzględnego osamotnienia odczuwanego przez człowieka naszej epoki. Dlaczego dokoła nas, którzy cieszymy się ciepłem miłości jedynej Matki, żyli ludzie, którzy Jej nie znali? Dlaczego walczyli, męczyli się i biedowali w atmosferze ponurego opuszczenia?

Częstokroć dlatego, że katolicy, nie rozumiejąc Maryi, nie umieli promieniować Jej matczyną miłością. Niewystarczająco świadczyliśmy własnym życiem o tej tak uszczęśliwiającej prawdzie: Maryja jest Matką. Warto przypomnieć sobie u progu „Roku Maryjnego” to zaniedbanie i wspomnieć na jeden z mało znaczących apeli Maryjnych: „Niechaj dadzą mnie poznać jako Matkę”. Z tym zwróciła się Ona do jednej z uprzywilejowanych dusz, aby ogłosiła to kapłanom. Działo się to we Włoszech.

Człowiek, który jest największą wartością doczesności, wokoło którego ześrodkowują się wysiłki apostolskie Kościoła, ten człowiek odczuwa niedosyt ciepła. Do jego życia musi wejść Maryja jako czynnik uzupełniający ten brak. Ona, jako Matka, jako bliska nam Istota, jako upostaciowanie bezinteresowności, dobroci, słodyczy i wyrozumiałości, może stać się dlań jakby magnesem odciągającym go z błędnego koła szaleńczego i beznadziejnego życia. Maryja jako Matka dobra i czuła może wskazać miliardom naszych biednych, zrozpaczonych braci na sens życia, przywracając wiarę w istnienie odrzuconej Prawdy, spotwarzanego Dobra i zbezczeszczonego Piękna.

Zbyt często myśli się o Maryi jako o „ezoterycznej i wysubtelnionej Madonnie”. Za mało widzi się w Niej „Niewiastę ścierającą głowę węża”. Zrozumienie Jej roli Matki w obecnych rozgrywkach ideowych jest jedną z pierwszorzędnych konieczności apostolskich. Oczywiście, jeśli to zrozumienie ma się stać współczynnikiem nowego apostolstwa, musi być dorobkiem osobistym każdego apostoła. O tyle przekonamy innych, że jest Ona Matką, o ile sami Ją za Matkę uważać będziemy. W zakładach duchownych pod tym względem za dużo spotyka się czystego werbalizmu. Mówi się o Niej, nawiązuje do Jej roli, kończy się każde kazanie, nawiązując do Jej miłości, a wcale się tym nie promieniuje. Życie zadaje kłam słowom, rzeczywistość nadprzyrodzona staje się w naszych „rękach” fikcją opierającą się na długim szeregu pięknych słów. Takie skrzywienie naszej „maryjności” wyrażonej obiektywnie poprzez niewolnictwo, czy inne akty oddania się Maryi, domagają się od nas konfrontacji postawy życiowej z ideą. To jest jedno z zadań, jakie stawia nam Rok Maryjny.

Przywrócenie czystości duchowi Maryjnemu wyzwala nas z pęt wszelkiego formalizmu i szablonowości. Każdy wie, że niewspółmierność przekonania z życiem to jedna z uderzających cech współczesności. Odnieść to należy w całej rozciągłości do życia wewnętrznego ludzi Kościoła. Żyjąc w świecie tajemnic, zbyt łatwo czynimy z nich tylko punkty porządku dziennego. Takie spłycenie tego, co święte, tego, co zawiera się w misterium, wyjaławia nas.

W naszych stosunkach z Maryją — Matką zagraża nam to właśnie niebezpieczeństwo. Nie wolno nikomu uczynić sobie z Niej dla swego wnętrza tylko wartości użytkowej. Co więcej, nabożeństwo do Maryi nierzadko niestety nosi na sobie piętno magiczności. Czciciel i miłośnik Maryi strzec się musi czczych „kilometrowych” modlitw i praktyk pobożnych, które rutynizują go i nie pozwalają mu przeżywać Jej serdecznej bliskości.

Chodzi o to, aby kontakt z Maryją był czymś żywym, bezpośrednim, by czystym był od wszelkiej sztuczności, niedostępnego widma naszej pobożności. A więc Rok Maryjny jest również bodźcem do dalszego uszlachetnienia więzów łączących nas z Maryją. Okres przyszłego roku, który właściwie jest jednym, wielkim świętem Maryi, rzuca nowy snop światła na praktykę Grignona de Montfort. Bardzo łatwo daje się ten i ów namówić czy przekonać do „niewolnictwa”. Namówienie nie jest równoznaczne z jego przeżyciem. A tego domaga się przecież ta szczególna, ta piękna ofiara. Niewolnik wyróżnia się od innych nieustanną gotowością do spełniania woli i życzeń tego, którego jest własnością.

Duchowe niewolnictwo nie przeżyte nie wytwarza w nas gotowości na wezwanie Maryjne. One są znane (omawiał je referat), a mimo to musimy przyznać, żeśmy się im nie podporządkowali. Ta niesubordynacja świadczy o braku totalizmu w gotowości, a jedynie ona dowodzi, czy ktoś wyczuwa tętno czasów mariańskich. Maryja zwraca się do nas w różnoraki sposób i właściwie każde wezwanie Kościoła i chwili historycznej jest równocześnie Jej wezwaniem. Nie wszyscy niewolnicy Maryi uświadamiają sobie ten związek. Czy nie demaskuje to zwodniczości masowo przejętych zobowiązań? Za każdą z naszych modlitw, za każdym aktem czy darem ofiarnym musi stać zawsze cała osobowość człowieka. W innym wypadku buduje się niestety tylko efektowne i nic nie mówiące fasady.

W życiu ludzkim wszystko posiadać musi styczność z ideą przewodnią każdej jednostki. W ten sposób zdobywane wartości nawarstwiają się, jednolicie tworząc w człowieku zręby osobowości. Dzisiejsze święto jest otwarciem. Ale cały następny rok obfitować będzie w motywy służące duchowym synom Matki Chrystusa do dalszego intensywnego pogłębiania swej duchowości. Nie chodzi w tym o słowa czy formułki. Rzecz w tym, żeby samym sobą manifestować pełnię życia Maryjnego, żeby szlachetnością uczuć zaczerpniętych od Maryi Matki wskazać drogę opuszczonym, pokrzywdzonym, zbłąkanym i rozbitym ludziom naszego wieku.



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama