Rozpłakać się z wdzięczności

Przebaczenie, pokuta i pojednanie - to niezbędne elementy człowieczeństwa

Gdy decydujemy o przyznaniu się do jakiejś niegodziwości, kłamstwa wobec bliskiej nam osoby, bardzo boimy się odrzucenia. Prośba o przebaczenie najczęściej mieszka w sercu ściśniętym przez lęk.

 

Wiemy, że przebaczenie nie zawsze jest czymś oczywistym i spontanicznym. Doświadczenie pokazuje, że niejednokrotnie ten drugi nie jest w stanie unieść wyznanej winy. Czuje się tak zraniony, że zatrzaskuje przed nami drzwi. Ukąszony odkryciem dramatycznej prawdy, nie potrafi okazać współczucia i poddaje się paraliżowi bólu i nienawiści. Z tego powodu niejednokrotnie się zdarza, że ludzie nie decydują się na taki krok. Żyją — niekiedy latami — w poczuciu winy, niosąc w samotności ów ciężar. Zdarza się również, że swoje samotne cierpienie uważają za należną im karę, a Boga postrzegają jako odwróconego plecami Wielkiego Obrażonego.

Poczucie winy

Ból z powodu popełnionego zła — dopóki przeżywam go w osamotnieniu — łatwo zamienia się w zabijające poczucie winy. „Ja, rozpacz i mój grzech, w ten sposób jest nas trzech”. Przebywanie sam na sam z własnym grzechem prowadzi do rozpaczy. Brak oddechu doświadczonego miłosierdzia skazuje na duszenie się smutkiem i poczuciem narastającej beznadziei. Pozornie bowiem jesteśmy sami z własną nędzą. Bardzo szybko naszym kompanem, w owym zamkniętym na przebaczenie świecie, staje się ten, którego Pismo nazywa „oskarżycielem” (Ap 12, 10). Z demoniczną rozkoszą stara się on powiększać poczucie winy, tak byśmy, broń Boże, nie rzucili się w ramiona Ojca.

Ile brutalnych epitetów, którymi obrzucamy własne serce, podpowiada nam właśnie diabeł — Kłamca! „Jestem beznadziejny, głupi, prymitywny, zły! Po tym, co zrobiłem, Bóg się mną brzydzi. Wszystko spaprałem, zawiodłem na całej linii. Zmarnowałem dary Boga, okazałem się niewdzięcznym zdrajcą!” Każde z tych oskarżeń to kolejny kamień, którym, jak Gerazeńczyk owładnięty przez Legion złych duchów, kaleczymy własne serce. Poczucie winy zamyka w mrocznym lochu, w głębokiej izolacji od życia. Zamyka w grobie, który z czasem zaczyna być naszym domem (Mk 5, 4n).

Rozpływam się we łzach

Bóg nie namawia nas do poczucia winy. Nie skazuje na samotne rozpamiętywanie popełnionego zła. On pragnie przyjąć nasze szczere przyznanie się do grzechu, słuchając wypłakanego w swoich ojcowskich ramionach. „Gdy był jeszcze daleko, ujrzał go Ojciec. Wybiegł naprzeciw, rzucił mu się na szyję i ucałował go” — czytamy w jednej z najbardziej przejmujących przypowieści Jezusa. Wewnątrz owego miłosiernego przygarnięcia, syn wypowiada swoje bolesne wyznanie. Natychmiast z łez jego żalu rozkwita wielka radość. Jej znakiem jest uczta! (Łk 15, 32)

Ks. Grzegorz Ryś, prowadząc kiedyś rekolekcje dla sióstr zakonnych, w połowie tych duchowych ćwiczeń oświadczył: „W związku z tym, że dziś jest dzień spowiedzi, wieczorem zawieszamy rekolekcyjne milczenie i urządzamy wspólne radosne spotkanie przy smacznej kolacji”. Przez część sióstr ta dosłowność odczytania Ewangelii została odebrana jako ekstrawagancja i przesada...

Kiedy zdarzy się, że moje wyznanie napotka na współczujące, otwarte, choć zarazem pełne bólu serce (Boga lub człowieka), wcześniejsze napięcie i lęk rozpływają się we łzach wdzięczności. Prawdziwa skrucha jest głębokim wzruszeniem przeżytym wewnątrz przygarniających mnie ramion tego, kto przebacza.

Głęboka skrucha to równoczesność smutnej świadomości mojego grzechu i wdzięczności, że są mi odpuszczone. Ilustrację tak pojętej skruchy znajdujemy w opisie wizyty Jezusa w domu Szymona faryzeusza.

Głęboka wdzięczność

„Kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to, faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: «Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą». Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś powiedzieć». On rzekł: «Powiedz, Nauczycielu!». «Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?» Szymon odpowiedział: «Sądzę, że ten, któremu więcej darował». On mu rzekł: «Słusznie osądziłeś». I zaraz dodaje: «Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich” (Łk 7, 36—45).

Jezus interpretuje gesty kobiety jako wyraz wdzięczności, która wypełnia jej serce. Zanim ona weszła do domu Szymona, najpierw Pan wielkodusznie wkroczył w świat jej pogubienia i grzechu. Miłosierdzie jest zawsze skróceniem dystansu, przejściem ponad otchłanną przepaścią, którą „wykopują nasze grzechy” (Iz 59, 2). Bóg nigdy nie zwleka z wejściem, które dom żałoby zamienia w salę weselną. Przychodzi bowiem zwiastun Dobrej Nowiny o darowanym grzechu. Na oczach duchowego bankruta Chrystus niszczy „zapis dłużny starodawnej winy”, który dłużnika skazywałby na więzienie. Prorok Izajasz sławił „piękno stóp zwiastuna radosnej nowiny”. Kobieta, którą Pan nawiedził i wyzwolił, łzami oblewa te piękne stopy, całuje je, wyciera swoimi włosami, namaszcza drogim olejkiem. Tyle wdzięcznej miłości wylewa się z jej serca za darowany dług wyznanych win.

M. Ferrara pisząc cykl książek o wielkich pokutnikach chrześcijaństwa, zauważa, że „pierwszą oznaką pokuty jest promienna radość usposobienia. Prawdziwy pokutnik zawsze i w każdej sytuacji zachowuje radość i cierpliwość”. Postawa pokuty niekoniecznie musi się wiązać z prośbą o darowanie jakiś poważnych, moralnych przewinień. Duch pokuty może objawiać się w świadomości, że wciąż tak mało kocham drugiego człowieka i Boga. Jeden z księży, który miał asystować Janowi Pawłowi II podczas Mszy św., poszedł do sakramentu pojednania, aby wyznać jeden tylko grzech: fakt, że nie jest święty. Obecność papieża uświadomiła mu, jak bardzo Bóg może promieniować swoim pięknem przez otwarte na niego serce. I to odkrycie, połączone ze świadomością własnej letniości i nieprzejrzystości, skłoniło go do pokuty.

Moc przemiany

Pokuta jest ufnym oddawaniem się w mocne ramiona Boga, któremu grzesznik z góry dziękuje za przemianę, jakiej w nim dokonuje i będzie dokonywał. Ta ufna radość płynąca z bliskości Miłosiernego, jest wielkim źródłem siły w metamorfozie, którą Nowy Testament nazywa metanoia (przemianą mentalności, postaw, myślenia).

Celnik Zacheusz w obecności Pana, który „zatrzymał się w jego domu”, pełen radości deklaruje bardzo radykalne kroki. Równocześnie nazywa swoje draństwa i podejmuje zadośćuczynienie. Czuje się tak umocniony miłosierdziem, że podejmuje niezwykle wymagające decyzje: „Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie»”. (Łk 19, 8).

Od momentu objawień, które stały się udziałem św. siostry Faustyny, słowo „ufność” zostało zdecydowanie odniesione do Bożego Miłosierdzia. Oznacza to zachętę do wielu modlitewnych wyznań: „Ufam, że od razu darowujesz mi grzech, gdy żałuję. Ufam, że dasz mi siłę do oderwania się od zła. Ufam, że pomożesz mi naprawić szkody, jakie przyniósł mój grzech. Ufam, że doświadczenie doznanego miłosierdzia otworzy moje serce na tych, którzy mnie ranią”. Tu przypomina się przypowieść o nielitościwym dłużniku. Pokazuje ona sytuację człowieka, który nie potrafi głęboko ucieszyć się i oddychać duchem wdzięczności za otrzymane przebaczenie. Przeżywa zaledwie ulgę, że mu się upiekło. I z tego to powodu, gdy spotyka swojego dłużnika chwyta go za gardło i zaczyna dusić, krzycząc: „oddaj coś winien!” (Mt 18, 28). Znakiem prawdziwej skruchy staje się wielkoduszność w darowaniu win bliźniemu. Wdzięczny — z wdziękiem wybacza.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama