Tajemnica jako synteza

Fragmenty książki "Jak ogień, który pali. Osoba konsekrowana otwarta na dar Ducha Świętego"

Tajemnica jako synteza

o. Amedeo Cencini

Jak ogień, który pali

Osoba konsekrowana otwarta na dar Ducha Świętego

ISBN: 978-83-60703-29-8

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



Tajemnica jako synteza

Istnieje także jeszcze inny, i to bardzo interesujący postęp w dziedzinie idei tajemnicy. Jeżeli jest prawdą, że tajemnica jest tajemnicą, ponieważ nie daje się poznać w sposób bezpośredni, to jest też prawdą, że daje ona poznać prawdę o sobie czujnym i przenikliwym spojrzeniom, poważnym i cierpliwym studiom, rozmodlonej i ufnej kontemplacji. Ale gdzie dokładnie?

W sposób szczególny w tym centralnym punkcie, w którym dochodzi do spotkania dwóch ekstremów, lub tam gdzie dalecy stają się bliskimi, lub też gdzie antyteza zamienia się w syntezę.

Życie bardzo często jest nacechowane radykalnymi przeciwieństwami czy też dwubiegunowością, które wydają się ze sobą walczyć i wzajemnie się wykluczać — jedna bądź druga — a przy tym kryją w sobie pewnego rodzaju prawdy: przykładowo życie „składa się” z radości i cierpień, z pragnień zaspokojonych i niezaspokojonych, z indywidualności i przynależności, z zagubień i z odnajdywań; jest ono ograniczone, a zarazem nieskończone, pełne łaski i natury, jest szczególnym wyrazem miłości do Boga, a jednocześnie pełne bogatych uczuć skierowanych do wielu, a nawet do wszystkich ludzi...

Powstaje zatem pytanie: jak przeżywać i godzić te przeciwieństwa? Wydaje się, że najłatwiejszym i najprostszym sposobem byłoby przyjmowanie ich istnienia jako czegoś jednoznacznego i zrozumiałego, skierowanego w jednym kierunku i niezłożonego, ale rodziłoby to problem utraty nowości i nieprzewidywalności, bogactwa energii i kreatywności samego istnienia, które zawsze są syntezą zupełnie nową i absolutnie wyjątkową, jeżeli chodzi o moc i napięcie, jakie w każdej istocie ludzkiej składają się i rozkładają w oryginalne i niepowtarzalne obrazy.

Tajemnica jest więc niedającą się przewidzieć i zaskakującą możliwością „dynamicznego i paradoksalnego zjednoczenia przeciwstawnych biegunów, zagubienia i odnajdywania, siebie i drugiego, ograniczoności i nieskończoności”, natury i łaski, zróżnicowania i integracji, przynależności „jedynie” do Boga i wyjątkowego miłowania wszystkich ludzi itp. Jest punktem centralnym nie dlatego że stawia siebie w sytuacji pośrednika (jakby wiedziała coś na temat kompromisu), ale dlatego że wychodzi z propozycją pewnego rodzaju syntezy, a nawet ją prowokuje, inicjując spotkanie, a nie zderzenie dwóch rzeczywistości, wywołując i jednocząc to, co mają wspólnego, inicjując nieprzerwany dialog, chociaż trudny, ale prowadzony w dialektycznej i owocnej dynamice, w którym jedna rzeczywistość oświeca drugą, a obie wzajemnie się ubogacają. Punkt ten jest, a jednocześnie staje się miejscem zaistnienia tajemnicy, a więc jej epifanią.

Z drugiej jednak strony, co jest czymś zupełnie naturalnym i oczywistym, jest to także punkt bogaty w energię, pełen gorącej atmosfery, będącej wynikiem stapiania się, ponieważ to w nim zbiegają się i przecinają energie dwóch biegunów, pozostające we wzajemnej relacji, a przy tym nierozproszone i nieutracone na skutek bezużytecznej i samookaleczającej konfliktowości. Można powiedzieć, że kiedy dwa bieguny pozostają rozdzielone, wówczas mamy do czynienia z tajemniczym, ciemnym i nieprzeniknionym chłodem, który sprawia, że każda z biegunowości jest niezrozumiała, a ostatecznie także samo życie, a tym bardziej życie konsekrowane, staje się niezrozumiałe. Kiedy natomiast dwa bieguny jednoczą się ze sobą i scalają, wówczas mamy do czynienia z oślepiającym i gorącym wybuchem misterium, który wszystko oświeca i rozgrzewa, „i nic się nie schroni przed jego żarem” (Ps 19, 7).

Uważam, że taki sposób pojmowania misterium może być zastosowany, i to z dobrym skutkiem, do rzeczywistości Ducha Świętego, a przynajmniej da nam do ręki klucz umożliwiający Jego właściwą interpretację.

Można powiedzieć, że Duch Święty z jednej strony ukazuje złożoną strukturę, którą można nazwać dwubiegunową: jest niewidzialny, ale jest też wszechobecny; wszystko przenika, ale jest też poza każdą rzeczą. Jest niewidzialną i główną zasadą jedności, ale jest też Tym, który roznieca bogactwo darów i różnego rodzaju posług.

Z drugiej strony jest On uważany, zarówno przez teologię tradycyjną, jak i współczesną, za Tego, który jest przyczyną i sprawcą syntezy, elementem jednoczącym, współczynnikiem zbieżności, przyczyną zjednoczenia, momentem spotkania. Pomiędzy Ojcem i Synem, a więc we wnętrzu Trójcy Świętej, jest On Tym, który „od Ojca i Syna pochodzi”. I to wcale nie w sensie statycznym i pasywnym, ale raczej intensywnym i jak najbardziej żywym, a więc jako Ten, który wyraża miłość, a zarazem sam jest miłością istniejącą pomiędzy Ojcem i Synem; miłością, która tworzy i buduje jedność.

Miłość ta jest tak silna, że jest w stanie znieść i udźwignąć rzeczywistość Wielkiego Piątku i Niedzieli Wielkanocnej, albo mówiąc inaczej: doświadczenie maksymalnego oddalenia pomiędzy Ojcem a Synem (podczas śmierci na krzyżu) i maksymalnej komunii (podczas niedzielnego zmartwychwstania). Duch Święty, przyzwalając na powierzenie siebie przez Syna Ojcu (w samotności krzyża) i przez Ojca Synowi (w zjednoczeniu Wielkiej Nocy), utrzymuje w jedności najbardziej skrajne bieguny, a więc biegun śmierci i biegun życia Słowa, które stało się Ciałem. W rzeczywistości „sprawia, że także akt śmierci Syna... dokonuje się w Bogu, a nie poza obszarem Bożej woli; ponadto sprawia, że akt miłości Ojca i Syna, który jest nie tylko męczeństwem i zadośćuczynieniem, czyni śmierć Syna śmiercią z miłości, a nie śmiercią dla grzechu”.

I faktycznie, w Duchu Świętym dochodzi do spotkania maksimum rozbieżności i maksimum zbieżności istniejących pomiędzy Ojcem i Synem, co prowadzi do zaistnienia iskry misterium zbawienia.

Poczynając od dnia Pięćdziesiątnicy, dzieje się tak nieustannie w życiu Kościoła. To właśnie tu, jeszcze raz, w Duchu Świętym dochodzi do porozumienia między diasporą, konieczną i opatrznościową w jej otwartości i rozprzestrzenianiu, a jednoczącą siłą Ewangelii; pomiędzy ubogacającą różnorodnością języków i kultur a jednością słowa, które zbawia przez krzyż Syna; pomiędzy fragmentarycznością różnic a mocą tego imienia, w którym jest zbawienie.

W ten sposób otwiera się przed nami szeroki horyzont, bogaty i owocny, z którego wybierzemy teraz jedynie kilka istotnych perspektyw.

a) Jeżeli Duch Święty nie jest jedynie samą ciemnością, ani też samym światłem, ale syntezą życia i śmierci, miłości i bycia kochanym, i wszystkich wydawałoby się przeciwstawnych biegunowości życia ludzkiego, to tylko w Duchu Świętym istnieje możliwość autentycznego przeżywania wiary i konsekracji, również tam, gdzie synteza pomiędzy pewnymi biegunami wydaje się, przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia, trudna do zrealizowania (na przykład, pomiędzy wolnością a służbą, samonegacją a samorealizacją, osobistymi planami a wymaganiami stawianymi przez wspólnotę,
pomiędzy eros a agape, ludzkimi instynktami i wyższymi wartościami, radością a krzyżem, śmiercią a życiem, duszą a ciałem, mocą a słabością, pierwszym a drugim przykazaniem...), albo też tam, gdzie synteza wydaje się bardziej skomplikowana od naszego strachu i naszych nieporadności niż od istniejącej rzeczywistości (na przykład, pomiędzy młodymi a starymi, prawicą a lewicą, konserwatystami a innowatorami, ludźmi zachodu a wschodu, Martą a Marią...).

Czy życie konsekrowane nie jest przypadkiem pełną realizacją własnego człowieczeństwa na drodze dźwigania Chrystusowego krzyża? Czy nie jednoczy ono w sobie maksimum rezygnacji z maksimum błogosławieństwa? Czy nie jest „już teraz” znakiem owego „jeszcze nie”, a więc tego, kim będziemy? Pragnieniem zaspokojonym i niezaspokojonym? A życie wspólnotowe, czy nie jest przypadkiem konkretnym i widzialnym znakiem, że istnieje możliwość życia prowadzonego w jedności pomimo różnorodności: wszyscy święci i wszyscy grzeszni?

b) A oto kolejna ważna wskazówka: Duch Święty dokonuje syntezy, ponieważ jest Miłością i przypomina nam o istnieniu fundamentalnej zasady: tylko miłość leży u podstaw syntezy, tylko intensywna energia jest w stanie utrzymać w jedności egzystencjalne bieguny, dlatego też staje się swoistą pasją, miłością bogatą w energię, która wypływa z faktu syntezy.

Jednakże nie ma to nic wspólnego z duchem Hegla i jego techniczną, zimną i wyrachowaną syntezą, jaka dokonuje się pomiędzy tezą i antytezą. W naszym przypadku mamy do czynienia z ogniem miłości, i to wielkiej miłości, która staje się dynamicznym i jednoczącym centrum, wspólnym mianownikiem wszelkiego rodzaju działania, i pozwala człowiekowi wierzącemu zintegrować małe i wielkie przeciwieństwa, które utrzymują życie ludzkie w nieustannym napięciu. Dzięki takiej właśnie miłości osoba konsekrowana przeżywa głęboką jedność życia, ponieważ cokolwiek by nie czyniła, zawsze trwa w nieustannym poszukiwaniu i miłowaniu Boga. Oczywiście w Duchu Świętym.

I odwrotnie, w rozdwojeniu i w braku spójności w tym, co czyni i kim jest, żyje nie ten, kto ma wiele rzeczy do zrobienia i wypełniony kalendarz zajęć, ale ten, kto posiada w sobie mało miłości, a więc niewielki margines uzupełniający, który pozwalałby mu na dokonywanie syntezy.

c) Ten sam Duch Święty jest postrzegany wewnątrz całej tej rzeczywistości nie jako pewnego rodzaju przeciwstawienie, ale jako synteza ciemności i światła, ponieważ jest i jednym, i drugim. Byłoby rzeczą trudną i niebezpieczną, gdybyśmy w naszej relacji do Ducha Świętego uprzywilejowali tylko jeden z naszych wymiarów interpretacyjnych, a pomniejszali lub wyłączali inny, jak to zresztą często bywało. Bardzo możliwe, że właśnie z tego powodu zgasiliśmy Ducha, a cała sprawa nie uległa ponownemu rozpaleniu...

Po przyjrzeniu się kluczowi służącemu do interpretacji rzeczywistości Ducha Świętego, dokonamy teraz analizy treści tej tajemniczej tożsamości, a przynajmniej kilku jej zasadniczych linii.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama