Z powrotem do źródeł

Fragmenty książki "Duchowość daru z siebie"

Z powrotem do źródeł

Stanisław Morgalla SJ

DUCHOWOŚĆ DARU Z SIEBIE

ISBN: 978-83-7505-468-2

wyd.: WAM 2010



Z powrotem do źródeł

Celem tych rozważań nie było ośmieszanie bezinteresowności czy choćby miłości rodzicielskiej. Przeciwnie, przez kontrast z dość częstymi scenariuszami chciałem pokazać cudowność tego, że bezinteresowność zdarza się na tym świecie. Fakt, że bezinteresownym gestom towarzyszą oczekiwania (zwłaszcza te nieświadome), nie jest niczym zdrożnym, ale raczej przyrodzonym. Moment uświadomienia sobie tych ukrytych oczekiwań i świadomy akt rezygnacji z nich jeszcze bardziej podkreśla bezinteresowność naszych słów czy gestów, a jednocześnie przywraca im ludzkie cechy. My z na tury jesteśmy wieloznaczni, bo w naszej duszy toczy się nieustannie walka między dobrem i złem, dlatego konieczna jest bezustanna czujność. Niebezpiecznie jest tylko wtedy, gdy to, co nieuświadomione zaczyna mieć decydujący wpływ na ludzkie postępowanie. Sygnałem, że tak się właśnie dzieje, jest to, że nasze zachowanie zaczyna być sztywne i mechaniczne, pozbawione wrażliwości na otaczający nas świat i ludzi. Konieczny jest więc solidny, codzienny rachunek sumienia.

Ignacjański rachunek sumienia

Dlaczego nie lubimy rachunku sumienia? Pewnie dlatego, że kojarzy się z grzechem, karą i przykrym poczuciem winy czy bezsilności. Zaniedbując go, zapominamy jednak, że jest to droga nie tylko wewnętrznego oczyszczania, ale także oświecenia i zjednoczenia z Bogiem, i to w tak delikatnej sferze, jaką jest nasza ułomność i grzeszność. Rachunek sumienia to swoisty papierek lakmusowy naszej duchowej dojrzałości. Nie jest dziełem przypadku, że w przeżywaniu prawdy o własnej grzeszności leży clou chrześcijańskiej nowości, ponieważ to w nim dokonuje się religijny przewrót kopernikański, z którego św. Ignacy uczynił centralną treść pierwszego tygodnia Ćwiczeń duchownych (dalej: ĆD). Dlatego rachunek sumienia powinien być codziennym echem owego zadziwionego, paschalnego okrzyku: „O, szczęśliwa wino!” Powinien być też okazją do pokornego, a jednocześnie odważnego powtarzania za św. Pawłem: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 12, 9). Zobaczmy, czy takie przewartościowanie rachunku sumienia jest możliwe. Okazją do tego niech stanie się mała rewizja ignacjańskiej metody rachunku sumienia, według pięciu punktów zawartych w Ćwiczeniach duchownych (por. Ćd 43).

Przedmiot rachunku sumienia

Duchowość ignacjańska ma w sobie coś paradoksalnego, zwłaszcza gdy próbuje godzić skrajności. Takie znamiona nosi między innymi ignacjańska metoda rachunku sumienia, ponieważ łączy to, co najbardziej osobiste — subiektywny punktu widzenia, z tym, co uniwersalne — obiektywną sytuacją poddaną analizie. Ogromna dysproporcja między naszą subiektywną wiedzą a obiektywnym stanem rzeczy może onieśmielać i zniechęcać, lecz nie powinna zwalniać z wysiłku dochodzenia do prawdy. Tym bardziej, że zgodnie z intuicjami św. Ignacego przedmiotem rachunku sumienia nie jest wprost owa obiektywna sytuacja, ale jej percepcja w naszym wnętrzu, czyli tzw. poruszenia wewnętrzne, które my dziś częściej nazywamy uczuciami i emocjami (jest to oczywiście pewne uproszczenie). Dlatego przedmiotem naszych analiz będą uczucia i emocje, gdyż są one nie tylko bardzo dobrym materiałem do samego rachunku sumienia, ale i jego wewnętrznym motorem. Przemawia za tym kilka oczywistych względów. Po pierwsze, większość z nich odczuwamy spontanicznie i bezwiednie, wcale o to nie prosząc. Po drugie, uprzedzają nasz rozum i nie dają się łatwo kontrolować, dlatego mówią o nas bardzo wiele i „poza cenzurą”, jaką stanowią mechanizmy obronne. Po trzecie wreszcie, pod ich wpływem często podejmujemy różne ważne decyzje i działania, dlatego podlegają rozeznaniu duchowemu i uporządkowaniu.

Uczucia i emocje — zarówno te negatywne, jak i pozytywne — zasługują na szczególną uwagę jeszcze z innego względu: są koniecznym dopełnieniem zdrowej natury, na której buduje łaska. Każde ludzkie działanie (akt woli) bywa wsparte nie tylko rozumną motywacją (akt rozumu), ale i poruszeniem emocjonalnym (akt serca). Często o pomyślności jakichś przedsięwzięć decydują nie tyle słuszne i rozumne cele, co żar serca. Jeśli studiować, to z zapałem i entuzjazmem! Jeśli jeść, to z apetytem i radością! Jeśli nosić żałobę, to ze smutkiem i żalem! Uczucia i emocje można więc porównać do wiatru, który bezustannie wieje, kędy i jak chce. Nie mamy nad nim władzy, lecz możemy z niego skorzystać. Nasza natura przypomina bowiem dobrze wyposażony jacht, który można wprawić w ruch spokojną i mozolną pracą pagaja (krótkiego wiosła) lub przy wykorzystaniu ożaglowania i odpowiednich technik sterowniczych. A cóż piękniej wyraża ludzki geniusz niż wspaniały jacht na pełnych żaglach, sunący po wzburzonych falach morza?

Punkt 1. Dziękować Bogu za otrzymane dobrodziejstwa

Każdą czynność warto zacząć od pozytywnego wzmocnienia, tym bardziej jeśli — jak w naszym przypadku — dotyczy ona trudnego i mozolnego wglądu w siebie. W ignacjańskim rachunku sumienia rolę takiego wzmocnienia spełnia dziękczynienie. Może ono dotyczyć nie tylko duchowych pocieszeń i natchnień, ale także tych naturalnych i przyrodzonych zdolności, które — jeśli głębiej wniknąć w ich istotę — są takim samym, jeżeli nie większym, bo wciąż niedocenianym przejawem Bożej Opatrzności. Wszak na tle porażającego ogromem wszechświata samo istnienie życia jest czymś cudownym i wyjątkowym, wystarczającym powodem do nieustannego dziękczynienia. W naszej analizie ograniczymy się do kilku podstawowych uczuć — radości, dumy i wdzięczności — które stanowią naturalną osnowę dziękczynienia. Na tej naturze opiera się łaska, dlatego jest to doskonałe preludium do właściwego dziękczynienia.

Nawet najbardziej doświadczony przez życie człowiek ma powody do radości. Choćby to, że ma zdrowe ręce i nogi. Smutną prawdą jednak pozostaje fakt, że powodów tych nie doceniamy w dostatecznym stopniu i to z wyraźną szkodą dla życia tak osobistego, jak i wspólnotowego. Przypomina to korzystanie z wiosła w piękny i wietrzny dzień i to na łodzi, która dysponuje zarówno dobrym sterem, jak i ożaglowaniem.

Konieczne byłoby więc przewartościowanie życia pod kątem radości, tym bardziej, że jest ona podstawą kolejnych, bardziej subtelnych pozytywnych uczuć, takich jak życzliwość, serdeczność czy wdzięczność. Nie bez powodu św. Paweł zalicza radość do darów Ducha Świętego (por. Ga 5, 22), a jej brak — jak jednomyślnie podkreślają podręczniki psychopatologii — jest przejawem poważnych uszczerbków na zdrowiu psychicznym i fizycznym.

Kolejnym zaniedbanym uczuciem wydaje się zwykła ludzka duma, która pozwala z pogodą ducha znosić nieuchronne przeciwności życia. Jest ona tym ważniejsza dla nas, Polaków, że nosimy w sobie jakiś dziwny kompleks niższości, brak poczucia własnej wartości i słabość wyssaną niemal z mlekiem matki. Z pewnością to pozostałości katastrofalnego eksperymentu, w którym próbowano stworzyć z nas nowy rodzaj ludzki — homo sovieticus. Zwykła ludzka duma została tak skutecznie w nas złamana, że jakikolwiek jej przejaw do tej pory źle się kojarzy i dlatego nieomal każdy w konfesjonale wyznaje jako grzech powszedni pychę, jakby możliwy był oksymoron w rodzaju „dumny niewolnik” lub „pyszny przegrany”. Właśnie dlatego trzeba dumę oczyścić z tych negatywnych skojarzeń i przywrócić jej rozwojowy charakter. Duma to synonim podstawowego zaufania, pewności siebie i wiary w pomyślny dalszy ciąg życia. Gdy dziecko stawia pierwszy krok, pokonuje własny lęk, samodzielnie kończy pierwszą układankę, widzi w oczach rodziców dumę, którą na zasadach empatycznego rezonansu absorbuje w siebie i uczy się dumy z własnych osiągnięć. Cieszy się i odważniej robi następny krok, rozpędzając tym samym koło zamachowe rozwoju, które uzdolni je do pokonania kolejnych trudnych zadań. Każde pomyślne zwieńczenie następnego kroku naprzód jest powodem do zasłużonej dumy, która wcale nie kłóci się z wdzięcznością Bogu, lecz przeciwnie jest jej pomnożeniem, bo to Bóg daje siły i potrzebny zapał. A w ostatecznym rozrachunku to Bóg zastępuje dumne spojrzenie rodziców czy kolejnych osób znaczących. To On jest z nas dumny i tę zdrową dumę, dumę dzieci Bożych, w nas rozwija. Czas zerwać z Sartrowską karykaturą Boga jako złośliwego podglądacza, a przywrócić Mu ewangeliczną postać dobrego i miłosiernego Ojca, który widzi w ukryciu (Mt 6, 4) każde dobro i otacza nas swoją troską.

Nieustanna wdzięczność jest tą postawą, do której gorąco namawia nas św. Paweł, niczym do jednej z najważniejszych chrześcijańskich cnót: A cokolwiek mówicie lub czynicie, wszystko [niech będzie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego (Kol 3, 17); W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża (1 Tes 5, 18); Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Ef 5, 20). Wbrew pozorom wdzięczność jest postawą, której trudno się nauczyć.

Raczej wydaje się darem łaski Bożej lub owocem współpracy z nią, a jej zwiastunem jest głęboka przemiana sposobu postrzegania siebie i świata. Główną treścią tego nowego sposobu patrzenia na świat jest przekonanie, że wszystko jest darem Boga, wszystko jest łaską. A jeśli tak, to nieustanna wdzięczność jest jedyną proporcjonalną odpowiedzią człowieka.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama