Milczący rejs w głąb

O ciszy i medytacji

Życie nabrało niezwykłego tempa. Każdego dnia od momentu przetarcia oczu po porannym przebudzeniu nasze zmysły odbierają tysiące bodźców: te, które dochodzą do nas mimowolnie, i te, które sami sobie fundujemy. Sposób życia, media i nowe technologie komunikacyjne redukują przestrzeń ciszy do minimum. Cisza jest dziś deficytowa i jednocześnie staje się ogromną potrzebą, którą odczuwa serce człowieka. Człowiek tęskni za ciszą i oddechem. Potrzebuje zatrzymania, bo nie chce zwariować. Chciałby zamilknąć, bo szuka sensu swojego życia. Często też pragnie spotkania z Bogiem.

Gdy przychodzi cisza

Można zapewne zgodzić się z twierdzeniem, że choć trudno dziś o ciszę, to jednak nie jest ona nieosiągalna. Wielu ludzi, zdając sobie sprawę z ogromnej jej wartości, z większym lub mniejszym wysiłkiem, znajduje miejsce samotności i przestrzeni niemówienia. Niektórzy przyjeżdżają do klasztoru, inni udają się samotnie wgóry albo — ogólnie mówiąc — na łono natury, jeszcze inni mają swoje sprawdzone miejsca, na przykład kaplicę bądź domek na wsi. W takim czy innym miejscu, w dłuższym lub krótszym czasie, prawie każdy zowych „poszukiwaczy ciszy” uświadamia sobie, że jest ona wymagająca i wcale nie oznacza odpoczynku w sferze bezdźwiękowej.

Cisza to nie tyle brak dźwięków, ile przestrzeń, w której jestem sam, gdzie nie ma silnych bodźców zzewnątrz i gdzie sam nie produkuję hałasu, w tym także słów i myślenia. W takiej przestrzeni ujawnia się wiele rzeczy. W Ośrodku Medytacji Chrześcijańskiej wKlasztorze Benedyktynów wLubiniu wkrótkiej instrukcji zatytułowanej Reguły praktyki, dla chcących odbyć swoje medytacyjne rekolekcje wciszy, możemy przeczytać: „Jedną znajważniejszych zasad wspólnej praktyki jest pielęgnowanie ciszy wzmacniającej koncentrację, uważność i szacunek dla wszystkich razem i dla każdego zosobna. Nie jest to łatwe. Cisza i samotność pozwalają skierować nasz umysł ku wnętrzu. Gdy brak jest wrażeń zewnętrznych, wtedy wnaturalny sposób objawia się nasze wnętrze. To może być trudne i bolesne doświadczenie poznawania samego siebie, jest to jednak konieczny etap naszego oczyszczania i duchowego wzrostu. Bez praktyki milczenia nie sposób mówić o poważnym traktowaniu życia duchowego”1.

Tekst ten, mówiąc o trudzie i bólu, zjednej strony może nieco wystraszyć, z drugiej jednak — zawiera coś kuszącego: praktykę milczeniaipoważnetraktowanieżyciaduchowego;poznaniesamego siebie i oczyszczenie na drodze duchowego wzrostu. To zaproszenie dla ludzkiego stęsknionego serca, aby wejść na drogę benedyktyńskiego habitare secum, czyli „zamieszkania ze sobą samym pod okiem Najwyższego Świadka”2. Praktyka milczenia, choć kusząca, okazuje się trudna i wymagająca. Szybko bowiem pojawiają się pierwsze objawy chorobowego stanu nieumiejętności zachowania ciszy i wewnętrznego milczenia. Trudno wytrwać.

Zanurzenie

Przy pierwszym spotkaniu z ciszą najczęściej pojawia się efekt ulgi, który często wiąże się zwerbalnym lub niewerbalnym stwierdzeniem: „Uff! Nareszcie chwila spokoju”. Jednak już po kilku godzinach niemówienia i zaprzestania aktywności cisza zaczyna obejmować człowieka poszukującego pokoju, a jej uścisk staje się coraz silniejszy. Święty Jan Klimak (VII wiek) opisał ten proces w następujący sposób: „Kto nigdy nie doświadczył Boga, nie jest zdolny do wyciszenia i wystawia się na liczne niebezpieczeństwa. Cisza przytłacza niedoświadczonych. Nie zakosztowawszy jeszcze słodyczy Boga, tracą oni czas na bycie zniewalanym i ograbianym przez zło, na zniechęcenia i wewnętrzne niepokoje”3.

„Cisza przytłacza niedoświadczonych” i, chcąc nie chcąc, prowokuje do znalezienia wobec niej jakiegoś punktu odniesienia.

Co z nią zrobić? Ujawnione „wewnętrzne niepokoje i zniechęcenia” podpowiadają różne możliwości wypełnienia ciszy, na przykład lekturą, wynajdywaniem zajęć, nadrabianiem zaległości czy może nawet posłuchaniem czegoś duchowego. Jeśli ulegnę tym podpowiedziom, milczenie zewnętrzne nie poprowadzi w głąb i nie przyniesie spodziewanego i upragnionego wyciszenia. Co zatem zrobić? Mogę się jej poddać w prostym akcie zasłuchania najpierw w dźwięk, w rzeczywistość, później także w to, co pojawia się w środku, i zacząć się modlić.

Modlitwa jednego zdania

Chrześcijańska tradycja duchowa zna wiele sposobów spokojnego trwania przed Bogiem wciszy. Nie da się ukryć, że wiele z tych „metod” jest trudnych do zastosowania dla współczesnego człowieka stygmatyzowanego przez aktywność, słowa i dźwięki. Pędzącego umysłu nie udaje się szybko i łatwo zatrzymać. Diadoch, biskup Fotyki z V wieku, przychodzi z pomocą w tej trudnej sytuacji: „Kiedy przez pamięć o Bogu zamkniemy wszystkie drogi rozpraszania się rozumu, zaczyna on wymagać od nas koniecznie jakiegoś czynu, który zadowoliłby potrzebę jego działania. Dla całkowitego wypełnienia tego celu należy mu dać (słowa) «Panie Jezu» jako jedyne zajęcie”4.

Święte wezwanie stanowi kotwicę pozwalającą zatrzymać okręt umysłu miotany w tysiące kierunków jednocześnie. Umożliwia złapanie jedynego właściwego azymutu na Boga samego i poddanie

1 Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej wKlasztorze Benedyktynów wLubiniu, Reguły praktyki, tekst niepublikowany.

2 Por. Św. Grzegorz Wielki, Dialogi. Księga druga, 3, 5, w: Święty Benedykt z Nursji, Reguła; Święty Grzegorz Wielki, Dialogi. Księga druga, Kraków 1994, s. 312.

3 Filokalia. Teksty o modlitwie serca, Kraków 2002, s. 189.

4 Tamże, s. 130.

Maksymilian Nawara OSB (ur. 1979), dr teologii patrystycznej, od 2006 roku prowadzi w Opactwie Benedyktynów w Lubiniu Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej. Opublikował: "Oddychać Imieniem. O medytacji chrześcijańskiej."
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama