"Cała jedynie dla Boga i Jezusa"

Życie i powołanie Matki Teresy

"Cała jedynie dla Boga i Jezusa"

Kanonizując Matkę Teresę, papież Franciszek łączy swój głos z milionami mieszkańców świata, którzy już uważają ją za świętą. Będąca dla wielu symbolem miłości bliźniego, Matka Teresa stała się laureatką licznych nagród, w tym także Pokojowej Nagrody Nobla, którą otrzymała w 1979 roku. W momencie jej śmierci, 5 września 1997 roku, założone przez nią Zgromadzenie Misjonarek Miłości miało 594 domy w 123 krajach. Pozostawiła po sobie ponad 3800 sióstr, prawie 380 braci, 13 kapłanów oraz niezliczoną rzeszę współpracowników świeckich w różnych zakątkach świata, z których wszyscy zobowiązali się żyć jej duchem.

Historia Matki Teresy jest niewątpliwym sukcesem, choć ona sama twierdziła, że została powołana do wierności, a nie do odnoszenia sukcesów. Jednak pomimo popularności, którą się cieszyła, niewielu ludzi wie, w jaki sposób Bóg ją kształtował i przygotowywał do jej życiowej misji.

ROZEZNAWANIE POWOŁANIA

Urodziła się 26 sierpnia 1910 roku w Albanii jako Agnieszka Gonxha Bojaxhiu, najmłodsza z trójki rodzeństwa. Wychowywała się w Skopje, mieście różnorodnym etnicznie i religijnie, gdzie jej ojciec był uznanym przedsiębiorcą. Według jej własnej oceny miała szczęśliwe dzieciństwo, a w dzień Pierwszej Komunii świętej, którą przyjęła w wieku lat pięciu, otrzymała łaskę „miłości dusz”, dar od Boga, który naznaczył całe jej życie.
Nagła śmierć ukochanego ojca Agnieszki w 1919 roku pozostawiła rodzinę w trudnej sytuacji finansowej. To jednak jeszcze umocniło wiarę dziewczynki, podtrzymywaną przez pobożną matkę i księży z miejscowego kościoła. W wieku lat dwunastu poczuła się wezwana, by zostać misjonarką wśród ubogich, miała jednak opory przed pozostawieniem matki samej. Miała także wątpliwości — czy rzeczywiście jest powołana, by „całkowicie należeć do Boga”? Kilka lat później pewien chorwacki kapłan zapoznał ją z Ćwiczeniami Duchownymi św. Ignacego Loyoli, w których znalazła odpowiedź na swoje pytania. Myśl o pracy misyjnej, pomimo wyzwań i trudów, jakie ze sobą niosła, budziła w niej radość, będącą potwierdzeniem, którego tak bardzo potrzebowała, by odejść z domu do sióstr loretanek. Osiemnastoletnia Agnieszka powiedziała o swoich planach matce, ale musiało minąć trochę czasu, zanim uzyskała jej błogosławieństwo, a wraz z nim napomnienie, że odtąd ma być „cała jedynie dla Boga i Jezusa”.

SIOSTRA I MATKA

Wyruszając do Indii w 1928 roku, Agnieszka przybrała imię zakonne Teresa. Zawsze podkreślała, że nie chodziło jej o Teresę Wielką z Avili, lecz o „Małego Kwiatka” — Tereskę z Lisieux. Podobało jej się, że św. Teresa od Dzieciątka Jezus ukazywała drogę do świętości poprzez wierność w małych rzeczach, a także mówiła, że wiele łask dla innych można wyjednać, ofiarując Bogu swoje cierpienie. Poruszało ją pragnienie Teresy, by „kochać Jezusa tak, jak jeszcze dotąd nie był kochany”, co przypominało jej słowa matki. W wyborze tego imienia kryło się również coś proroczego, gdyż Teresa, jak w późniejszych latach swego życia Agnieszka, doświadczyła duchowej ciemności, którą była w stanie znieść jedynie dzięki wierze — wierze „ślepej”, niedającej żadnej pociechy.
Przez ponad piętnaście lat siostra Teresa uczyła historii i geografii, czyniąc to w sposób odpowiedzialny, lecz niewyróżniający się niczym szczególnym. Siostry loretanki zapamiętały jej pracowitość, gotowość do podejmowania najprostszych posług, jej źle dopasowane sandały i radosną naturę. W 1931 roku spędziła jakiś czas pomagając w niewielkim punkcie medycznym obsługującym ubogich. Już wtedy widziała bliską, tajemniczą relację pomiędzy nimi a cierpiącym Chrystusem. Wisiał tam obraz Chrystusa Odkupiciela otoczonego tłumem ludzi o twarzach naznaczonych udrękami życia. Patrząc na cierpienia ludzi oczekujących pomocy medycznej, siostra Teresa spoglądała na obraz i powtarzała w duchu: „Jezu, to dla Ciebie i dla dusz!”.
W 1937 roku, krótko przed złożeniem ślubów wieczystych, od których przysługiwał jej już tytuł „Matki Teresy”, pisała do swojego kierownika duchowego o tym, z jaką radością niesie krzyż wraz z Jezusem. Przyznała, że wcześniej krzyże ją przerażały. Teraz jednak zaakceptowała cierpienie i dlatego mówiła, że „Jezus i ja żyjemy w miłości”. Dokładna natura tych krzyży, które wcześniej przyprawiały ją o łzy, pozostaje nieokreślona. Być może jako Albanka czuła się zepchnięta na margines loretańskiego życia w Indiach. Jednak na głębszym poziomie nawiązywała do „ciemności”, jaka jej towarzyszyła — ciemności, która stała się tematem wielu listów pisanych do kolejnych kierowników duchowych i kapłanów, a opublikowanych dopiero po jej śmierci. Z listów tych wynika, że Matka Teresa doświadczała zarówno cierpień wewnętrznych, jak i posuchy duchowej, poczucia nieobecności Boga, za którym tak bardzo tęskniła.

NICZEGO MU NIE ODMAWIAĆ

Miłość Matki Teresy do Boga była tak wielka, że w 1942 roku, wzorem św. Teresy od Dzieciątka Jezus, złożyła prywatny ślub, że nigdy niczego Mu nie odmówi. Usilnie pragnęła, by ten ślub objął wszystkie aspekty jej życia, była zdecydowana odpowiadać Bogu „tak” w każdych okolicznościach, niezależnie od tego, jak skomplikowane i trudne by one były. Ślub ten dotyczył nie tylko heroicznych stron świętości, ale również zwykłych, codziennych spraw. W duchu „małej drogi” św. Tereski obiecała czynić małe rzeczy z wielką miłością. To z miłości miał odtąd wyrastać każdy jej czyn i każde poświęcenie.
We wrześniu 1946 roku w pociągu do Darjeeling i w trakcie odbytych po tej podróży rekolekcji Matka Teresa przeżyła głębokie spotkanie z Panem, który polecił jej opuścić loretanki i założyć w Kalkucie nowe zgromadzenie zakonne, „całkowicie oddane bezinteresownej służbie najbiedniejszym z biednych”. Celem tego zgromadzenia miało być zaspokajanie Jezusowego pragnienia dusz, zawierającego się w Jego „Pragnę” wypowiedzianym na krzyżu. Pragnienie Jezusa — Jego tęsknota za miłością najbiedniejszych, za których ofiarował własne zranione ciało i krew — leżało u źródła wszystkiego, co nastąpiło potem. Jezus pragnął ich miłości i chciał oddać im samego siebie, aby także oni zapragnęli oddać Mu samych siebie.
Jednak zanim Matka Teresa mogła zacząć realizować otrzymaną wizję, musiała przekonać swojego kierownika duchowego i przełożone zakonne, że jej „powołanie w powołaniu” rzeczywiście pochodzi od Boga. U loretanek nauczono ją posłuszeństwa, ale otrzymane polecenie, by czekać, wydawało jej się całkowicie sprzeczne z wolą Boga. Nalegała na szybkie podjęcie decyzji, zarazem w posłuszeństwie poddając się wskazaniom Kościoła, choćby były dla niej bolesne. Wreszcie, w kwietniu 1948 roku, Rzym wydał „dekret o eksklaustracji”, udzielając jej pozwolenia na rozpoczęcie życia w slumsach jako siostra zakonna.
Opuszczenie loretanek było dla Matki Teresy najtrudniejszą rzeczą w życiu. Ruszała do jednej z najmroczniejszych i pełnych chorób dzielnic na świecie. A do tego szła tam sama. Była świadoma swojej nieadekwatności, jak również bardzo delikatnej sytuacji samotnej kobiety w takim otoczeniu. Zakon loretanek cieszył się w Kalkucie dużym szacunkiem. Czy opuszczenie go było rzeczywiście wolą Bożą? Niektórzy uznali to posunięcie za uleganie diabelskim poszeptom. Matka Teresa była jednak zdecydowana, by nie odmawiać Jezusowi niczego, także cierpienia płynącego z plotek, niezrozumienia i izolacji.

ŻYCIE WYPEŁNIONE RADOŚCIĄ

Jej praca zaczęła się od maleńkiej szkoły, gdzie Matka Teresa uczyła dzieci, wypisując alfabet na ziemi i wyjaśniając im podstawy higieny. Wkrótce zaczęła też udzielać pomocy biednym i umierającym. Dręczona lękiem i samotnością, niepewna, w jaki sposób ma wyżebrać konieczne środki, boleśnie uświadamiała sobie, jak bardzo potrzebuje modlitewnego wsparcia. Z biegiem czasu przyłączyły się do niej niektóre z byłych uczennic i w 1950 roku nowe zgromadzenie zostało formalnie powołane. W 1952 roku napisała do Belgii, do przyjaciółki, której słabe zdrowie uniemożliwiło wstąpienie do zgromadzenia, z prośbą, by ofiarowała swoje cierpienie Panu jako formę wstawiennictwa za jej dzieło. Dało to początek gałęzi Chorych i Cierpiących Współpracowników, która odtąd wzrastała w liczbę, podobnie jak same Misjonarki Miłości.
"Cała jedynie dla Boga i Jezusa" Do Matki Teresy dołączały nie tylko kandydatki na siostry zakonne. Do pomocy zgłaszali się także świeccy, którzy z czasem utworzyli świecką gałąź jej zgromadzenia, powstało też zgromadzenie męskie. Otwierała punkty dożywiania, domy dziecka, domy dla umierających, kliniki dla trędowatych i domy dla ofiar AIDS. Kobieta modlitwy, której dzieła rodziły się z kontemplacji, odczuwała dyskomfort z powodu swej rosnącej popularności, a zwłaszcza z powodu wciąż rosnącej liczby zaproszeń do przemawiania na konferencjach i zgromadzeniach na całym świecie. I tu jednak nie odmawiała Panu, niezależnie od tego, jak wiele ją to kosztowało.
Podczas gdy świat wyrażał jej swoje
uznanie, Matka Teresa widziała w nim, i to nie tylko w świecie ubogich, ale też świecie klasy średniej i świecie osób zamożnych, współczesną Kalwarię. Podróżując do bogatych krajów, nabrała przekonania, że ubóstwo duchowe jest większym problemem niż ubóstwo materialne Trzeciego Świata, w którym pracowała. Pozostała wierna do końca swej determinacji kochania Boga tak, jak dotąd nigdy nie był kochany. Pomimo wszystkich niedostatków materialnych i cierpień duchowych, jakie przyszło jej znosić, Matka Teresa była osobą radosną. Dlaczego? Ponieważ zawsze znajdowała Jezusa w ubogich. I ponieważ każdy czyn miłości stawiał ją „twarzą w twarz z Bogiem”.


opr. ab/ab


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama